StoryEditor
Rynek i trendy
05.08.2019 00:00

Polacy zadowoleni z pracy i nie boją się jej utraty

Większość polskich pracowników (64 proc.) jest zadowolonych z ogólnych warunków zatrudnienia i sytuacji na rynku pracy – wynika z badania „Confidence Index” przeprowadzonego w II kwartale 2019 r. przez firmę rekrutacyjną Michael Page.

To drugi najlepszy wynik wśród badanych 14 europejskich państw. Co więcej, ponad połowa kandydatów z Polski jest przekonana, że nową pracę znajdzie w mniej niż 1 miesiąc.

Gonimy lidera

Najlepiej kondycję rodzimego rynku pracy i swoją sytuację zawodową oceniają Niemcy (68 proc.) – wynika z cyklicznego badania „Confidence Index” przeprowadzonego w II kwartale 2019 r. przez firmę rekrutacyjną Michael Page. Już na drugim miejscu, z wynikiem 64 proc., uplasowali się Polacy, a ranking najbardziej usatysfakcjonowanych pracowników w Europie zamykają Austriacy (63 proc.). 

- W Polsce rynek pracy sprzyja kandydatom, gdyż dziś to pracodawcy walczą o pracowników. To sprawia, że oczekiwania względem miejsca zatrudnienia rosną. Firmy natomiast są bardziej skłonne do tego, aby te potrzeby spełniać. Możemy przypuszczać, że w najbliższej przyszłości pozycja kandydatów będzie tak samo silna albo jeszcze mocniejsza. Jak pokazują dane GUS, od kwietnia stopa bezrobocia utrzymuje się na rekordowo niskim poziomie - 5,5 proc. Ponadto, Komisja Europejska podniosła prognozy wzrostu gospodarczego dla Polski na 2019 r. i utrzymała prognozę wzrostu na 2020 r. To może oznaczać, że zapotrzebowanie na pracowników będzie prawdopodobnie stale się zwiększać – mówi Wojciech Bartz, senior executive manager w firmie rekrutacyjnej Michael Page.

Optymistyczne prognozy na przyszłość

Polacy z optymizmem patrzą również w przyszłość. Spośród wszystkich badanych krajów, największy odsetek naszych rodaków (niemal 80 proc.) pozytywnie ocenia przyszłość rodzimego rynku pracy. Ponadto, 70 proc. szacuje, że w ciągu najbliższych 6 miesięcy również dobrze będzie się kształtować sytuacja ekonomiczna w Polsce.

- Pozytywne nastroje przekładają się również na wzrost oczekiwań kandydatów. Jak pokazuje nasze badanie, ponad połowa ankietowanych (54 proc.) liczy na podwyżkę w ciągu najbliższych 12 miesięcy. W tym samym czasie 47 proc. spodziewa się otrzymania awansu. Mimo korzystnej sytuacji na rynku pracy, polscy pracownicy dużą wagę przykładają do inwestowania „w siebie”. 8 na 10 ma zamiar w ciągu najbliższego roku rozwinąć swoje kompetencje, a 55 proc. zmieniłoby pracę po to, aby w innym miejscu nauczyć się nowych umiejętności – dodaje Wojciech Bartz.

Wynagrodzenie traci na znaczeniu

Obecny rynek pracy sprzyja również poszukującym nowego miejsca zatrudnienia. Większość badanych (82 proc.) szacuje, że znalezienie nowej pracy zajmie im mniej niż 3 miesiące. Ponad połowa (51 proc.) jest przekonana, że poświęci na to 1 miesiąc. Tylko co 10. ankietowany obawia się, że na szukanie nowego pracodawcy przeznaczy od 4 do 6 miesięcy.

- Większość pracowników (55 proc.) potencjalną zmianę obecnej pracy motywuje chęcią zdobycia dodatkowych umiejętności. 35 proc. skarży się na brak perspektyw do rozwoju zawodowego w obecnym miejscu zatrudnienia. Co ciekawe, spada odsetek respondentów, którzy rozważają zmianę pracy ze względu na lepsze wynagrodzenie. W II kwartale 2019 r. na taki powód wskazało nieco ponad 39 proc. badanych. Dla porównaniu w I kwartale 2019 r. takiej odpowiedzi udzieliło 43 proc. respondentów – dodaje Wojciech Bartz

Z badania „Confidence Index” wynika także, że na decyzję o zmianie pracodawcy może wpłynąć również chęć pracy w bardziej etycznej firmie (33 proc.) oraz potrzeba pracy w miejscu, które pozwoli utrzymać lepszy work-life balance (15 proc.). 

Confidence Index to cykliczny sondaż przeprowadzany przez Michael Page, który bada nastroje wśród osób poszukujących pracy w wybranych krajach w Europie, Ameryce Północnej, Ameryce Południowej, Azji oraz Australii. 

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Rynek i trendy
22.04.2025 12:35
Guardian: Tanie perfumy podbijają brytyjski rynek – co druga osoba kupiła zapachowy „dupe”
Shutterstock

Na brytyjskim rynku perfum pojawił się nowy trend, który dynamicznie zyskuje popularność – tzw. „dupe scents”, czyli tańsze odpowiedniki znanych luksusowych zapachów. Jeden z takich zapachów przypomina perfumy Baccarat Rouge 540 warte 355 funtów, a inny – Penhaligon’s Halfeti za 215 funtów. Tymczasem ceny ich imitacji zaczynają się już od 5 funtów. Według badań aż połowa brytyjskich konsumentów przyznaje, że kupiła tego typu produkt, a 33 proc. zadeklarowało chęć ponownego zakupu.

Zjawisko zyskało popularność głównie dzięki mediom społecznościowym – na TikToku hasztag #perfumedupe ma tysiące wpisów. Jednak za atrakcyjną ceną często kryją się kontrowersje prawne. Producenci oryginalnych perfum coraz częściej zwracają się do prawników o porady, jak bronić swoich formuł przed kopiowaniem. W niektórych przypadkach konkurencyjne firmy pytają nawet, jak legalnie stworzyć perfumowy „dupe”. Niestety, jak podkreślają eksperci, ochrona zapachu w świetle brytyjskiego prawa jest niemal niemożliwa – zapachów nie da się jednoznacznie opisać graficznie, a więc nie można ich zarejestrować jako znak towarowy.

Ochrony nie daje także prawo patentowe. Jak wyjaśnia Eloise Harding z kancelarii Mishcon de Reya w rozmowie z brytyjskim Guardianem, perfumy rzadko spełniają warunek „kroku wynalazczego”, niezbędnego do uzyskania patentu. Co więcej, nawet gdyby taki patent został przyznany, po 20 latach formuła staje się publiczna. Tymczasem producenci tańszych wersji perfum coraz częściej sięgają po techniki takie jak chromatografia gazowa-spektrometria mas (GCMS), by rozłożyć oryginalne zapachy na czynniki pierwsze i stworzyć ich tańsze kopie – często z użyciem mniej szlachetnych składników.

Rynek perfum w Wielkiej Brytanii osiągnął wartość 1,74 miliarda funtów w 2024 roku, a według prognoz firmy badawczej Mintel do 2029 roku przekroczy 2 miliardy. W ankiecie przeprowadzonej wśród 1 435 osób, aż 18 proc. tych, którzy jeszcze nie kupili „dupe perfum”, przyznało, że są nimi zainteresowani. Ekspertka Mintel, Dionne Officer, zauważa, że młodsze pokolenia, wychowane w czasach kryzysów gospodarczych i wszechobecnego fast fashion, nie widzą nic złego w kupowaniu imitacji. Wręcz przeciwnie – umiejętność znalezienia okazji i tańszej wersji luksusu postrzegana jest dziś jako przejaw sprytu, a nie wstydliwego kompromisu.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Rynek i trendy
22.04.2025 09:35
Wzrost wartości perfum wycofanych z rynku – rynek kolekcjonerski profesjonalizuje się
Valeria Boltneva via Pexels

Rynek perfum vintage i wycofanych z produkcji rozwija się dynamicznie, mimo braku oficjalnych danych dotyczących jego wielkości. Mathieu Iannarilli, paryski handlarz rzadkimi zapachami, od 2007 roku specjalizuje się w poszukiwaniu unikalnych flakonów dla klientów gotowych zapłacić od 150 euro do ponad 3 000 euro za butelkę.

Jak donosi Financial Times, osoby wierne jednemu zapachowi, po jego wycofaniu czują się „osierocone zapachowo” i są gotowe na wiele, by odzyskać swoją olfaktoryczną tożsamość. Na eBayu można znaleźć ponad 50 000 wyników po wpisaniu hasła „discontinued fragrances”, a ceny potrafią być astronomiczne – Tom Ford Amber Absolute kosztuje nawet 4 300 dolarów, a Vivienne Westwood Boudoir – 2 784 dolary.

Jednym z czynników napędzających ten rynek są tzw. „flankery”, czyli limitowane wariacje klasycznych zapachów. Dla kolekcjonerów stanowią one nie lada gratkę – np. Estée Lauder Sensuous Noir z 2008 roku osiąga na eBayu cenę 265 funtów, a Thierry Mugler A*Men Pure Malt z 2009 roku przekracza 600 funtów. Do wzrostu cen przyczyniają się również zakończenia licencji zapachowych lub bankructwa marek – ceny perfum marek takich jak Vivienne Westwood czy Stella McCartney potroiły się po ich wycofaniu z rynku perfumeryjnego.

Ceny vintage’owych zapachów są windowane również przez prestiż i historię producentów. Klasyki od marek takich jak Guerlain są poszukiwane zarówno przez osoby, które chcą je nosić, jak i kolekcjonerów. Flakon Guerlain Djedi może osiągnąć wartość ponad 3 000 euro. Co więcej, zapotrzebowanie nie ogranicza się do segmentu luksusowego – przykładem może być Ultima II Sheer Scent od Revlon, który od 1990 roku pozostaje ulubionym zapachem matki krytyka mody FT, Alexandra Fury’ego, mimo że został wycofany z produkcji już na początku lat 2000.

Zmiany w regulacjach unijnych dotyczących składników kosmetycznych również miały wpływ na rynek – od początku lat 2000 wiele zapachów zostało przeformułowanych, często ku niezadowoleniu wiernych użytkowników. W efekcie rośnie popyt na starsze wersje tych samych perfum. Aimee Majoros, kolekcjonerka zapachów z Nowego Jorku, wspomina, że jej butelka Mitsouko Guerlain z lat 70. pachnie zupełnie inaczej – i lepiej – niż obecna wersja. „Najlepszy zapach, jaki kiedykolwiek poczułam, to próbka L’Air du Temps od Nina Ricci z lat 60.” – dodaje. W społeczności miłośników perfum frustracja związana z reformulacjami jest zjawiskiem powszechnym.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
24. kwiecień 2025 03:30