Nawet 80 proc. decyzji zakupowych zapada w miejscu sprzedaży, a 70 proc. z nich ma charakter impulsowy. Blisko połowa milenialsów podczas robienia zakupów przemierza cały sklep, a decyduje się na ten produkt, który najbardziej się wyróżnia. To właśnie opakowanie, a nie reklama, jest najskuteczniejszym narzędziem promocji. Konsumenci zwracają uwagę nie tylko na kwestie wizualne, lecz także dużą wagę przywiązują do idei zero waste i przyjaznych środowisku opakowań.
– Zarówno dla konsumentów, jak i dla marketerów opakowania mają znaczenie fundamentalne w samym procesie podejmowania decyzji zakupowej. To opakowanie często decyduje o tym, czy konsument podejmie taką bądź inną decyzję zakupową. 80 proc. decyzji zapada dopiero w miejscu sprzedaży, a 70 proc. z nich ma charakter impulsowy – podkreśla w rozmowie z agencją Newseria Biznes Maciej Olipra, prezes Global Shopper Marketing.
Na decyzje zakupowe wpływa aranżacja sklepu, światło, muzyka w tle czy nawet temperatura panująca w sklepie. Nieoceniona jest zaś przede wszystkim rola opakowania. Badanie Stowarzyszenia Strategii Opakowań wskazuje, że opakowanie jest sześciokrotnie efektywniejszym środkiem promocji niż reklama. Jak wynika z badania DS. Smith, niemal połowa milenialsów przed wyborem produktu przemierza cały sklep i ostatecznie decyduje się na ten produkt, który przyciągnie jego uwagę.
– Klienci w opakowaniach szukają pewnej wiarygodności. Jest to element tzw. brand experience, czyli doświadczenia marki. W świecie, który jest już bardzo mocno zdigitalizowany, coraz mniej bodźców jest realnych, a opakowanie jest jednym z ostatnich, który daje realny kontakt konsumenta z produktem. Działa na szereg zmysłów, oddziałuje na nasze emocje, zapach, dotyk. To, jak skomponowane jest opakowanie, decyduje o tym, jak odbieramy produkt – tłumaczy Maciej Olipra.
Świadomość konsumentów stopniowo ewoluuje. Opakowanie, które zdecyduje o wyborze danego produktu, nie musi być kolorowe i krzykliwe. Coraz więcej osób przywiązuje wagę do proekologicznych zachowań. Już badanie Cone Communications i Ebiquity Global z 2015 roku pokazuje, że konsumenci czują się odpowiedzialni za rozwiązywanie problemów związanych ze środowiskiem.
– Nie tylko jakość samego opakowania, lecz także sposób pakowania odgrywa znaczenie. Wyzwaniem jest nie tyle ideologia zero waste, co fundamentalna potrzeba człowieka w kontekście przetrwania, zaczyna mocno oddziaływać również na rynek opakowań. Kto wie, czy za moment równie istotnym elementem procesu decyzyjnego naszego shoppera nie będzie wygląd opakowania, tylko to, czy ma ono sens – ocenia prezes Global Shopper Marketing.
DS Smith podaje, że dla mniej więcej połowy konsumentów odpady opakowaniowe stanowią problem ekologiczny i ważna jest dla nich dbałość o przyjazne środowisko. Ponad 80 proc. twierdzi, że jeśli mają wybór, wolą opakowania kartonowe niż plastikowe. Producenci dopasowują się do wymagań konsumentów – jeden ze skandynawskich start-upów wysyła kosmetyki w opakowaniach wielokrotnego użytku, a kiedy produkt się skończy, wysyła uzupełniacz w formie kostki (szampon) lub pastylek (pasta do zębów). Zupy można już kupić w kubkach upieczonych z mąki, a napoje – w jadalnych opakowaniach z wodorostów.
Woda mineralna zamiast toniku czy kremu? Do tej tezy przychylają się młodzi Chińczycy.Greg Rosenke
Woda mineralna zamiast drogich kosmetyków? W Chinach to coraz bardziej popularny trend. Młodzi ludzie, szukając oszczędności i skutecznych rozwiązań, wybierają tanią alternatywę dla tradycyjnych produktów do pielęgnacji skóry. Czy to chwilowa moda, czy początek rewolucji w branży beauty?
W ostatnich miesiącach woda mineralna marki Wahaha zdobyła niespotykaną popularność w Chinach. Na platformach społecznościowych, takich jak TikTok czy Weibo, hashtagi #WahahaMianmo i #WahahaChunjingshui cieszą się milionami odsłon. Użytkownicy udostępniają poradniki, jak tworzyć maseczki na twarz, wykorzystując bawełniane płatki nasączone wodą Wahaha. To rozwiązanie, które podbiło serca wielu, głównie dzięki cenie – butelka kosztuje jedynie 2 juany (około 0,26 euro).
Popularność wody Wahaha wynika nie tylko z jej rzekomych korzyści dla skóry, ale także z potrzeby oszczędzania. W obliczu spowolnienia gospodarczego w Chinach, wielu młodych ludzi, takich jak 20-letni student Sun Zhongwei, wybiera tańsze alternatywy w każdej dziedzinie życia. “Jeśli można osiągnąć świetne efekty przy minimalnych kosztach, każdy jest gotowy spróbować” – mówi Sun w rozmowie z magazynem Sixth Tone.
Ekonomiczne realia sprawiają, że młodzi Chińczycy coraz częściej mieszkają z rodzicami i korzystają z tanich rozwiązań, takich jak domowe posiłki czy posiłki w stołówkach dla seniorów. Podobne podejście dotyczy pielęgnacji – w obliczu obaw o składniki chemiczne w kosmetykach wielu konsumentów sięga po naturalne i przystępne cenowo alternatywy, jak woda Wahaha.
Dobre nawodnienie organizmu jest fundamentem zdrowia i pięknego wyglądu skóry. Woda odgrywa kluczową rolę w utrzymaniu elastyczności, jędrności oraz odpowiedniego poziomu nawilżenia skóry od wewnątrz. Jednak stosowanie wody bezpośrednio na skórę, zamiast jej regularnego picia, budzi wątpliwości naukowe. Eksperci podkreślają, że zewnętrzne aplikowanie wody, nawet mineralnej, nie zastępuje jej wewnętrznego działania, które wpływa na kondycję skóry na poziomie komórkowym. Chociaż nawilżenie skóry z zewnątrz może chwilowo poprawić jej wygląd, to długotrwałe efekty zapewnia odpowiednie nawodnienie organizmu poprzez picie wody.
Zetki stworzyły kulturę wokół szukania tańszych zamienników drogich produktów. Wbrew pozorom oba sektory mogą na tym zjawisku zyskać.
W ostatnich latach ceny kosmetyków kolorowych i ich relacja do jakości stały się przedmiotem gorącej debaty wśród profesjonalistów i pasjonatów makijażu. Obok przewidywalnych narzekań na rosnące ceny produktów i coraz mniejsze pojemności opakowań pojawił się dodatkowy wątek: tańszych zamienników dla produktów wysokopółkowych, czyli dupes. Argumentacja fanów tańszych produktów-naśladowców napotyka opór zwolenników poglądu, że wysoka cena daje większą szansę na równie wysoką jakość. Kto ma rację? Czy w ogóle można tutaj o niej mówić?
Rodzaje zamienników w świecie makijażu
Zjawisko naśladownictwa wysokopółkowych pierwowzorów ma swoje rozmaite warianty, zazębiające się także z odpowiedzią na trendy w formułach kosmetyków i efektach ich użycia (wykończeniach). Najstarszym, pamiętającym czasy sprzed mediów społecznościowych wariantem jest przypadkowo odkryty tani produkt, łudząco podobny do obecnego w ofercie droższej marki. Odpowiednik nie będzie miał celowych podobieństw drogiego kosmetyku np. w brandingu ani promocji, ale wystarczy jeden post influencerski z informacją o zamienniku, aby zniknął on z drogeryjnych półek w mgnieniu oka. Wiele polskich influencerek, np. Joanna Ferdynus-Gołuszko (Maxineczka), Agnieszka Janoszka (DiM) czy Adrianna Grotkowska, przedstawia swoim widzkom polskie kosmetyki, które niczym nie ustępują słynnym i drogim produktom.
Drugim rodzajem zamiennika, bardzo powszechnym od 2016-2018 roku, jest wprowadzanie przez marki konkretnych nowych produktów wzorowanych na viralowych droższych propozycjach. Najprostszy do odtworzenia jest oczywiście branding (szata graficzna, opakowanie, nazwa), ale jeśli chodzi o samą formułę i jakość, jednym markom udawało się to lepiej, innym gorzej. Mnóstwo przykładów takiego wzorca możemy zaobserwować wśród polskich marek, np. Eveline, Wibo, Stars from the Stars, drogeryjne marki własne (Lovely, Sensique, Kobo). Sięgają one po inspiracje m.in. do Lancome, Charlotte Tilbury, Tarte, Too Faced i innych. Przed pandemią takie “nowości-nie nowości” budziły kontrowersje wśród samych konsumentek, głównie w kwestii granicy między inspiracją a plagiatem.
Popularność zamienników rozrosła się na tyle, że niektóre marki uczyniły z nich swoją główną przewagę rynkową, czym naraziło się na krytykę ze strony producentów oryginalnych produktów. Flagowym przykładem takiej firmy jest E.L.F., dawniej znany z niezłej jakości kosmetyków nawet za 1 dolara, a obecnie gigant branży, który swoją pozycję osiągnął dzięki zamiennikom viralowych drogich kosmetyków, np. Milk Makeup, Dior czy Charlotte Tilbury. W świecie makijażowym zawrzało, kiedy ta ostatnia otwarcie skrytykowała markę za wypuszczenie kosmetyku łudząco podobnego do jej Hollywood Flawless Filter. W ostatnich miesiącach na ustach mainstreamowych mediów znalazła się australijska firma MCoBeauty, już dwa razy pozwana przez innych producentów za naruszenie własności intelektualnej. Shelley Sullivan, założycielka MCoBeauty, otwarcie potwierdza: podstawową jej modelu biznesowegojest tworzenie zamienników łudząco podobnych do oryginałów. Wobec szacowanych 250 mln dolarów zysku za rok 2024 nic nie wskazuje, aby wizyty w sądzie realnie szkodziły reputacji i rozwojowi marki.
Nowe podejście przychodzi od młodych konsumentów
Według Jennifer Baker, kierowniczka ds. growth marketingu w agencji twórców internetowych Grin, “Rozwój dupe culture mówi nam o zmianie pokoleniowej w konsumpcji towarów i mediów. Starsze pokolenia mogły szukać kopii po kryjomu, jednak pokolenie Z nie tylko upowszechniło kupowanie podróbek czy produktów niemarkowych, ale też uczyniło #dupe jednym z najczęściej wyszukiwanych słów w mediach społecznościowych”. Słowa Baker potwierdzają również statystyki – o ile ok. ⅓ osób używających makijażu korzysta z zamienników, to w grupie zetek i millennialsów proporcja ta sięga prawie 50 proc. (GCI, 2023 Makeup Consumer Report Circana). Te dwie grupy od lat oglądają video i zdjęcia prezentujące tańsze produkty łudząco podobne do luksusowych oryginałów i chętnie wybierają wariant bardziej przyjazny dla portfela.
Szansa dla luksusowych pierwowzorów
Czy dupe culture oznacza ciężkie czasy dla marek wysokopółkowych? Zdecydowanie nie, o ile potrafią one wykorzystać wzmożone zainteresowanie swoimi produktami. Konsumenci dzięki treściom o odpowiednikach poznają obie marki, oryginalnego twórcę i naśladowcę, przez co postrzegają je jako jednakowo modne i warte uwagi. W dodatku zestawienie z bardziej dostępnym produktem podkreśla elitarność jego drogiego pierwowzoru, co dla istotnej grupy konsumentów będzie mocniejszym argumentem za zakupem niż niska cena. Można bez ryzyka stwierdzić, że trend na zamienniki ma o wiele mniejszy wpływ na wyniki sprzedażowe segmentu makijażu luksusowego, niż się to wydaje na pierwszy rzut oka.
Specjaliści od marketingu sugerują wręcz, aby marki wysokopółkowe wykorzystały dupe culture jako element swoich kampanii promocyjnych. Często wymienianym przykładem jest producent kosmetyków do włosów Olaplex, który zachęcił użytkowników TikToka do szukania i postowania o odpowiednikach ich kosmetyków. Jednocześnie firma komunikowała o wyjątkowości formuł i działania produktów, co miało silne podstawy w rzeczywistości – Olaplex faktycznie wprowadził istotne innowacje najpierw do salonów fryzjerskich, a następnie do domowego użytku.
Na pierwszy rzut oka może wydawać się, że w pogoni za viralami i mikrotrendami coraz więcej producentów będzie polegało na bezpiecznym naśladownictwie niż prawdziwie konkurencyjnej innowacji, sprawiającej, że rynek makijażowy pozostaje ekscytującym sektorem branży beauty. Z drugiej strony krótkie cykle trendów wymagają od marek – zarówno tych bardziej przystępnych cenowo, jak i wysokopółkowych – trzymania ręki na pulsie, dogłębnego poznawania swojej klienteli i aktualizowania oferty dla jej potrzeb. Jednego możemy być pewni: nie powieje nudą!