StoryEditor
Rynek i trendy
05.08.2020 00:00

PIE: Rośnie liczba zamówień, ale zatory płatnicze hamują poprawę przychodów

32 proc. firm zanotowało spadek sprzedaży pod koniec lipca, a 27 proc. przedsiębiorstw odnotowało w tym czasie spadek liczby nowych zamówień. Stabilna pozostaje sytuacja na rynku pracy – 78 proc. firm zamierza utrzymać dotychczasowe zatrudnienie, a 83 proc. planuje utrzymanie dotychczasowych wynagrodzeń przy 5 proc. firm planujących podwyższenie płac - informuje Polski Instytut Ekonomiczny na podstawie najnowszych badań.

Pracownicy wracają do pełnego wymiaru czasu pracy – odsetek pracujących w  zmniejszonym wymiarze czasu pracy spadł w porównaniu z końcem czerwca z 30 proc. do 22 proc. – taki obraz polskiej gospodarki przedstawia VIII fala badań sytuacji przedsiębiorstw i pracowników Polskiego Funduszu Rozwoju i Polskiego Instytutu Ekonomicznego.

Sytuacja przychodowa polskich przedsiębiorstw ewoluowała w stosunku do poprzednich edycji badania. Prawie jedna trzecia firm (32 proc.) odnotowała spadek przychodów pod koniec lipca w porównaniu z końcem czerwca. 17 proc. przedsiębiorstw zanotowało wzrost sprzedaży, a 43 proc. utrzymało ją na niezmienionym poziomie.

Zmianie uległa również sytuacja popytowa przedsiębiorstw. W zestawieniu z końcem czerwca, pod koniec lipca 27 proc. firm deklaruje spadek nowych zamówień, 21 proc. doświadczyło wzrostu zamówień, zaś niemal połowa (47 proc.) nie odnotowała zmian w tym zakresie. Wzrost zamówień najbardziej widoczny jest w dużych firmach oraz w sektorze produkcyjnym – dotyczył on po 28 proc. podmiotów z obu grup.

Rynek pracy stabilny, ale pracownicy nadal pełni obaw

Analizując wyniki począwszy od pierwszej fali badania z początku kwietnia, udział firm planujących utrzymanie poziomu zatrudnienia wzrósł z 62 proc. do 78 proc. W połowie lipca takich deklaracji było jednak więcej (83 proc.). Relatywnie niewielki odsetek przedsiębiorstw zgłasza zamiary zmian w wynagrodzeniach. 83 proc. firm planuje utrzymanie dotychczasowych poziomów wynagrodzeń, 6 proc. zamierza je obniżyć, a 5 proc. podwyższyć. Jednocześnie, w porównaniu do sytuacji z lutego, 28 proc. pracowników już doświadczyło zmniejszenia wynagrodzenia, w przypadku 11 proc. badanych wynagrodzenie uległo zwiększeniu, a dla 55 proc. pracowników nie zmieniło się.

Pracownicy w zdecydowanej większości (72 proc.) oceniają ryzyko utraty pracy w najbliższych trzech miesiącach jako zdecydowanie lub raczej nieprawdopodobne, 12 proc. badanych widzi możliwość utraty pracy jako zdecydowanie lub raczej prawdopodobną. Większość pytanych (62 proc.) ocenia szanse na wzrost swojego dochodu w bieżącym roku jako zdecydowanie lub raczej nierealne, zaś co czwarty badany (25 proc.) twierdzi, że taka opcja jest zdecydowanie lub raczej realna.

Najbardziej zróżnicowane plany w zakresie zatrudnienia prezentują duże firmy: w zestawieniu z deklaracjami sprzed dwóch tygodni, odsetek dużych firm planujących wzrost zatrudnienia wzrósł o 12 pp., zaś odsetek deklarujących zmniejszenie zatrudnienia wzrósł o 10 pp.

Na rynek pracy wpływają obecnie cztery silne trendy. Obecne plany zwiększenia zatrudnienia są powiązane z jednej strony z sezonowością wzmagającą popyt na pracę, a z drugiej strony z koniunkturą gospodarczą. Wśród firm, które planują zwiększenie liczby pracowników występuje 39 proc. takich które odnotowały wzrost liczby nowych zamówień. Jednocześnie nadal wiele przedsiębiorstw korzysta z działań osłonowych, które stymulują utrzymanie zatrudnienia. Warto również podkreślić, że na przestani ostatniego miesiąca z 30 proc. do 22 proc. spadł odsetek Polaków pracujących w zmniejszonym wymiarze czasu pracy. To z kolei oznacza, że firmy powoli przywracają stan zatrudnienia zbliżony do tego sprzed pandemii, co jest wynikiem ożywienia wywołanego odmrożeniem gospodarki – mówi Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego.

Spadła płynność finansowa firm, problem z zatorami płatniczymi

Wprawdzie ponad połowa firm (54 proc.) deklaruje, że posiada wystarczające zasoby finansowe, by przetrwać powyżej trzech miesięcy, to jednak jest to zauważalnie mniej niż w połowie lipca (61 proc.). W najlepszej sytuacji są duże podmioty, spośród których płynność finansową powyżej 3 miesięcy deklaruje 90 proc. Niepokoić może fakt, iż 38 proc. przedsiębiorstw dysponuje środkami umożliwiającymi im działanie przez maksymalnie kwartał. To najwięcej od czasu pomiaru majowego i o 7 pp. więcej niż jeszcze miesiąc temu.

Co piąta badana firma (20 proc.) zgłasza trudności z regulowaniem własnych zobowiązań wobec kontrahentów, ale aż 79 proc. deklaruje brak takich problemów. Jednocześnie, 43 proc. firm przyznaje, że ma trudności z egzekwowaniem należności od kontrahentów, a najczęściej ten problem dotyka małych i dużych przedsiębiorstw (odpowiednio 52 proc. i 46 proc.) oraz firm handlowych, najrzadziej zaś występuje w sektorze usługowym.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Rynek i trendy
22.04.2025 12:35
Guardian: Tanie perfumy podbijają brytyjski rynek – co druga osoba kupiła zapachowy „dupe”
Shutterstock

Na brytyjskim rynku perfum pojawił się nowy trend, który dynamicznie zyskuje popularność – tzw. „dupe scents”, czyli tańsze odpowiedniki znanych luksusowych zapachów. Jeden z takich zapachów przypomina perfumy Baccarat Rouge 540 warte 355 funtów, a inny – Penhaligon’s Halfeti za 215 funtów. Tymczasem ceny ich imitacji zaczynają się już od 5 funtów. Według badań aż połowa brytyjskich konsumentów przyznaje, że kupiła tego typu produkt, a 33 proc. zadeklarowało chęć ponownego zakupu.

Zjawisko zyskało popularność głównie dzięki mediom społecznościowym – na TikToku hasztag #perfumedupe ma tysiące wpisów. Jednak za atrakcyjną ceną często kryją się kontrowersje prawne. Producenci oryginalnych perfum coraz częściej zwracają się do prawników o porady, jak bronić swoich formuł przed kopiowaniem. W niektórych przypadkach konkurencyjne firmy pytają nawet, jak legalnie stworzyć perfumowy „dupe”. Niestety, jak podkreślają eksperci, ochrona zapachu w świetle brytyjskiego prawa jest niemal niemożliwa – zapachów nie da się jednoznacznie opisać graficznie, a więc nie można ich zarejestrować jako znak towarowy.

Ochrony nie daje także prawo patentowe. Jak wyjaśnia Eloise Harding z kancelarii Mishcon de Reya w rozmowie z brytyjskim Guardianem, perfumy rzadko spełniają warunek „kroku wynalazczego”, niezbędnego do uzyskania patentu. Co więcej, nawet gdyby taki patent został przyznany, po 20 latach formuła staje się publiczna. Tymczasem producenci tańszych wersji perfum coraz częściej sięgają po techniki takie jak chromatografia gazowa-spektrometria mas (GCMS), by rozłożyć oryginalne zapachy na czynniki pierwsze i stworzyć ich tańsze kopie – często z użyciem mniej szlachetnych składników.

Rynek perfum w Wielkiej Brytanii osiągnął wartość 1,74 miliarda funtów w 2024 roku, a według prognoz firmy badawczej Mintel do 2029 roku przekroczy 2 miliardy. W ankiecie przeprowadzonej wśród 1 435 osób, aż 18 proc. tych, którzy jeszcze nie kupili „dupe perfum”, przyznało, że są nimi zainteresowani. Ekspertka Mintel, Dionne Officer, zauważa, że młodsze pokolenia, wychowane w czasach kryzysów gospodarczych i wszechobecnego fast fashion, nie widzą nic złego w kupowaniu imitacji. Wręcz przeciwnie – umiejętność znalezienia okazji i tańszej wersji luksusu postrzegana jest dziś jako przejaw sprytu, a nie wstydliwego kompromisu.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Rynek i trendy
22.04.2025 09:35
Wzrost wartości perfum wycofanych z rynku – rynek kolekcjonerski profesjonalizuje się
Valeria Boltneva via Pexels

Rynek perfum vintage i wycofanych z produkcji rozwija się dynamicznie, mimo braku oficjalnych danych dotyczących jego wielkości. Mathieu Iannarilli, paryski handlarz rzadkimi zapachami, od 2007 roku specjalizuje się w poszukiwaniu unikalnych flakonów dla klientów gotowych zapłacić od 150 euro do ponad 3 000 euro za butelkę.

Jak donosi Financial Times, osoby wierne jednemu zapachowi, po jego wycofaniu czują się „osierocone zapachowo” i są gotowe na wiele, by odzyskać swoją olfaktoryczną tożsamość. Na eBayu można znaleźć ponad 50 000 wyników po wpisaniu hasła „discontinued fragrances”, a ceny potrafią być astronomiczne – Tom Ford Amber Absolute kosztuje nawet 4 300 dolarów, a Vivienne Westwood Boudoir – 2 784 dolary.

Jednym z czynników napędzających ten rynek są tzw. „flankery”, czyli limitowane wariacje klasycznych zapachów. Dla kolekcjonerów stanowią one nie lada gratkę – np. Estée Lauder Sensuous Noir z 2008 roku osiąga na eBayu cenę 265 funtów, a Thierry Mugler A*Men Pure Malt z 2009 roku przekracza 600 funtów. Do wzrostu cen przyczyniają się również zakończenia licencji zapachowych lub bankructwa marek – ceny perfum marek takich jak Vivienne Westwood czy Stella McCartney potroiły się po ich wycofaniu z rynku perfumeryjnego.

Ceny vintage’owych zapachów są windowane również przez prestiż i historię producentów. Klasyki od marek takich jak Guerlain są poszukiwane zarówno przez osoby, które chcą je nosić, jak i kolekcjonerów. Flakon Guerlain Djedi może osiągnąć wartość ponad 3 000 euro. Co więcej, zapotrzebowanie nie ogranicza się do segmentu luksusowego – przykładem może być Ultima II Sheer Scent od Revlon, który od 1990 roku pozostaje ulubionym zapachem matki krytyka mody FT, Alexandra Fury’ego, mimo że został wycofany z produkcji już na początku lat 2000.

Zmiany w regulacjach unijnych dotyczących składników kosmetycznych również miały wpływ na rynek – od początku lat 2000 wiele zapachów zostało przeformułowanych, często ku niezadowoleniu wiernych użytkowników. W efekcie rośnie popyt na starsze wersje tych samych perfum. Aimee Majoros, kolekcjonerka zapachów z Nowego Jorku, wspomina, że jej butelka Mitsouko Guerlain z lat 70. pachnie zupełnie inaczej – i lepiej – niż obecna wersja. „Najlepszy zapach, jaki kiedykolwiek poczułam, to próbka L’Air du Temps od Nina Ricci z lat 60.” – dodaje. W społeczności miłośników perfum frustracja związana z reformulacjami jest zjawiskiem powszechnym.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
23. kwiecień 2025 18:10