Jakie uprawnienia jako zarządca Dayli dostała firma Zimmerman Filipiak Restrukturyzacja, którą Pan reprezentuje?
Przejęliśmy zarząd nad całością majątku. Współpracujemy z właścicielem i prezesem spółki, ale od 1 lutego 2016 r. to my nią faktycznie kierujemy. Wszystkie pełnomocnictwa zarządu spółki wygasły. Nie może on nic realnie obiecać kontrahentom czy wierzycielom. Dopóki będzie trwało postępowanie sanacyjne, dotychczasowy zarząd nie ma wpływu na funkcjonowanie spółki, bowiem te uprawnienia przysługują zarządcy.
Jaki jest cel postępowania sanacyjnego, którym zostało objęte Dayli?
Jako zarządca spółki musimy dokonać restrukturyzacji, czyli przywrócić firmie zdolność do normalnego działania na rynku. Równocześnie musimy przygotować propozycje układowe, czyli sposób zaspokojenia roszczeń wierzycieli spółki, oraz plan restrukturyzacji, czyli sposób na poprawę funkcjonowania spółki. Wszystko, co będziemy robić, będzie miało na celu poprawę wydajności Dayli. Sens działania Dayli opiera się na sprzedaży detalicznej. Sklepy są najważniejszym i najbardziej wartościowym składnikiem majątku spółki. Muszą wygenerować obrót, żeby spółka mogła spłacić wierzycieli.
Dlaczego więc zostały zamknięte? I to pod koniec grudnia, w okresie żniw dla handlu.
Głównym powodem przestoju było to, że w wyniku działalności komorników i niektórych wierzycieli następowały zajęcia placówek. W momencie otwarcia postępowania sanacyjnego wszystkie postępowania egzekucyjne, które toczyły się w stosunku do spółki, zostały zawieszone z mocy prawa. Chwilę nam teraz zajmie, zanim odzyskamy kontrolę nad całością majątku, ale nie boimy się już, że działalność spółki będzie przerywana dalszymi działaniami komorników. Będzie można sklepy otworzyć i prowadzić w nich działalność.
Czy drogerie są na tyle zatowarowane, żeby mogły ruszyć?
Część tak.
Czy zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami zarządu Dayli na rynku pozostanie tylko około 100 drogerii?
Wszystko będzie podlegało weryfikacji, gdy będziemy mieli pełnię wiedzy na temat stanu finansowego spółki. Na razie propozycja restrukturyzacyjna jest taka, żeby się ograniczyć do około 100 sklepów w najbardziej dochodowych lokalizacjach. Nie chodzi o prestiż, a o rachunek ekonomiczny.
Część pracowników sklepów już odeszła, niektórzy, zatrudnieni na zasadzie outsourcingu przez agencję Work Service, zostali zwolnieni, pozostali martwią się, co dalej z nimi będzie.
Faktycznie, mniej więcej połowa pracowników była zatrudniona przez zewnętrzną firmę Work Service, która przystąpiła już do zwolnień. W tych sklepach, które pozostaną na rynku, pracownicy będą teraz zatrudniani już przez samą spółkę Dayli. W placówkach, które zostaną wytypowane do otwarcia, nie ma planu redukcji zatrudnienia. Tam pracownicy są niezbędni, jak będzie brakowało personelu, spółka będzie zatrudniać dodatkowe osoby. Wcześniej jednak musimy mieć odblokowane konto spółki, musimy też wiedzieć, ile sklepów uda się nam otworzyć, ponieważ nie tylko dostawcy stracili cierpliwość, ale i wynajmujący lokale, co w obecnej sytuacji jest w pełni zrozumiałe. Prowadzimy negocjacje z właścicielami lokali, żeby utrzymać lokalizacje, na których nam zależy.
Czy dostawcy i właściciele lokali dostaną pieniądze za zaległe faktury?
Procedura postępowania sanacyjnego jest mocno uregulowana. Zaległych pieniędzy nie możemy zapłacić inaczej niż poprzez układ, co zajmie trochę czasu. Mamy na to 12 miesięcy. Natomiast nowe faktury muszą być opłacane przez spółkę na bieżąco, Dayli musi być w stanie regulować wszystkie zobowiązania wobec pracowników, ZUS-u, dostawców towarów, właścicieli lokali itd. Inaczej nie przejdzie przez postępowanie restrukturyzacyjne, zostanie ono umorzone. Zarządca za to ręczy głową. Sąd będzie nas z tego rozliczał.
Wspomniał Pan o 12 miesiącach, czy to jest czas na uregulowanie zaległości, czy rozpoznanie sytuacji w spółce?
W ciągu 12 miesięcy musimy stanąć na nogi, płacić bieżące zobowiązania i zaproponować układ, który będzie możliwy do wykonania przez spółkę i akceptowalny dla wierzycieli. Ten czas jest nam potrzebny na dokładne zapoznanie się ze stanem spółki, bo nie możemy obiecywać czegoś, czego nie będziemy w stanie zrealizować. Po 12 miesiącach wszyscy wierzyciele przystąpią do głosowania nad przygotowanymi przez nas propozycjami spłat zaległości. Mogą się na nie zgodzić lub nie.
Co z pracownikami, wobec których Dayli ma zaległe zobowiązania?
Pracownicy są wyłączeni z układu sanacyjnego, z nimi będziemy regulować sprawy niezależnie od postępowania. W ramach Dayli nadal działa firma, która zajmuje się rozliczeniami z pracownikami, więc mamy odpowiednie służby. Generalnie jednak wszystkie informacje dotyczące spółki, również od osób i firm, wobec których ma zaległości, powinny być kierowane do nas.
Jakie jest zadłużenie Dayli?
Według zgłoszenia i dokumentacji przedstawionej przez spółkę jest to ponad 60 mln zł. Ale wśród tych zobowiązań są także długi w stosunku do spółek powiązanych, które nie będą się liczyć, bo spółka sama sobie nie będzie ich spłacać. Największym wierzycielem jest bank ING, ale posiada zabezpieczenie na majątku – zapasie towarów. Wiemy jednak, że najwartościowszym składnikiem majątku Dayli nie są zapasy, tylko funkcjonujące przedsiębiorstwo, więc bank na szczęście wspiera spółkę w wysiłkach restrukturyzacyjnych i rozumie trudną sytuację, w której się znalazła.
Jakie są Pana zdaniem, osoby doświadczonej w realizacji procesów restrukturyzacyjnych, szanse na postawienie Dayli na nogi?
Wydaje nam się, że utrzymanie sklepów w tych 100 lokalizacjach daje szansę na uratowanie spółki. Na podstawie wiedzy, którą dysponujemy dzisiaj – opieramy się na tym, co otrzymaliśmy od zarządu, czyli zakładamy, że prognozy mogą być bardziej optymistyczne niż rzeczywistość – uważamy, że przedsiębiorstwo i model biznesowy są solidne. To jest podstawa, która pozwala założyć, że jak się należycie zatowaruje te sklepy, to będą one przynosiły określone dochody. Wydaje nam się, że sytuacja jest do opanowania, choć jak wiadomo spółka od jakiegoś czasu jest niewypłacalna. Wszczęlibyśmy postępowanie sanacyjne wcześniej, gdyby nie to, że ustawa weszła w życie 1 stycznia. Spółka złożyła wniosek do sądu w pierwszym dopuszczalnym dniu roboczym obowiązywania nowych przepisów. To jest prawdopodobnie pierwsze postępowanie sanacyjne w kraju.
Czy jest to rozwiązanie korzystne dla wierzycieli?
W tym wypadku jak najbardziej, bo spółka nie ma majątku, który by pozwolił na prowadzenie postępowania upadłościowego, tak żeby wierzyciele dostali jakiekolwiek znaczące kwoty. Jedyna wartość tej spółki jest w tym, że posiada sklepy, które mogą generować zysk. Więc jedyną szansą dla wierzycieli, którzy nie mają rzeczowego zabezpieczenia, czyli dla większości, jest to, że pozwolą Dayli działać pod czujnym okiem rady wierzycieli i sędziego komisarza. Trzeba podkreślić, że wierzyciele mają teraz więcej do powiedzenia w toku postępowania. Zarządca nie jest odpowiednikiem syndyka, który de facto mógł robić, co chciał. Zarządca musi cały czas spowiadać się ze swoich działań radzie wierzycieli i sędziemu komisarzowi. Jeśli wierzycielom nie spodoba się to, co robi, mogą go wymienić. Jesteśmy rozliczani pod kątem skuteczności postępowania. I naszym celem jest uratowanie Dayli.
Jeżeli nie będziemy widzieli szansy na uratowanie spółki lub nie uda nam się przywrócić jej do pilnej wypłacalności, nie będziemy mieli innej możliwości, jak tylko umorzyć postępowanie. Przepisy nie pozwalają zarządcom przedłużać działań ze szkodą dla wierzycieli, nie ma możliwości wieloletniego ciągnięcia postępowań – wóz albo przewóz.
Kiedy powinna się ukonstytuować rada wierzycieli?
Decyduje o tym sędzia komisarz. Może powołać radę samodzielnie albo na wniosek dłużnika, co najmniej 3 wierzycieli lub wierzycieli mających łącznie 20 proc. ogółu sumy wierzytelności. Ponadto każdy wierzyciel lub wierzyciele dysponujący wierzytelnością kwotową 20 proc. lub więcej ogółu kwoty wierzytelności mogą wskazać jednego członka rady wierzycieli.
Licząc od 1 lutego, mamy miesiąc, aby rozejrzeć się w spółce, sprawdzić, jak funkcjonuje, zrobić spis majątku, sprawdzić, ile jest w stanie zarobić, i zaproponować ostateczny plan restrukturyzacyjny, czyli powiedzieć, co się da zrobić, żeby mogła stanąć na nogi w ciągu 12 miesięcy. Ze wszystkimi wierzycielami spotkamy się za rok, podczas głosowania nad planem spłaty zadłużenia. Kontakt z wierzycielami odbywać się będzie poprzez obwieszczenia i ogłoszenia w „Monitorze Sądowym i Gospodarczym”. Komunikowane będzie wszystko to, co powinno według ustawy. My, jako zarządca, również jesteśmy do dyspozycji wierzycieli, bo jesteśmy powołani przede wszystkim do tego, żeby zabezpieczyć ich interesy. Zachęcamy do dosyłania bezpośrednio do nas dokumentacji związanej ze współpracą z Dayli. Do dyspozycji oddajemy e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript..
Rozmawiała Katarzyna Bochner
W marcu 2025 roku wartość BaseLinker Index, wskaźnika mierzącego kondycję polskiego e-commerce, osiągnęła rekordowe 153 punkty. Dla porównania, w lutym wynosiła ona 120 punktów, a w marcu 2024 roku – 136 punktów. Oznacza to nie tylko znaczący wzrost w skali miesiąca (o 27,7 proc.), ale także solidną poprawę rok do roku. Warto przypomnieć, że wartość wyjściowa indeksu, ustalona w styczniu 2022 roku, wynosiła 100 punktów.
Analiza danych z 3 tysięcy największych polskich sklepów internetowych pokazuje, że całkowita sprzedaż online w marcu 2025 roku była wyższa niż rok wcześniej o 12 proc. Co ciekawe, zarówno sprzedaż krajowa, jak i zagraniczna zanotowały wzrosty: odpowiednio o 11,3 proc. i 15,9 proc. Sprzedaż cross-border stanowiła 17,13 proc. całkowitej sprzedaży polskich e-commerce’ów.
Wśród najlepiej rozwijających się kategorii znalazły się te, które już wcześniej wykazywały wysoką dynamikę wzrostu: „supermarket”, „zdrowie i uroda” oraz „dom i ogród”. Dane za marzec potwierdzają utrzymujący się trend rosnącego zainteresowania konsumentów zakupami online w tych segmentach, co może być sygnałem do dalszego rozwoju oferty i logistyki w tych obszarach.
Patrick Martin, przewodniczący francuskiego stowarzyszenia pracodawców Medef, ostrzegł w środę, że nowe amerykańskie cła mogą zahamować wzrost gospodarczy Francji i wprowadzić kraj w recesję. W rozmowie z radiem RTL podkreślił, że „istnieje ryzyko zatrzymania wzrostu i wejścia w recesję”, odnosząc się do wpływu ceł USA na francuskie przedsiębiorstwa. Nowe środki ogłoszone przez prezydenta USA Donalda Trumpa weszły w życie tego samego dnia – obejmują one m.in. 104-procentowe cła na towary z Chin, pogłębiając globalny konflikt handlowy.
Martin zaapelował o pilne działania mające na celu poprawę konkurencyjności francuskich firm. Według niego konieczna jest ochrona konsumpcji, co oznacza m.in. unikanie nadmiernego obciążania podatkami gospodarstw domowych i przedsiębiorstw. W jego opinii, bez takich kroków francuska gospodarka może nie wytrzymać presji wynikającej z polityki handlowej USA.
Na słowa Martina odpowiedział minister przemysłu Marc Ferracci, który w rozmowie z Franceinfo przyznał, że temat jest aktualnie dyskutowany w parlamencie. Jak zaznaczył, chodzi m.in. o możliwość obniżenia podatków produkcyjnych, które od dawna uznawane są za jedną z barier dla konkurencyjności francuskiego przemysłu. Ferracci wezwał również francuskie firmy do wstrzymania inwestycji w Stanach Zjednoczonych ze względu na napięcia handlowe między USA a Europą.
Minister spotkał się we wtorek wieczorem z przedstawicielami francuskiego przemysłu, by omówić potencjalne skutki ceł w kluczowych sektorach – od lotnictwa, przez kosmetyki, po dobra luksusowe. Podkreślił, że odpowiedź Unii Europejskiej musi być „stanowcza i proporcjonalna”, by uniknąć dalszej eskalacji, która mogłaby zagrozić miejscom pracy.