Przez Galerię Krakowską codziennie przepływają tłumy klientów. To miejscowi, którzy idą po zakupy do modnych butików, ale przede wszystkim przyjezdni, bo Galeria Krakowska jest przyklejona do Dworca Głównego PKP i połączona z nim tunelem. Ktokolwiek przyjeżdża do Krakowa koleją, musi tu trafić. Stąd prowadzą wyjścia do tramwajów, autobusów, do dworca PKS, a ponad 270 butików kusi swoją ofertą.
Klientów galerii zaraz przy wejściu od ulicy Pawiej witają dwa szyldy drogerii i apteki Mediq. Żeby dostać się do apteki trzeba przejść przez drogerię. Obie placówki działają od ośmiu lat, każda na własny rachunek, łączy je tylko wspólne wejście. Obie do niedawna zarządzane były przez grupę APC Pharma. W połowie 2013 roku trafiły do Penta Investments – właściciela aptek Dr.Max, który sukcesywnie zmienia szyldy i wystój przejętych obiektów. Obecnie do sieci Dr. Max należy blisko 300 aptek. Drogeria Europejska pozostaje wśród nich jedynym „rodzynkiem”. Nowy właściciel mocno analizuje jej działalność. Iwona Kępa, kierowniczka drogerii, ma nadzieję, że jeśli nadejdą zmiany to tylko na dobre. – Przynosimy zyski, mamy klientów, mimo bardzo dużej konkurencji otaczających nas perfumerii i drogerii – podkreśla.
Przyjezdni klienci to wyzwanie
Lokalizacja drogerii determinuje jej styl i charakter. – Większość klientów wpada tu przy okazji, z walizką, na szybko, bo spieszą się do pociągu. Staramy się więc tak poukładać sklep, żeby działy były usystematyzowane, a robienie zakupów wygodne i szybkie. Sprzedajemy dużo produktów w mniejszych pojemnościach, wszystko musimy mieć w formacie podróżnym – mówi pani Iwona. Są też stali klienci. Tych widać po gazetkach, z którymi przychodzą skuszeni promocjami (9 tys. egzemplarzy gazetek reklamowych trafia co miesiąc do okolicznych mieszkańców). W drogerii pracuje 15 osób. Wszystkie mają zajęcie. Szczególnie w weekendy sklep przeżywa oblężenie. Choć klientki mają bardzo dużą wiedzę, nadal chętnie korzystają z pomocy personelu przy zakupach. – Nie zdarzało się kiedyś, żeby klientki interesowały się składem kosmetyków, dziś wręcz studiują etykiety pod kątem dozwolonych i niepożądanych składników. To również dla nas jest wyzwanie, musimy cały czas podnosić swoje kompetencje. Nadal jesteśmy proszone o poradę, panie chętnie korzystają z naszej pomocy i myślę, że to jest również naszym atutem. U nas konsultantki są cały czas do dyspozycji – mówi pani Iwona. Chciałaby, żeby producenci przeprowadzali więcej szkoleń. – Jest ich zdecydowanie mniej niż bywało kiedyś – dodaje.
Promocje tak, ale nie tylko
Na półkach Europejskiej jest ok 25 tys. produktów. Kosmetyki ze wszystkich kategorii, masowe i profesjonalne. Te ostatnie cieszą się bardzo dużym zainteresowaniem. – Klientki szukają czegoś więcej niż podstawowa pielęgnacja i my staramy się im to zaoferować. Chętnie nawiązujemy kontakty z markami, których nie ma w sieciowej konkurencji – podkreśla pani Iwona. –Zarazem jednak przyznaje, że obecnie sprzedaje się dużo więcej produktów tańszych marek, a klienci już od progu pytają o promocje. Dlatego w drogerii Europejskiej jest cały przekrój produktów od znanej wszystkim Ziai (jest dostępna w bardzo szerokiej ofercie) przez niszowe produkty z Iwonicza-
-Zdroju i Rabki po serie Babuszki Agafii i Natura Siberica z Rosji, które zostały wprowadzone na wyraźne życzenie klientek i robią prawdziwą furorę. – Miałyśmy bardzo dużo zapytań o te produkty, weszły najpierw na próbę i szybko na stałe, bo znikają z półek – opowiada kierowniczka drogerii. Na amatorów kosmetyków z półki premium, z pogranicza dermokosmetyków i produktów gabinetowych, czekają m.in. np. Yonell, Biomaris. Wyżej pozycjonowane cenowo marki, jak Pupa, Artdeco, Revlon znajdziemy też w strefie makijażu. Ta kategoria, mimo dużego udziału przypadkowych klientów, robi znaczną część obrotów drogerii. Wydzielona strefa z szafami ekspozycyjnymi znajduje się tuż przy stanowisku kasowym, przy wejściu.
Kooperacja z apteką, nie konkurencja
Połączenie drogerii z apteką, zdaniem pani Iwony, przynosi korzyści. – To działa w dwie strony, klient, przechodząc do apteki przez naszą salę, zazwyczaj coś jeszcze zauważy. I odwrotnie, idąc po kosmetyki, przypomina sobie, że czegoś mu brakuje z apteki. Myślę, że jest to obopólna korzyść – mówi. Asortymentem placówki nie konkurują ze sobą. W aptece również jest rozbudowana oferta kosmetyków, ale tylko marek, które skupiły się na tym kanale sprzedaży. – Staramy się nie powielać asortymentu. To byłoby tylko zdublowanie magazynu, a nie zwiększanie sprzedaży – tłumaczy Iwona Kępa. n
Tekst i zdjęcia Katarzyna Bochner
W marcu 2025 roku wartość BaseLinker Index, wskaźnika mierzącego kondycję polskiego e-commerce, osiągnęła rekordowe 153 punkty. Dla porównania, w lutym wynosiła ona 120 punktów, a w marcu 2024 roku – 136 punktów. Oznacza to nie tylko znaczący wzrost w skali miesiąca (o 27,7 proc.), ale także solidną poprawę rok do roku. Warto przypomnieć, że wartość wyjściowa indeksu, ustalona w styczniu 2022 roku, wynosiła 100 punktów.
Analiza danych z 3 tysięcy największych polskich sklepów internetowych pokazuje, że całkowita sprzedaż online w marcu 2025 roku była wyższa niż rok wcześniej o 12 proc. Co ciekawe, zarówno sprzedaż krajowa, jak i zagraniczna zanotowały wzrosty: odpowiednio o 11,3 proc. i 15,9 proc. Sprzedaż cross-border stanowiła 17,13 proc. całkowitej sprzedaży polskich e-commerce’ów.
Wśród najlepiej rozwijających się kategorii znalazły się te, które już wcześniej wykazywały wysoką dynamikę wzrostu: „supermarket”, „zdrowie i uroda” oraz „dom i ogród”. Dane za marzec potwierdzają utrzymujący się trend rosnącego zainteresowania konsumentów zakupami online w tych segmentach, co może być sygnałem do dalszego rozwoju oferty i logistyki w tych obszarach.
Patrick Martin, przewodniczący francuskiego stowarzyszenia pracodawców Medef, ostrzegł w środę, że nowe amerykańskie cła mogą zahamować wzrost gospodarczy Francji i wprowadzić kraj w recesję. W rozmowie z radiem RTL podkreślił, że „istnieje ryzyko zatrzymania wzrostu i wejścia w recesję”, odnosząc się do wpływu ceł USA na francuskie przedsiębiorstwa. Nowe środki ogłoszone przez prezydenta USA Donalda Trumpa weszły w życie tego samego dnia – obejmują one m.in. 104-procentowe cła na towary z Chin, pogłębiając globalny konflikt handlowy.
Martin zaapelował o pilne działania mające na celu poprawę konkurencyjności francuskich firm. Według niego konieczna jest ochrona konsumpcji, co oznacza m.in. unikanie nadmiernego obciążania podatkami gospodarstw domowych i przedsiębiorstw. W jego opinii, bez takich kroków francuska gospodarka może nie wytrzymać presji wynikającej z polityki handlowej USA.
Na słowa Martina odpowiedział minister przemysłu Marc Ferracci, który w rozmowie z Franceinfo przyznał, że temat jest aktualnie dyskutowany w parlamencie. Jak zaznaczył, chodzi m.in. o możliwość obniżenia podatków produkcyjnych, które od dawna uznawane są za jedną z barier dla konkurencyjności francuskiego przemysłu. Ferracci wezwał również francuskie firmy do wstrzymania inwestycji w Stanach Zjednoczonych ze względu na napięcia handlowe między USA a Europą.
Minister spotkał się we wtorek wieczorem z przedstawicielami francuskiego przemysłu, by omówić potencjalne skutki ceł w kluczowych sektorach – od lotnictwa, przez kosmetyki, po dobra luksusowe. Podkreślił, że odpowiedź Unii Europejskiej musi być „stanowcza i proporcjonalna”, by uniknąć dalszej eskalacji, która mogłaby zagrozić miejscom pracy.