StoryEditor
Rynek i trendy
14.04.2020 00:00

Polacy boją się o swoje finanse. Niektórzy bardziej niż o zdrowie

45 proc. Polaków na równi obawia się o zdrowie, jak i o finanse w związku z pandemią koronawirusa. W co dziesiątym lęk o finanse jest nawet większy. Z  badania wykonanego na zlecenie Rejestru Dłużników BIG InfoMonitor wynika, że 25 proc. ankietowanych już sygnalizuje, że ich dochody stopniały, a 7 proc. – że straciło źródło utrzymania.

Osób obawiających się najbardziej o zdrowie (34 proc.) jest mniej niż tych, które martwią się się o to, jakie konsekwencje zdrowotne i finansowe może przynieść koronawirus (45 proc.). Co dziesiąty badany boi się wyłącznie o to, czy za kilka tygodni będzie go stać na życie, a nie o to, czy się zarazi – wynika z badania wykonanego na zlecenie Rejestru Dłużników BIG InfoMonitor, które opublikował onet.pl

Strach, za co żyć towarzyszy przede wszystkim osobom zatrudnionym w niepełnym wymiarze godzin na umowach o dzieło, zlecenie czy bez umów. W trudnym położeniu są też prowadzący działalność gospodarczą.

Co szósty badany informuje, że ma pieniądze najwyżej na jeden lub dwa miesiące. Zbliżony jest też udział tych, którzy deklarują, że oszczędności wystarczą im na trzy miesiące. Najsilniejszy lęk o finanse przeżywają obecnie osoby, które nie mają do dyspozycji żadnych odłożonych pieniędzy, ewentualnie najwyżej jednomiesięczne dochody. W tej grupie 36 proc. twierdzi, że w bezruchu wywołanym koronawirusem wystarczy im pieniędzy maksymalnie na dwa miesiące.

Z badania wynika też, że 25 proc. ankietowanych już sygnalizuje, że ich dochody stopniały, a 7 proc. - że straciło źródło utrzymania. Sytuacja różni w zależności od formy zatrudnienia. Wśród pracujących w niepełnym wymiarze czasu na umowę zlecenie, o dzieło lub w ogóle bez jakiekolwiek umowy o problemach ograniczenia wpływów czy utraty dochodów mówi 64 proc. ankietowanych. W grupie zaś prowadzących działalność gospodarczą problem ten dotyka nawet 75 proc. osób.

Odczucia pracowników potwierdzają prognozy przedsiębiorców. W trzech firmach na cztery nie będzie w tym roku podwyżek i premii, mogą natomiast pojawić się obniżki wynagrodzeń. Badanie wskazało, że ok. 40 proc. przedsiębiorców bierze pod uwagę zwolnienia oraz wstrzymanie się z wypłatą pensji.

Ograniczenie wydatków deklarują też konsumenci.

– Trzech na dziesięciu mniej przeznaczy na większe zakupy, a dwóch na dziesięciu porządnie zaciśnie pasa i będzie oszczędzać na podstawowych wydatkach – wyliczył dla PAP Sławomir Grzelczak, prezes BIG InfoMonitor.

Respondenci badania wskazali, że jeśli zabraknie im pieniędzy na bieżące wydatki, to w pierwszej kolejności na później przełożą raty kredytów konsumpcyjnych, a w drugiej – czynsz.

Badanie pokazało jednocześnie, że co dziesiątego respondenta pandemia i zastój gospodarki nie stresują ani z uwagi na kwestie zdrowotne, ani finansowe.

Badanie przeprowadziła firma 4P na reprezentatywnej próbie 1010 Polaków w wieku 18-75 lat, w dniach 25-27 marca 2020 r.

Przegląd prasy
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Rynek i trendy
22.04.2025 12:35
Guardian: Tanie perfumy podbijają brytyjski rynek – co druga osoba kupiła zapachowy „dupe”
Shutterstock

Na brytyjskim rynku perfum pojawił się nowy trend, który dynamicznie zyskuje popularność – tzw. „dupe scents”, czyli tańsze odpowiedniki znanych luksusowych zapachów. Jeden z takich zapachów przypomina perfumy Baccarat Rouge 540 warte 355 funtów, a inny – Penhaligon’s Halfeti za 215 funtów. Tymczasem ceny ich imitacji zaczynają się już od 5 funtów. Według badań aż połowa brytyjskich konsumentów przyznaje, że kupiła tego typu produkt, a 33 proc. zadeklarowało chęć ponownego zakupu.

Zjawisko zyskało popularność głównie dzięki mediom społecznościowym – na TikToku hasztag #perfumedupe ma tysiące wpisów. Jednak za atrakcyjną ceną często kryją się kontrowersje prawne. Producenci oryginalnych perfum coraz częściej zwracają się do prawników o porady, jak bronić swoich formuł przed kopiowaniem. W niektórych przypadkach konkurencyjne firmy pytają nawet, jak legalnie stworzyć perfumowy „dupe”. Niestety, jak podkreślają eksperci, ochrona zapachu w świetle brytyjskiego prawa jest niemal niemożliwa – zapachów nie da się jednoznacznie opisać graficznie, a więc nie można ich zarejestrować jako znak towarowy.

Ochrony nie daje także prawo patentowe. Jak wyjaśnia Eloise Harding z kancelarii Mishcon de Reya w rozmowie z brytyjskim Guardianem, perfumy rzadko spełniają warunek „kroku wynalazczego”, niezbędnego do uzyskania patentu. Co więcej, nawet gdyby taki patent został przyznany, po 20 latach formuła staje się publiczna. Tymczasem producenci tańszych wersji perfum coraz częściej sięgają po techniki takie jak chromatografia gazowa-spektrometria mas (GCMS), by rozłożyć oryginalne zapachy na czynniki pierwsze i stworzyć ich tańsze kopie – często z użyciem mniej szlachetnych składników.

Rynek perfum w Wielkiej Brytanii osiągnął wartość 1,74 miliarda funtów w 2024 roku, a według prognoz firmy badawczej Mintel do 2029 roku przekroczy 2 miliardy. W ankiecie przeprowadzonej wśród 1 435 osób, aż 18 proc. tych, którzy jeszcze nie kupili „dupe perfum”, przyznało, że są nimi zainteresowani. Ekspertka Mintel, Dionne Officer, zauważa, że młodsze pokolenia, wychowane w czasach kryzysów gospodarczych i wszechobecnego fast fashion, nie widzą nic złego w kupowaniu imitacji. Wręcz przeciwnie – umiejętność znalezienia okazji i tańszej wersji luksusu postrzegana jest dziś jako przejaw sprytu, a nie wstydliwego kompromisu.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Rynek i trendy
22.04.2025 09:35
Wzrost wartości perfum wycofanych z rynku – rynek kolekcjonerski profesjonalizuje się
Valeria Boltneva via Pexels

Rynek perfum vintage i wycofanych z produkcji rozwija się dynamicznie, mimo braku oficjalnych danych dotyczących jego wielkości. Mathieu Iannarilli, paryski handlarz rzadkimi zapachami, od 2007 roku specjalizuje się w poszukiwaniu unikalnych flakonów dla klientów gotowych zapłacić od 150 euro do ponad 3 000 euro za butelkę.

Jak donosi Financial Times, osoby wierne jednemu zapachowi, po jego wycofaniu czują się „osierocone zapachowo” i są gotowe na wiele, by odzyskać swoją olfaktoryczną tożsamość. Na eBayu można znaleźć ponad 50 000 wyników po wpisaniu hasła „discontinued fragrances”, a ceny potrafią być astronomiczne – Tom Ford Amber Absolute kosztuje nawet 4 300 dolarów, a Vivienne Westwood Boudoir – 2 784 dolary.

Jednym z czynników napędzających ten rynek są tzw. „flankery”, czyli limitowane wariacje klasycznych zapachów. Dla kolekcjonerów stanowią one nie lada gratkę – np. Estée Lauder Sensuous Noir z 2008 roku osiąga na eBayu cenę 265 funtów, a Thierry Mugler A*Men Pure Malt z 2009 roku przekracza 600 funtów. Do wzrostu cen przyczyniają się również zakończenia licencji zapachowych lub bankructwa marek – ceny perfum marek takich jak Vivienne Westwood czy Stella McCartney potroiły się po ich wycofaniu z rynku perfumeryjnego.

Ceny vintage’owych zapachów są windowane również przez prestiż i historię producentów. Klasyki od marek takich jak Guerlain są poszukiwane zarówno przez osoby, które chcą je nosić, jak i kolekcjonerów. Flakon Guerlain Djedi może osiągnąć wartość ponad 3 000 euro. Co więcej, zapotrzebowanie nie ogranicza się do segmentu luksusowego – przykładem może być Ultima II Sheer Scent od Revlon, który od 1990 roku pozostaje ulubionym zapachem matki krytyka mody FT, Alexandra Fury’ego, mimo że został wycofany z produkcji już na początku lat 2000.

Zmiany w regulacjach unijnych dotyczących składników kosmetycznych również miały wpływ na rynek – od początku lat 2000 wiele zapachów zostało przeformułowanych, często ku niezadowoleniu wiernych użytkowników. W efekcie rośnie popyt na starsze wersje tych samych perfum. Aimee Majoros, kolekcjonerka zapachów z Nowego Jorku, wspomina, że jej butelka Mitsouko Guerlain z lat 70. pachnie zupełnie inaczej – i lepiej – niż obecna wersja. „Najlepszy zapach, jaki kiedykolwiek poczułam, to próbka L’Air du Temps od Nina Ricci z lat 60.” – dodaje. W społeczności miłośników perfum frustracja związana z reformulacjami jest zjawiskiem powszechnym.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
24. kwiecień 2025 13:37