StoryEditor
Rynek i trendy
27.01.2025 10:14

Sieci handlowe w 2024 roku walczyły o klientów promocjami. Jak wypadły drogerie?

Drogerie i apteki mogły w 2024 ograniczyć promocje, skupiając się na ochronie marż / fot. archiwum

Sieci handlowe zrobiły w 2024 roku więcej promocji, niż w rok wcześniej. Jako powód wzrostu analitycy wskazują inflację oraz rozkręconą wojnę cenową na rynku. Zaskakująco na tle dyskontów i sieci convenience wypadły drogerie.

Z cyklicznej analizy UCE Research, Hiper-Com Poland i Grupy BLIX wynika, że w całym 2024 roku sieci handlowe zrobiły o 12,5 proc. więcej promocji, niż w 2023 roku. Zdaniem Marcina Lenkiewicza, współautora raportu z Grupy BLIX, ten wzrost wynika głównie z zaostrzonej rywalizacji cenowej między dyskontami. Zintensyfikowały one działania promocyjne, aby przyciągnąć klientów w kluczowej kategorii spożywczej, w której konkurencja jest największa.

Inflacja spowodowała, że konsumenci zaczęli częściej poszukiwać obniżek cen codziennych zakupów. To skłoniło sieci do zwiększenia liczby akcji promocyjnych, aby sprostać ich oczekiwaniom i wzmocnić konkurencyjność. Liderzy rynku spożywczego rozszerzyli asortyment produktów objętych promocjami, jednocześnie zwiększając częstotliwość publikowania gazetek, aby zyskać przewagę nad rywalami – dodaje ekspert.

Sieci convenience – liderami promocji 

Zdecydowana większość formatów zaliczyła wynik dodatni rdr. Jednak to nie dyskonty, a sieci typu convenience najbardziej podkręciły liczbę promocji – o 26,8 proc. rdr. 

To wynika z dynamicznej adaptacji tego formatu do zmieniających się potrzeb konsumentów. Kanał convenience staje się coraz bardziej konkurencyjny, oferując wygodę i bliskość. Jednocześnie intensyfikuje promocje, aby przyciągnąć klientów poszukujących szybkich zakupów w atrakcyjnych cenach. Rywalizacja cenowa między dyskontami a sieciami convenience wyraźnie wpłynęła na strategie obu formatów. Ale te drugie szybciej reagowały na potrzeby lokalnych klientów – wyjaśnia Marcin Lenkiewicz.

Dla porównania, dyskonty zwiększyły liczbę promocji o 23,2 proc. rdr. Dalej w zestawieniu widać supermarkety ze wzrostem rdr. na poziomie 13,7 proc., hipermarkety – 8 proc., sklepy RTV-AGD – 5,1 proc., a także sieci cash & carry – 1,2 proc. rdr. 

– Dyskonty utrzymały wysoki poziom promocji, ale straciły na dynamice w obliczu większej elastyczności i innowacyjności kanału convenience. Wojna cenowa w dużej mierze napędzała wzrost w obu tych formatach. Groszy wynik dyskontów może zmotywować je do bardziej agresywnych działań promocyjnych w przyszłości. Pozostałe formaty osiągnęły umiarkowane wzrosty. Natomiast kanał cash & carry, z racji swojej specyfiki, koncentruje się bardziej na klientach B2B. To ogranicza jego dynamikę promocyjną – mówi Julita Pryzmont, współautorka raportu z Hiper-Com Poland.

Gdzie promocji było najmniej?

Z drugiej strony – promocji najbardziej ubyło w sklepach DIY (spadek o 12,8 rdr). To wynik inflacji i ograniczania wydatków remontowo-budowlanych przez klientów.

Spadek zaliczyły też drogerie i apteki – tam promocji było mniej o 4,2 proc. rdr. 

Ujemny wynik drogerii i aptek można tłumaczyć spadkiem presji na działania promocyjne. Produkty z kategorii zdrowia i urody często mają wysoką lojalność konsumentów, którzy są skłonni zapłacić więcej za zaufane marki, nawet w trudniejszych czasach. Drogerie i apteki mogły więc ograniczyć promocje, skupiając się na ochronie marż, szczególnie w obliczu wzrostu kosztów operacyjnych

– komentuje Julita Pryzmont z Hiper-Com Poland.

Czy w 2025 roku ilość promocji będzie nadal rosnąć?

Jak przewiduje Marcin Lenkiewicz, w I półroczu 2025 roku, w obliczu rosnącej inflacji i potrzeby odbudowy wolumenów sprzedaży po słabszym grudniu 2024 roku, sieci handlowe prawdopodobnie jeszcze zwiększą liczbę promocji. Szczególnie będzie to widoczne w dyskontach i sieciach convenience. Wojna cenowa między nimi prawdopodobnie utrzyma wysoką dynamikę promocji. 

Jednak rosnące koszty energii i surowców mogą wymusić bardziej selektywne podejście do promocji.

W I półroczu br. można spodziewać się kontynuacji trendu wzrostu liczby promocji, choć dynamika może być niższa w porównaniu do 2024 roku. Jednak w skali całego roku sytuacja może się odwrócić, jeśli presja inflacyjna osłabnie, a koszty operacyjne sieci handlowych wzrosną. W takich warunkach sieci mogą być zmuszone do ograniczenia liczby promocji, aby chronić swoje marże. Będą dążyć do balansowania między liczbą promocji a rentownością, dostosowując się do zmieniających się warunków rynkowych – podsumowuje ekspertka z Hiper-Com Poland.

Marzena Szulc
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Rynek i trendy
22.04.2025 12:35
Guardian: Tanie perfumy podbijają brytyjski rynek – co druga osoba kupiła zapachowy „dupe”
Shutterstock

Na brytyjskim rynku perfum pojawił się nowy trend, który dynamicznie zyskuje popularność – tzw. „dupe scents”, czyli tańsze odpowiedniki znanych luksusowych zapachów. Jeden z takich zapachów przypomina perfumy Baccarat Rouge 540 warte 355 funtów, a inny – Penhaligon’s Halfeti za 215 funtów. Tymczasem ceny ich imitacji zaczynają się już od 5 funtów. Według badań aż połowa brytyjskich konsumentów przyznaje, że kupiła tego typu produkt, a 33 proc. zadeklarowało chęć ponownego zakupu.

Zjawisko zyskało popularność głównie dzięki mediom społecznościowym – na TikToku hasztag #perfumedupe ma tysiące wpisów. Jednak za atrakcyjną ceną często kryją się kontrowersje prawne. Producenci oryginalnych perfum coraz częściej zwracają się do prawników o porady, jak bronić swoich formuł przed kopiowaniem. W niektórych przypadkach konkurencyjne firmy pytają nawet, jak legalnie stworzyć perfumowy „dupe”. Niestety, jak podkreślają eksperci, ochrona zapachu w świetle brytyjskiego prawa jest niemal niemożliwa – zapachów nie da się jednoznacznie opisać graficznie, a więc nie można ich zarejestrować jako znak towarowy.

Ochrony nie daje także prawo patentowe. Jak wyjaśnia Eloise Harding z kancelarii Mishcon de Reya w rozmowie z brytyjskim Guardianem, perfumy rzadko spełniają warunek „kroku wynalazczego”, niezbędnego do uzyskania patentu. Co więcej, nawet gdyby taki patent został przyznany, po 20 latach formuła staje się publiczna. Tymczasem producenci tańszych wersji perfum coraz częściej sięgają po techniki takie jak chromatografia gazowa-spektrometria mas (GCMS), by rozłożyć oryginalne zapachy na czynniki pierwsze i stworzyć ich tańsze kopie – często z użyciem mniej szlachetnych składników.

Rynek perfum w Wielkiej Brytanii osiągnął wartość 1,74 miliarda funtów w 2024 roku, a według prognoz firmy badawczej Mintel do 2029 roku przekroczy 2 miliardy. W ankiecie przeprowadzonej wśród 1 435 osób, aż 18 proc. tych, którzy jeszcze nie kupili „dupe perfum”, przyznało, że są nimi zainteresowani. Ekspertka Mintel, Dionne Officer, zauważa, że młodsze pokolenia, wychowane w czasach kryzysów gospodarczych i wszechobecnego fast fashion, nie widzą nic złego w kupowaniu imitacji. Wręcz przeciwnie – umiejętność znalezienia okazji i tańszej wersji luksusu postrzegana jest dziś jako przejaw sprytu, a nie wstydliwego kompromisu.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Rynek i trendy
22.04.2025 09:35
Wzrost wartości perfum wycofanych z rynku – rynek kolekcjonerski profesjonalizuje się
Valeria Boltneva via Pexels

Rynek perfum vintage i wycofanych z produkcji rozwija się dynamicznie, mimo braku oficjalnych danych dotyczących jego wielkości. Mathieu Iannarilli, paryski handlarz rzadkimi zapachami, od 2007 roku specjalizuje się w poszukiwaniu unikalnych flakonów dla klientów gotowych zapłacić od 150 euro do ponad 3 000 euro za butelkę.

Jak donosi Financial Times, osoby wierne jednemu zapachowi, po jego wycofaniu czują się „osierocone zapachowo” i są gotowe na wiele, by odzyskać swoją olfaktoryczną tożsamość. Na eBayu można znaleźć ponad 50 000 wyników po wpisaniu hasła „discontinued fragrances”, a ceny potrafią być astronomiczne – Tom Ford Amber Absolute kosztuje nawet 4 300 dolarów, a Vivienne Westwood Boudoir – 2 784 dolary.

Jednym z czynników napędzających ten rynek są tzw. „flankery”, czyli limitowane wariacje klasycznych zapachów. Dla kolekcjonerów stanowią one nie lada gratkę – np. Estée Lauder Sensuous Noir z 2008 roku osiąga na eBayu cenę 265 funtów, a Thierry Mugler A*Men Pure Malt z 2009 roku przekracza 600 funtów. Do wzrostu cen przyczyniają się również zakończenia licencji zapachowych lub bankructwa marek – ceny perfum marek takich jak Vivienne Westwood czy Stella McCartney potroiły się po ich wycofaniu z rynku perfumeryjnego.

Ceny vintage’owych zapachów są windowane również przez prestiż i historię producentów. Klasyki od marek takich jak Guerlain są poszukiwane zarówno przez osoby, które chcą je nosić, jak i kolekcjonerów. Flakon Guerlain Djedi może osiągnąć wartość ponad 3 000 euro. Co więcej, zapotrzebowanie nie ogranicza się do segmentu luksusowego – przykładem może być Ultima II Sheer Scent od Revlon, który od 1990 roku pozostaje ulubionym zapachem matki krytyka mody FT, Alexandra Fury’ego, mimo że został wycofany z produkcji już na początku lat 2000.

Zmiany w regulacjach unijnych dotyczących składników kosmetycznych również miały wpływ na rynek – od początku lat 2000 wiele zapachów zostało przeformułowanych, często ku niezadowoleniu wiernych użytkowników. W efekcie rośnie popyt na starsze wersje tych samych perfum. Aimee Majoros, kolekcjonerka zapachów z Nowego Jorku, wspomina, że jej butelka Mitsouko Guerlain z lat 70. pachnie zupełnie inaczej – i lepiej – niż obecna wersja. „Najlepszy zapach, jaki kiedykolwiek poczułam, to próbka L’Air du Temps od Nina Ricci z lat 60.” – dodaje. W społeczności miłośników perfum frustracja związana z reformulacjami jest zjawiskiem powszechnym.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
24. kwiecień 2025 00:31