StoryEditor
Producenci
12.12.2017 00:00

Magdalena Kasprzyk, Ocean Trade: Nie zaczarowałam rynku, realizuję tylko swój plan

Magdalena Kasprzyk, właścicielka firmy Ocean Trade. Z marką Batiste odniosła w Polsce wielki sukces i z suchych szamponów do włosów utworzyła odrębną kategorię. Od Church & Dwight – producenta Batiste – dostała nagrodę za najszybszy rozwój marki na świecie. Teraz wprowadza na nasz rynek pielęgnacyjną markę Treaclemoon. – Mam na nią sporo pomysłów – zapewnia. Z Magdaleną Kasprzyk rozmawiamy o biznesie i o intuicji, o tym, czym kieruje się, wybierając partnerów do współpracy, i dlaczego z niektórych propozycji rezygnuje.

Jak to się stało, że zajęła się Pani biznesem kosmetycznym? Czy to przypadek czy zaplanowany kierunek, może kontynuacja rodzinnych tradycji?

To hobby, które przez przypadek – a raczej spektakularny upadek – przerodziło się w biznes.

Wiem, że ten biznes bardzo Panią pasjonuje, że jest Pani wręcz ekspertem w dziedzinie składników kosmetycznych.

Ekspert to oczywiście za dużo powiedziane, ale kosmetyki były moją pasją od zawsze, od wielu lat analizowałam składy i poszerzałam swoją wiedzę w tym zakresie. I z tej pasji wyrosła firma. Kiedy biorę kosmetyk do ręki, to zaczynam właśnie od czytania składu. Czym zaskakuję wielu producentów podczas rozmów. Wiem, że dla wielu firm dystrybucyjnych liczą się tylko liczby – „Ta marka sprzedała się w kraju X w tylu milionach sztuk. – OK, to bierzemy.” Ja się pytam, dlaczego się tak sprzedała.

Co Pani myśli na temat polskiego rynku kosmetycznego? Czy jest ciekawy, fascynujący, a może trudny i nieprzewidywalny? Co było dla Pani największą barierą, problemem, kiedy rozpoczynała Pani działalność?

Polski rynek kosmetyczny jest zarówno ciekawy, jak i trudny. Bardzo konkurencyjny, co przekłada się na niższe ceny i nie mówię tu o Europie Zachodniej, z wyższą siłą nabywczą, ale również Europie Środkowej. Największym problemem był fakt, że wchodziłam w branżę bez jakichkolwiek znajomości. Byłam osobą znikąd, z produktem, w który nikt nie wierzył. Nie miałam kontaktów do kupców, do mediów. Każdy z nich musiałam wywalczyć.

Dlaczego zdecydowała się Pani wprowadzić na polski rynek właśnie markę Batiste? Podobno sprzedaje się ona lepiej niż w innych krajach, gdzie dystrybutorzy mają większe środki na jej promocję…

Zaczęło się od trudnego momentu w moim życiu, musiałam znaleźć pomysł na firmę, pomyślałam wtedy o przedstawicielstwie, bo zawsze coś takiego mi w duszy grało. Batiste znałam i używałam. Na pierwszym spotkaniu z producentem powiedziałam, że sprawię, iż Batiste będzie synonimem suchego szamponu w Polsce, tak jak Hoover jest synonimem odkurzacza w Wielkiej Brytanii. Niestety, producent mi odmówił, szukał sprawdzonego dystrybutora. Tylko nikt nie wierzył wtedy w suche szampony, dlatego po wielu miesiącach intensywnych starań dostałam wyłączność, fakt, z zerowym budżetem marketingowym. A potem to już tylko realizacja mojej strategii i ogromna praca po kilkanaście godzin na dobę. Aż pewnego dnia dostałam nagrodę od producenta za najszybszy rozwój Batiste na świecie. Dzięki temu byliśmy pierwszym krajem eksportowym, który wprowadził serię do stylizacji Batiste. Na zasadzie testu – jak ci się nie uda, to nikomu się nie uda. Okazało się, że osiągnęłam status TEJ Magdy, którą na corocznym spotkaniu dystrybutorów wszyscy muszą poznać, włączając w to zarząd Church & Dwight (producenta Batiste). Posypały się oferty pracy i współpracy. I oczywiście wszyscy pytają, jak to osiągnęłam. A ja się dziwię, że innym wyszło trochę gorzej. Bo przecież nie zaczarowałam rynku, tylko stworzyłam pewien plan, który realizuję. I tylko takie momenty, w których odbieram nagrodę w imieniu marki lub naszej firmy, kiedy jestem proszona o wystąpienie na jakiejś konferencji uświadamiają mi, że przeszłam sporą drogę.

Teraz zdecydowała się Pani na wprowadzenie kolejnej marki Treaclemoon. Dlaczego właśnie tej?

Przez lata bardzo wiele firm zwróciło się do mnie z propozycją dystrybucji. Sama też szukam pomysłów, przede wszystkim skupiając się na niszowych rozwiązaniach, ale do tej pory wybierałam do tego stopnia niszowe marki, że nie były przygotowane na wejście na rynek UE. Decyzję o współpracy podejmuję nie tylko na podstawie samego produktu, ale oceniam również mój przyszły komfort pracy. Dlatego ważne jest dla mnie zaufanie producenta do mojej znajomości rynku, akceptacja moich pomysłów, partnerskie podejście. W przypadku Treaclemoon poznałam jej właścicieli, spodobała mi się ich energia i sposób patrzenia na rozwój marki, znam bardzo dobrze ich dyrektora eksportu. Polubiłam ich kremy do rąk – wegańskie, bez silikonów, parabenów, petrolatów. Na bazie naturalnych olejów, z masłem shea, pachnące, w zabawnych opakowaniach, w cenie koło 10 złotych. Nic dziwnego, że są na trzecim miejscu sprzedaży w jednej z największych sieci drogeryjnych w Niemczech. Uśmiecham się, kiedy patrzę na ich kolorowe opakowania, ciekawe kształty, oryginalne zapachy. Mam na tę markę całkiem sporo pomysłów.

Czy planuje Pani wprowadzanie kolejnych marek na rynek? Czy to jest Pani zdaniem dobry czas?

Każdą markę można wprowadzić, ale czasem nie ma to sensu z perspektywy mojej firmy. Ja chcę budować, rozwijać marki, a nie wprowadzać co roku 5­‑10 nowych i jak się coś przyjmie, to dobrze, jak nie, to trudno, kończymy współpracę. Nie mówię, że to zła strategia, po prostu nie moja. Czasem sam producent tego nie dostrzega, zakładając, że dystrybutor powinien być tylko wykonawcą pięknego planu opracowanego w ich HQ w Stanach Zjednoczonych, zakładającego że cała Europa jest taka sama i co ja tam opowiadam np. o różnicach w sile nabywczej pieniądza w Skandynawii i Polsce. W ten sposób zrezygnowałam ze współpracy z liderami niektórych kategorii w USA. Widzę, jak te marki dryfują w Polsce, żal mi ich trochę, ale jak kiedyś uznam, że przyszedł czas na realizowanie czyichś założeń, to po prostu przyjmę którąś z ofert pracy.

Czy w kontekście rozwoju firmy myśli Pani głównie o imporcie, czy również o produkcji?

Gdybym miała czas i środki, z pewnością zajęłabym się produkcją, mam całą listę pomysłów. A przy tym chyba całkiem niezłą intuicję, niedawno producent Batiste chciał wprowadzić pewne zmiany w produktach. Niezbyt szczęśliwe moim zdaniem, ale usłyszałam, że nie ma odwrotu. Po czym parę miesięcy później otrzymałam wiadomość, że jeszcze przeprowadzili poszerzone badania rynku i grupy fokusowe miały te same zastrzeżenia co ja. Miło było usłyszeć, że się miało rację.

Firma Ocean Trade ma charakter rodzinny, ale umacnia się, powiększa o nowe osoby. Jak by Pani podsumowała ten okres od założenia firmy do dziś?

Mamy niezwykłe szczęście do fantastycznych pracowników. Nie tylko inteligentnych i kreatywnych, ale również zaangażowanych w firmę. Sukcesem naszej firmy jest to, że są ciągle z nami, od początku firmy nikt nie odszedł. Właśnie minęło pięć lat, a ja mam dziesiątki pomysłów. Ach, żeby tak mieć jeszcze parę dodatkowych godzin w każdej dobie…

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Producenci
22.07.2024 09:37
Aurumaris wkracza na rynek B2B jako Aurumaris Professional. Markę wspiera Sylwia Gołębiewska
Sylwia Gołębiewska, założycielka marki Semilac (w środku) oraz Ewa Milczarek- Vaubourg, dyrektorka marketingu marki Semilac (po prawej) i Paulina Pastuszak, właścicielka Akademii Paulina PastuszakSemilac
Firma, dotychczas działająca w segmencie konsumenckim, teraz skierowała swoją ofertę do profesjonalnych gabinetów kosmetycznych, wprowadzając oryginalne zabiegi niwelujące niedoskonałości cery. Za projektem stoi m.in. Sylwia Gołębiewska, współtwórczyni marki Semilac.

Aurumaris Professional to kolejny etap rozwoju firmy Aurumaris, która z powodzeniem działała na rynku konsumenckim (B2C). Teraz, poszerzając swoją działalność o segment profesjonalny (B2B), firma oferuje swoje produkty w wybranych gabinetach kosmetycznych. Nowoczesne zabiegi, bazujące na innowacyjnych formułach, już zyskują uznanie wśród profesjonalistów. Właścicielem większościowym Aurumaris Professional jest Besim Health&Wellness.

Kluczową rolę w rozwoju Aurumaris Professional odgrywa Sylwia Gołębiewska, która wnosi swoje doświadczenie i wizję strategiczną do nowego projektu. Gołębiewska jest znaną postacią na rynku kosmetycznym, współtworzyła markę Semilac oraz HiHybrid, które zyskały ogromną popularność. Teraz, jako współwłaścicielka Aurumaris Professional, odpowiada za profesjonalną edukację oraz rozwój sieci dystrybucji zarówno w Polsce, jak i za granicą. Założona przez Gołębiewską Akademia Semilac ustala wysokie standardy edukacji i profesjonalizmu w branży kosmetycznej. Gołębiewska jest również współgospodynią programu „Kosmetyczne rewolucje” oraz właścicielką Akademii Sylwii Gołębiewskiej w Krakowie.

Wsparcie w rozwoju marki Aurumaris Professional to dla mnie ekscytujące wyzwanie

– mówi Gołębiewska, podkreślając innowacyjność oferowanych produktów.

Gabinety kosmetyczne, które zdecydują się na współpracę z Aurumaris Professional, zyskają nie tylko dostęp do innowacyjnych produktów, ale również wsparcie marketingowe. Marka angażuje się w promocję swoich partnerów bez dodatkowych kosztów, co pomaga im skuteczniej dotrzeć do potencjalnych klientów.

Jesteśmy przekonani, że dzięki zaangażowaniu Sylwii Gołębiewskiej oraz naszej innowacyjności, szybko zyskamy silną pozycję na rynku

– komentuje Kamil Komoński, prezes zarządu Aurumaris. Oprócz tego, Aurumaris Professional oferuje kompleksową obsługę reklamową w Internecie, co ma na celu zwiększenie widoczności i zysków współpracujących salonów kosmetycznych.

Czytaj także: 10 lat marki Semilac – od Zakładu Szkolenia Kadr do Akademii Semilac i pozycji lidera

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Producenci
19.07.2024 11:12
Grzegorz Inglot: Będziemy umacniać się w Europie i rozszerzać zasięg w USA i Azji
Milena Inglot, dyrektor marketingu, doradca zarządu i Grzegorz Inglot prezes zarządu - drugie pokolenie zarządzające firmą, którą stworzyli Wojciech, Elżbieta i Zbigniew Inglotmateriały prasowe
Priorytetem jest dla nas wzmocnienie naszej obecności na rynkach europejskich, ale także rozszerzenie obecności na największych rynkach kosmetycznych USA i Azji – powiedział Grzegorz Inglot, prezes polskiej firmy Inglot w wywiadzie dla Business of Fashion.

Grzegorz Inglot, prezes polskiej firmy kosmetycznej Inglot, w wywiadzie dla Business of Fashion mówił m.in. o międzynarodowej ekspansji firmy.

Podkreślił, że priorytetem dla niego jest wzmocnienie marki na rynkach europejskich, ponieważ modele sprzedaży są na nich bardzo dobrze ugruntowane. Za strategiczne uważa jednak także największe rynki USA i Azji  - tu firma chce rozszerzyć swoją obecność.

Natomiast rynki Bliskiego Wschodu stanowią według niego atrakcyjną szansę z największym potencjałem wzrostu w nadchodzących latach.  

– Mamy szczęście, że jesteśmy już obecni na wielu z tych rynków, dlatego wykorzystujemy naszą własną wiedzę na temat lokalnych operacji, trendów, potrzeb konsumentów, a także lokalnego handlu elektronicznego, a nawet kanałów wolnocłowych – powiedział Grzegorz Inglot dla BoF.

Czytaj także: Inglot otwiera trzeci sklep w Kuwejcie

Na zagranicznych rynkach Inglot współpracuje z partnerami, dystrybutorami, mającymi duże doświadczenie w lokalnym handlu detalicznym. Jako przykład podał Apparel Group z siedzibą w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.

– Naprawdę doceniamy pracę, jaką z nami wykonują, ponieważ wnosi ona unikalne spostrzeżenia, które pomagają w kształtowaniu naszej strategii dystrybucyjnej w regionie – dodał Grzegorz Inglot.

Podkreślił, że produkcja 95 procent asortymentu firmy odbywa się w jej zakładach w Polsce, co gwarantuje kontrolę na każdym etapie rozwoju produktu.

Pytany o komunikację marketingową marki na rynkach zagranicznych odpowiedział:

– Komunikacja jest kluczowa, ale najważniejszy jest tutaj produkt, ponieważ asortyment, który mamy w ofercie, musi różnić się w zależności od rynku i regionu. Zawsze wychodzimy z założenia, że ​​80 procent naszego asortymentu będzie dostępne na całym świecie, a pozostałe 20 procent zostanie dostosowane do potrzeb konkretnego rynku. To samo dotyczy komunikacji oraz wszelkich działań marketingowych i promocyjnych materiałów – oczywiście zawsze chcemy, aby przekaz marki był jak najbardziej spójny, ale doceniamy, że musimy go nieco zróżnicować, aby odpowiadał potrzebom rynku. Co ciekawe, odkryliśmy, że w zależności od rynku możemy nawet zmienić nazwę niektórych produktów.

Polska firma kosmetyczna Inglot powstała w 1983 r. w Przemyślu, gdzie ma swoją siedzibę. Jest obecnie firmą o zasięgu globalnym. Pierwszy zagraniczny salon marki został otwarty w 2006 roku w Montrealu w Kanadzie. Już w 2013 r. było ich 400, w tym w tak prestiżowych lokalizacjach jak nowojorski Broadway, Mall of the Emirates w Dubaju czy Caesars Palace w Las Vegas.

Czytaj także: Milena Inglot: Wciąż jesteśmy wierni naszej strategii sprzedaży poprzez markowe sklepy stacjonarne. Jednak równocześnie mocno stawiamy na e-commerce

Po ataku Rosji na Ukrainę Inglot wycofał się ze współpracy z rosyjskim franczyzobiorcą, który prowadził ok. 50 salonów. Firma urosła za to na innych zagranicznych rynkach, jak np. w Irlandii. Produkty marki można kupić w 90 krajach. W Polsce firma ma około 120 salonów firmowych zlokalizowanych głownie w centrach handlowych. Szafy Inglot znajdziemy także w drogeriach sieci Hebe oraz w e-sklepach Douglas, E-zebra, Primavera i Baxtan, a także stacjonarnie na lotniskach (Warszawa, Gdańsk, Kraków, Modlin, Świdnik).

Za granicą marka jest obecna w sklepach i na stoiskach franczyzowych oraz w gondolach w sklepach multibrandowych. W sumie takich punktów sprzedaży jest 479. Równocześnie rozwija swoją obecność na platformach online. Te ważniejsze to: Zalando, Douglas Rumunia, Douglas Germany, Douglas Bulgaria, Douglas Lotwa i Douglas Litwa (online + dodatkowo 8 lokacji offline) oraz Feelunique.

Od niedawna marka otwiera swoje salony w zmienionej aranżacji, odchodząc do charakterystycznej dla niej do niedawna czerni.

Czytaj także: Inglot otworzył kolejny sklep w nowym koncepcie. Tym razem w Poznaniu

 

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
22. lipiec 2024 10:58