Wskaźnik PMI wzrósł do 50,8 pkt we wrześniu br. z 50,6 pkt zanotowanych w sierpniu - podała firma Markit. - Oznacza to również, że jeśli trzymać się koncepcji odbicia w kształcie pierwiastka, największy progres jest już za nami, a nisko wiszące owoce zostały już zerwane. Nie można jednak wykluczyć scenariusza ponownego częściowego lockdownu. Sytuacja epidemiczna ponownie się pogarsza i ryzyko ponownego wprowadzania ograniczeń na działalność gospodarczą znów rośnie - tłumaczy ekspertka.
- Ten stan rzeczy odzwierciedlają poszczególne wskaźniki składowe polskiego PMI. Odbicie jest nierównomierne. Z jednej strony mamy wyższe wskaźniki nowych zamówień, zakupów i zatrudnienia, z drugiej strony notujemy spowolnienie produkcji i wydłużone czasy dostaw. Są to jednak wzrosty niejako dostrzegalne wyłącznie pod mikroskopem - poprawy krótkotrwałe, ze słabym tempem ekspansji, poprzedzone długim okresem pogorszenia, wynikającego z dekoniunktury wzmocnionej przez pandemię. Dlatego też wzrost popytu krajowego i zagranicznego należy przyjmować ze stoickim spokojem - mówi dr Sonia Buchholtz.
Także dokonywane przez firmy zakupy materiałów nie sygnalizują przełomu - ostatnie miesiące przebiegały konsekwentnie pod hasłem wietrzenia magazynów. - Ten trend nie ulegnie zmianie przy trwale niskim popycie i utrzymującej się inflacji kosztów. Słaby złoty to miecz obosieczny - pozwala konkurować eksporterom, ale zarazem podnosi koszty importowanych dóbr. Lepszych wieści dostarczają dane o zatrudnieniu, chociaż nawet tutaj należy pamiętać o strukturalnych problemach rynku pracy: pracownicy o odpowiednich kwalifikacjach to niezmiennie towar deficytowy - podsumowuje.