StoryEditor
Rynek i trendy
12.04.2024 15:22

Pielęgniarki dokonują eksodusu do branży beauty. Jak to wpłynie na standardy i przyszłość polskiego sektora urodowego?

Coraz więcej pielęgniarek rozważa zrzucenie fartucha na rzecz bycia kosmetyczką czy manikiurzystką. / Canva
Według duńskiego nadawcy publicznego DR, pielęgniarki w Danii przenoszą się do klinik kosmetycznych pomimo kryzysu kadrowego w szpitalach. Duński Urząd ds. Bezpieczeństwa Pacjentów twierdzi, że liczba pielęgniarek zajmujących się zabiegami kosmetycznymi podwoiła się w ciągu niecałych 3 lat. Obecnie w Danii w branży kosmetycznej pracuje 662 pielęgniarek, podczas gdy w 2008 roku w tym skandynawskim kraju było ich zaledwie 30.

Ekonomiści zajmujący się zdrowiem twierdzą, że sytuacja jest „katastrofą” dla systemu szpitali publicznych. Duńska Organizacja Pielęgniarek (DSR) uważa, że ​​wzrost liczby pielęgniarek zwracających się w stronę kosmetyków oznacza, że ​​chcą one lepszych warunków płacy i pracy. Według DSR podstawowe wynagrodzenie nowo wykształconej pielęgniarki kosmetycznej w Danii wynosi około 4700 euro miesięcznie. Dla porównania, kwota ta wynosi 3755 euro dla pielęgniarki szpitalnej, która również musi zmagać się z nieregularnymi godzinami pracy.

Ten trend nie jest jednak wyizolowanym, jednostkowym fenomenem ograniczonym do Danii. Po 13 latach pracy jako pielęgniarka pediatryczna i noworodkowa Laura Banbury z australijskiej Nowej Południowej Walii twierdzi, że jej przejście do branży kosmetycznej sprawiło, że jej zaburzenia lękowe „całkowicie ustąpiły”. „Kiedy poszłam na urlop macierzyński i poczułam się wypalona […] zaproponowano mi pracę w pięknej klinice pięć minut od mojego domu” – powiedziała australijskiej ABC News. „Mogę wybrać godziny, w których chcę pracować i rezerwować klientów wokół terminarza żłobka, odbioru dzieci ze szkoły i zajęć pozalekcyjnych". W Australii substancje podawane w zastrzykach podczas zabiegów urodowych, takie jak botoks i wypełniacze do ust, muszą być przepisywane przez lekarza i podawane przez pielęgniarkę lub osobę z wyższymi kwalifikacjami. „Setki osób dzwoniły do kliniki i pytały, czy są wolne stanowiska ze względu na godziny pracy” – powiedziała dalej Banbury.

Amerykańskie Stowarzyszenie Medycyny Estetycznej i Chirurgii zauważa, że najczęściej zgłaszanymi problemami, które pielęgniarki wskazują jako powód rezygnacji z pielęgniarstwa i przejścia do pracy w branży kosmetycznej, są:

  • Konieczność radzenia sobie ze złożonymi niuansami, jeśli nie wręcz upokorzeniami, związanymi ze współpracą z firmami ubezpieczeniowymi,
  • Oczekiwanie na przejmowanie coraz większej liczby obowiązków bez proporcjonalnego wynagrodzenia i wsparcia,
  • Długie godziny pracy, nieprzewidywalne zmiany i częsta konieczność pracy w weekendy i święta,
  • Nadmierna polityka biurowa generowana przez niepokojące warstwy hierarchii, które stanowią o instytucjonalnej praktyce medycznej.

Czy polskie pielęgniarki odejdą od łóżek?

Kryzys związany z masowym przejściem pielęgniarek do branży beauty jest zjawiskiem, które nie tylko odzwierciedla specyfikę globalnego rynku pracy, ale może także stanowić istotny przyczynek do refleksji nad przyszłością opieki zdrowotnej w innych krajach, w tym w Polsce. Trend ten rzuca światło na szereg problemów dotyczących zawodu pielęgniarskiego, które są znane od lat: niskie zarobki, trudne warunki pracy oraz ogólny brak perspektyw rozwoju zawodowego. W Polsce również środowisko pielęgniarskie od dawna bije na alarm, domagając się zmian.

W Danii decyzja o przejściu do branży beauty wydaje się być motywowana przede wszystkim lepszymi możliwościami zarobkowymi oraz korzystniejszymi warunkami pracy. Branża kosmetyczna oferuje większą elastyczność godzin pracy, co jest szczególnie atrakcyjne dla osób starających się łączyć życie zawodowe z prywatnym. Co więcej, praca w beauty może oferować mniejszą presję i stres, które są nieodłącznym elementem codziennej pracy w sektorze zdrowia. Ta tendencja do zmiany sektora może wskazywać na głębsze dysfunkcje w systemie opieki zdrowotnej, gdzie zawód pielęgniarki jest niedoceniany i niewystarczająco wspierany.

image
Pielęgniarki to jest z najbardziej narażonych na wypalenie grup zawodowych.
GI SDI Productions Getty Images Signature

W Polsce sytuacja jest alarmująco podobna. Pielęgniarki i pielęgniarze skarżą się na przeciążenie obowiązkami, co wynika z chronicznego niedoboru personelu, a także na niskie wynagrodzenia, które nie odzwierciedlają poziomu odpowiedzialności i umiejętności wymaganych w tym zawodzie. Wieloletnie ignorowanie tych problemów przez odpowiednie organy i instytucje może prowadzić do sytuacji, w której coraz więcej pielęgniarek będzie decydować się na odejście z zawodu, podobnie jak ma to miejsce w Danii.

Emigrantki z Ukrainy i Białorusi w awangardzie

Dodatkowym czynnikiem, który może przyspieszyć tę zmianę, jest powiększająca się w związku z wojną w Ukrainie obecność na polskim rynku pracy wykwalifikowanych pielęgniarek z Ukrainy i Białorusi, które również często decydują się na pracę w branży beauty. Ich decyzja o zmianie sektora często podyktowana jest podobnymi przyczynami – poszukiwaniem lepszych warunków zarobkowych oraz bardziej zrównoważonego trybu życia, i często została podjęta jeszcze w kraju pochodzenia. Wiele manikiurzystek, stylistek rzęs, masażystek, makijażystek i innych przedstawicielek branży beauty to absolwentki białoruskich i ukraińskich szkół pielęgniarskich lub uniwersystetów medycznych na kierunku pielęgniarskim. Obecność tych wykwalifikowanych specjalistek w Polsce może stanowić motywację dla polskich pielęgniarek do zmiany zawodu poprzez bycie żywotnym przykładem na to, jak diametralna jest różnica chociażby w work-life balance.

Czytaj także: Michał Łenczyński, Beauty Razem: przepraszamy za potknięcia dt. komunikacji o zmianie stawki VAT dla branży beauty, zmieniamy strategię medialną

W polskiej branży beauty coraz częściej podkreśla się, że byłe pielęgniarki z Białorusi i Ukrainy, które teraz pracują w sektorze kosmetycznym, dostarczają usług na wyższym poziomie, zwłaszcza w zakresie antyseptyki i higieny. Ich doświadczenie zdobyte w środowisku szpitalnym, gdzie standardy sanitarne są wyjątkowo rygorystyczne, przekłada się na wyższą jakość świadczonych usług w salonach urody. To zjawisko rzuca nowe światło na potrzebę rewizji oferowanych kursów dla polskich kosmetyczek.

Z jednej strony, obecność wykwalifikowanych specjalistek z doświadczeniem medycznym może stanowić impuls do podniesienia standardów branżowych. Z drugiej, stawia to pytanie o przyszłość kursów zawodowych w Polsce — czy będą one wymagać dostosowania do nowych, wyższych oczekiwań rynku? Pojawienie się eks-pielęgniarek w branży beauty może również wywołać potrzebę zintegrowania bardziej zaawansowanych modułów z zakresu higieny i antyseptyki.

Czytaj także: Rośnie liczba gabinetów medycyny estetycznej. Na co powinny stawiać, komunikując swoje usługi? [RAPORT Z BADAŃ]

image
Praca w salonie piękności pozwala na lepszy work-life balance niż praca w szpitalu.
lithiumcloud Getty Images

Takie zmiany mogą przynieść korzyści zarówno klientom, jak i samym pracownikom branży, zapewniając bezpieczeństwo i zwiększając zaufanie do oferowanych usług. Rozwój standardów i szkoleń może również wpłynąć pozytywnie na ogólny wizerunek sektora kosmetycznego w Polsce, czyniąc go bardziej profesjonalnym i konkurencyjnym na tle innych krajów.

W obliczu tych wyzwań, konieczne wydaje się przemyślenie strategii zarówno na poziomie krajowym, jak i poszczególnych placówek medycznych. Zwiększenie inwestycji w sektor opieki zdrowotnej, poprawa warunków pracy, adekwatne wynagradzanie oraz tworzenie możliwości rozwoju zawodowego to kluczowe kroki, które mogą przeciwdziałać trendowi porzucania zawodu pielęgniarskiego. Polska stoi przed wyzwaniem adaptacji do zmieniających się realiów rynku pracy, a odpowiedzi na te pytania będą miały długofalowe konsekwencje zarówno dla systemu zdrowotnego, jak i dla całego społeczeństwa.

Czytaj także: Naczelna Rada Lekarska: zakaz udziału lekarzy w reklamach powinien dotyczyć nie tylko leków i wyrobów medycznych

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Rynek i trendy
22.04.2025 12:35
Guardian: Tanie perfumy podbijają brytyjski rynek – co druga osoba kupiła zapachowy „dupe”
Shutterstock

Na brytyjskim rynku perfum pojawił się nowy trend, który dynamicznie zyskuje popularność – tzw. „dupe scents”, czyli tańsze odpowiedniki znanych luksusowych zapachów. Jeden z takich zapachów przypomina perfumy Baccarat Rouge 540 warte 355 funtów, a inny – Penhaligon’s Halfeti za 215 funtów. Tymczasem ceny ich imitacji zaczynają się już od 5 funtów. Według badań aż połowa brytyjskich konsumentów przyznaje, że kupiła tego typu produkt, a 33 proc. zadeklarowało chęć ponownego zakupu.

Zjawisko zyskało popularność głównie dzięki mediom społecznościowym – na TikToku hasztag #perfumedupe ma tysiące wpisów. Jednak za atrakcyjną ceną często kryją się kontrowersje prawne. Producenci oryginalnych perfum coraz częściej zwracają się do prawników o porady, jak bronić swoich formuł przed kopiowaniem. W niektórych przypadkach konkurencyjne firmy pytają nawet, jak legalnie stworzyć perfumowy „dupe”. Niestety, jak podkreślają eksperci, ochrona zapachu w świetle brytyjskiego prawa jest niemal niemożliwa – zapachów nie da się jednoznacznie opisać graficznie, a więc nie można ich zarejestrować jako znak towarowy.

Ochrony nie daje także prawo patentowe. Jak wyjaśnia Eloise Harding z kancelarii Mishcon de Reya w rozmowie z brytyjskim Guardianem, perfumy rzadko spełniają warunek „kroku wynalazczego”, niezbędnego do uzyskania patentu. Co więcej, nawet gdyby taki patent został przyznany, po 20 latach formuła staje się publiczna. Tymczasem producenci tańszych wersji perfum coraz częściej sięgają po techniki takie jak chromatografia gazowa-spektrometria mas (GCMS), by rozłożyć oryginalne zapachy na czynniki pierwsze i stworzyć ich tańsze kopie – często z użyciem mniej szlachetnych składników.

Rynek perfum w Wielkiej Brytanii osiągnął wartość 1,74 miliarda funtów w 2024 roku, a według prognoz firmy badawczej Mintel do 2029 roku przekroczy 2 miliardy. W ankiecie przeprowadzonej wśród 1 435 osób, aż 18 proc. tych, którzy jeszcze nie kupili „dupe perfum”, przyznało, że są nimi zainteresowani. Ekspertka Mintel, Dionne Officer, zauważa, że młodsze pokolenia, wychowane w czasach kryzysów gospodarczych i wszechobecnego fast fashion, nie widzą nic złego w kupowaniu imitacji. Wręcz przeciwnie – umiejętność znalezienia okazji i tańszej wersji luksusu postrzegana jest dziś jako przejaw sprytu, a nie wstydliwego kompromisu.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Rynek i trendy
22.04.2025 09:35
Wzrost wartości perfum wycofanych z rynku – rynek kolekcjonerski profesjonalizuje się
Valeria Boltneva via Pexels

Rynek perfum vintage i wycofanych z produkcji rozwija się dynamicznie, mimo braku oficjalnych danych dotyczących jego wielkości. Mathieu Iannarilli, paryski handlarz rzadkimi zapachami, od 2007 roku specjalizuje się w poszukiwaniu unikalnych flakonów dla klientów gotowych zapłacić od 150 euro do ponad 3 000 euro za butelkę.

Jak donosi Financial Times, osoby wierne jednemu zapachowi, po jego wycofaniu czują się „osierocone zapachowo” i są gotowe na wiele, by odzyskać swoją olfaktoryczną tożsamość. Na eBayu można znaleźć ponad 50 000 wyników po wpisaniu hasła „discontinued fragrances”, a ceny potrafią być astronomiczne – Tom Ford Amber Absolute kosztuje nawet 4 300 dolarów, a Vivienne Westwood Boudoir – 2 784 dolary.

Jednym z czynników napędzających ten rynek są tzw. „flankery”, czyli limitowane wariacje klasycznych zapachów. Dla kolekcjonerów stanowią one nie lada gratkę – np. Estée Lauder Sensuous Noir z 2008 roku osiąga na eBayu cenę 265 funtów, a Thierry Mugler A*Men Pure Malt z 2009 roku przekracza 600 funtów. Do wzrostu cen przyczyniają się również zakończenia licencji zapachowych lub bankructwa marek – ceny perfum marek takich jak Vivienne Westwood czy Stella McCartney potroiły się po ich wycofaniu z rynku perfumeryjnego.

Ceny vintage’owych zapachów są windowane również przez prestiż i historię producentów. Klasyki od marek takich jak Guerlain są poszukiwane zarówno przez osoby, które chcą je nosić, jak i kolekcjonerów. Flakon Guerlain Djedi może osiągnąć wartość ponad 3 000 euro. Co więcej, zapotrzebowanie nie ogranicza się do segmentu luksusowego – przykładem może być Ultima II Sheer Scent od Revlon, który od 1990 roku pozostaje ulubionym zapachem matki krytyka mody FT, Alexandra Fury’ego, mimo że został wycofany z produkcji już na początku lat 2000.

Zmiany w regulacjach unijnych dotyczących składników kosmetycznych również miały wpływ na rynek – od początku lat 2000 wiele zapachów zostało przeformułowanych, często ku niezadowoleniu wiernych użytkowników. W efekcie rośnie popyt na starsze wersje tych samych perfum. Aimee Majoros, kolekcjonerka zapachów z Nowego Jorku, wspomina, że jej butelka Mitsouko Guerlain z lat 70. pachnie zupełnie inaczej – i lepiej – niż obecna wersja. „Najlepszy zapach, jaki kiedykolwiek poczułam, to próbka L’Air du Temps od Nina Ricci z lat 60.” – dodaje. W społeczności miłośników perfum frustracja związana z reformulacjami jest zjawiskiem powszechnym.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
24. kwiecień 2025 08:09