Firma Mintel ujawniła dane dotyczące rosnącego wpływu nauki na urodę, holistycznego self-care i większej płynności między kanałami offline i online, jako trzy trendy konsumenckie, które będą miały wpływ na globalny przemysł higieny osobistej i urody w 2023 roku.
Jak zwykle pod koniec roku internet obfituje w raporty i analizy dotyczące trendów na rok następny. Jednym z najcenniejszych tego typu źródeł jest firma Mintel, dostawca szczególnie istotnych danych na temat branży kosmetycznej i jej losów w następnych sezonach sprzedażowych.
Kosmetyki wsparte opiniami eksperckimi
Nazwany „Beauty Rx” trend zidentyfikowany przez firmę Mintel dotyczył rosnącego wpływu profesjonalistów i demokratyzacji nauki. „Ostatnie dwa lata to powrót do (opinii) ekspertów. Jako konsumenci cenimy teraz opinie ekspertów bardziej niż kiedykolwiek i mamy większą wiedzę niż kiedykolwiek wcześniej. Nie oznacza to, że konsumenci wiedzą wszystko o recepturach, ale są bardziej zainteresowani tym, jakie składniki znajdują się w produktach kosmetycznych i dlaczego się tam znajdują” – powiedział Andrew McDougall, dyrektor ds. badań kosmetycznych i higieny osobistej w firmie Mintel. Powiedział także, że kolejnym aspektem trendu Beauty Rx jest „medykalizacja piękna” — apetyt konsumentów na bardziej wydajne i silne produkty oraz zabiegi w domu będzie rósł. „Niezależnie od tego, czy „ulepszenia”, takie jak botoks i wypełniacze, czy produkty do pielęgnacji skóry do stosowania miejscowego, radzą sobie faktycznie z określonym stanem skóry, milenialsi i konsumenci z pokolenia Z są bardziej akceptujący w przypadku zabiegów w domu”.
Zdrowie seksualne, psychiczne i menopauzalne
Według Mintel stres związany z pandemią w połączeniu ze zmianą stylu życia doprowadził do tego, że konsumenci przyjęli za swoje więcej rytuałów i produktów związanych ze zdrowiem i dbaniem o siebie. W tym samym czasie koncepcja selfcare (samoopieki) w społeczności miała zyskać popularność, ponieważ ludzie uznali, że pomaganie sobie nawzajem jest sposobem na lepsze życie i lepsze samopoczucie. McDougall wyjaśnia, że to holistyczne podejście do samoopieki i koncepcji społeczności stworzyło platformę do zajęcia się przez marki niektórymi trendami zdrowotnymi. Zainteresowanie nimi i świadomość co do ich wymiaru narastały w ciągu ostatnich czterech do pięciu lat; chodzi o np. zdrowie psychiczne, zdrowie seksualne, zdrowie menopauzalne i mikrobiom skóry. W szczególności powiedział, że ewoluująca samoopieka otwiera drzwi markom kosmetycznym do przejścia do obszarów, które wcześniej były tabu, takich jak intymna higiena osobista i oparta na hormonach pielęgnacja. „Chodzi o to, aby marki prowadziły uczciwą rozmowę z konsumentami, dostarczając im produkty, które odpowiadają ich zmodyfikowanym potrzebom” — powiedział McDougall.
Od digitalu do offline
Mintel uważa, że w branży kosmetycznej ważne są zarówno elementy fizyczne, jak i cyfrowe, a przyszłość będzie polegać na dostosowaniu się do „usług mieszanych” w Internecie. "Ponieważ uroda to tak namacalna branża, aspekt sensoryczny jest naprawdę ważny. Ludzie mogą znać swoje mydła i płyny do mycia i chętnie kupują je online (...), ale jeśli chodzi o zapachy i kosmetyki do makijażu, to chociaż konsumenci będą szukać w Internecie, nadal chcą chodzić do sklepów, aby odkrywać ich własności zmysłowe” – powiedział McDougall. "Wcześniej chodziło o zastanowienie się, jak stworzyć sklep internetowy. Teraz musimy pójść w drugą stronę i zastanowić się, jakie są korzyści z zakupów online i jak możemy je przenieść do sklepu” – dodał.
Woda mineralna zamiast toniku czy kremu? Do tej tezy przychylają się młodzi Chińczycy.Greg Rosenke
Woda mineralna zamiast drogich kosmetyków? W Chinach to coraz bardziej popularny trend. Młodzi ludzie, szukając oszczędności i skutecznych rozwiązań, wybierają tanią alternatywę dla tradycyjnych produktów do pielęgnacji skóry. Czy to chwilowa moda, czy początek rewolucji w branży beauty?
W ostatnich miesiącach woda mineralna marki Wahaha zdobyła niespotykaną popularność w Chinach. Na platformach społecznościowych, takich jak TikTok czy Weibo, hashtagi #WahahaMianmo i #WahahaChunjingshui cieszą się milionami odsłon. Użytkownicy udostępniają poradniki, jak tworzyć maseczki na twarz, wykorzystując bawełniane płatki nasączone wodą Wahaha. To rozwiązanie, które podbiło serca wielu, głównie dzięki cenie – butelka kosztuje jedynie 2 juany (około 0,26 euro).
Popularność wody Wahaha wynika nie tylko z jej rzekomych korzyści dla skóry, ale także z potrzeby oszczędzania. W obliczu spowolnienia gospodarczego w Chinach, wielu młodych ludzi, takich jak 20-letni student Sun Zhongwei, wybiera tańsze alternatywy w każdej dziedzinie życia. “Jeśli można osiągnąć świetne efekty przy minimalnych kosztach, każdy jest gotowy spróbować” – mówi Sun w rozmowie z magazynem Sixth Tone.
Ekonomiczne realia sprawiają, że młodzi Chińczycy coraz częściej mieszkają z rodzicami i korzystają z tanich rozwiązań, takich jak domowe posiłki czy posiłki w stołówkach dla seniorów. Podobne podejście dotyczy pielęgnacji – w obliczu obaw o składniki chemiczne w kosmetykach wielu konsumentów sięga po naturalne i przystępne cenowo alternatywy, jak woda Wahaha.
Dobre nawodnienie organizmu jest fundamentem zdrowia i pięknego wyglądu skóry. Woda odgrywa kluczową rolę w utrzymaniu elastyczności, jędrności oraz odpowiedniego poziomu nawilżenia skóry od wewnątrz. Jednak stosowanie wody bezpośrednio na skórę, zamiast jej regularnego picia, budzi wątpliwości naukowe. Eksperci podkreślają, że zewnętrzne aplikowanie wody, nawet mineralnej, nie zastępuje jej wewnętrznego działania, które wpływa na kondycję skóry na poziomie komórkowym. Chociaż nawilżenie skóry z zewnątrz może chwilowo poprawić jej wygląd, to długotrwałe efekty zapewnia odpowiednie nawodnienie organizmu poprzez picie wody.
Zetki stworzyły kulturę wokół szukania tańszych zamienników drogich produktów. Wbrew pozorom oba sektory mogą na tym zjawisku zyskać.
W ostatnich latach ceny kosmetyków kolorowych i ich relacja do jakości stały się przedmiotem gorącej debaty wśród profesjonalistów i pasjonatów makijażu. Obok przewidywalnych narzekań na rosnące ceny produktów i coraz mniejsze pojemności opakowań pojawił się dodatkowy wątek: tańszych zamienników dla produktów wysokopółkowych, czyli dupes. Argumentacja fanów tańszych produktów-naśladowców napotyka opór zwolenników poglądu, że wysoka cena daje większą szansę na równie wysoką jakość. Kto ma rację? Czy w ogóle można tutaj o niej mówić?
Rodzaje zamienników w świecie makijażu
Zjawisko naśladownictwa wysokopółkowych pierwowzorów ma swoje rozmaite warianty, zazębiające się także z odpowiedzią na trendy w formułach kosmetyków i efektach ich użycia (wykończeniach). Najstarszym, pamiętającym czasy sprzed mediów społecznościowych wariantem jest przypadkowo odkryty tani produkt, łudząco podobny do obecnego w ofercie droższej marki. Odpowiednik nie będzie miał celowych podobieństw drogiego kosmetyku np. w brandingu ani promocji, ale wystarczy jeden post influencerski z informacją o zamienniku, aby zniknął on z drogeryjnych półek w mgnieniu oka. Wiele polskich influencerek, np. Joanna Ferdynus-Gołuszko (Maxineczka), Agnieszka Janoszka (DiM) czy Adrianna Grotkowska, przedstawia swoim widzkom polskie kosmetyki, które niczym nie ustępują słynnym i drogim produktom.
Drugim rodzajem zamiennika, bardzo powszechnym od 2016-2018 roku, jest wprowadzanie przez marki konkretnych nowych produktów wzorowanych na viralowych droższych propozycjach. Najprostszy do odtworzenia jest oczywiście branding (szata graficzna, opakowanie, nazwa), ale jeśli chodzi o samą formułę i jakość, jednym markom udawało się to lepiej, innym gorzej. Mnóstwo przykładów takiego wzorca możemy zaobserwować wśród polskich marek, np. Eveline, Wibo, Stars from the Stars, drogeryjne marki własne (Lovely, Sensique, Kobo). Sięgają one po inspiracje m.in. do Lancome, Charlotte Tilbury, Tarte, Too Faced i innych. Przed pandemią takie “nowości-nie nowości” budziły kontrowersje wśród samych konsumentek, głównie w kwestii granicy między inspiracją a plagiatem.
Popularność zamienników rozrosła się na tyle, że niektóre marki uczyniły z nich swoją główną przewagę rynkową, czym naraziło się na krytykę ze strony producentów oryginalnych produktów. Flagowym przykładem takiej firmy jest E.L.F., dawniej znany z niezłej jakości kosmetyków nawet za 1 dolara, a obecnie gigant branży, który swoją pozycję osiągnął dzięki zamiennikom viralowych drogich kosmetyków, np. Milk Makeup, Dior czy Charlotte Tilbury. W świecie makijażowym zawrzało, kiedy ta ostatnia otwarcie skrytykowała markę za wypuszczenie kosmetyku łudząco podobnego do jej Hollywood Flawless Filter. W ostatnich miesiącach na ustach mainstreamowych mediów znalazła się australijska firma MCoBeauty, już dwa razy pozwana przez innych producentów za naruszenie własności intelektualnej. Shelley Sullivan, założycielka MCoBeauty, otwarcie potwierdza: podstawową jej modelu biznesowegojest tworzenie zamienników łudząco podobnych do oryginałów. Wobec szacowanych 250 mln dolarów zysku za rok 2024 nic nie wskazuje, aby wizyty w sądzie realnie szkodziły reputacji i rozwojowi marki.
Nowe podejście przychodzi od młodych konsumentów
Według Jennifer Baker, kierowniczka ds. growth marketingu w agencji twórców internetowych Grin, “Rozwój dupe culture mówi nam o zmianie pokoleniowej w konsumpcji towarów i mediów. Starsze pokolenia mogły szukać kopii po kryjomu, jednak pokolenie Z nie tylko upowszechniło kupowanie podróbek czy produktów niemarkowych, ale też uczyniło #dupe jednym z najczęściej wyszukiwanych słów w mediach społecznościowych”. Słowa Baker potwierdzają również statystyki – o ile ok. ⅓ osób używających makijażu korzysta z zamienników, to w grupie zetek i millennialsów proporcja ta sięga prawie 50 proc. (GCI, 2023 Makeup Consumer Report Circana). Te dwie grupy od lat oglądają video i zdjęcia prezentujące tańsze produkty łudząco podobne do luksusowych oryginałów i chętnie wybierają wariant bardziej przyjazny dla portfela.
Szansa dla luksusowych pierwowzorów
Czy dupe culture oznacza ciężkie czasy dla marek wysokopółkowych? Zdecydowanie nie, o ile potrafią one wykorzystać wzmożone zainteresowanie swoimi produktami. Konsumenci dzięki treściom o odpowiednikach poznają obie marki, oryginalnego twórcę i naśladowcę, przez co postrzegają je jako jednakowo modne i warte uwagi. W dodatku zestawienie z bardziej dostępnym produktem podkreśla elitarność jego drogiego pierwowzoru, co dla istotnej grupy konsumentów będzie mocniejszym argumentem za zakupem niż niska cena. Można bez ryzyka stwierdzić, że trend na zamienniki ma o wiele mniejszy wpływ na wyniki sprzedażowe segmentu makijażu luksusowego, niż się to wydaje na pierwszy rzut oka.
Specjaliści od marketingu sugerują wręcz, aby marki wysokopółkowe wykorzystały dupe culture jako element swoich kampanii promocyjnych. Często wymienianym przykładem jest producent kosmetyków do włosów Olaplex, który zachęcił użytkowników TikToka do szukania i postowania o odpowiednikach ich kosmetyków. Jednocześnie firma komunikowała o wyjątkowości formuł i działania produktów, co miało silne podstawy w rzeczywistości – Olaplex faktycznie wprowadził istotne innowacje najpierw do salonów fryzjerskich, a następnie do domowego użytku.
Na pierwszy rzut oka może wydawać się, że w pogoni za viralami i mikrotrendami coraz więcej producentów będzie polegało na bezpiecznym naśladownictwie niż prawdziwie konkurencyjnej innowacji, sprawiającej, że rynek makijażowy pozostaje ekscytującym sektorem branży beauty. Z drugiej strony krótkie cykle trendów wymagają od marek – zarówno tych bardziej przystępnych cenowo, jak i wysokopółkowych – trzymania ręki na pulsie, dogłębnego poznawania swojej klienteli i aktualizowania oferty dla jej potrzeb. Jednego możemy być pewni: nie powieje nudą!