StoryEditor
Porady
22.02.2022 00:00

Monika Krzyżostan, IBK Dr Koziej: Rośliny też działają antybakteryjnie

Mycie rąk jest czynnością codzienną, a ich dezynfekowanie być może pozostanie nawykiem po doświadczeniach spowodowanych pandemią. Jednak skóra wyjałowiona nadmiernym odkażaniem, zamiast być barierą, która nas chroni, staje się otwartymi wrotami do zakażeń i ran – tłumaczy Monika Krzyżostan, kierowniczka Laboratorium R&D w Instytucie Badań Kosmetyków Dr Koziej i podpowiada, jakie roślinne składniki mają działanie antybakteryjnie, a nie niszczą skóry, jak alkohol. Porost alpejski i olejek herbaciany to te najbardziej znane, a jest ich zdecydowanie więcej.

Jesteśmy zachęcani do tego, żeby w związku z koronawirusem stale myć i dezynfekować ręce. Dozowniki z płynami do dezynfekcji nie zniknęły z przestrzeni publicznej. A nawet można się spodziewać, że zostaną na stałe. Czy nadmierną higieną można sobie również zaszkodzić?  

Higiena jest ważna, ale wystarczy ręce myć. Osłonka koronawirusa jest niszczona przez surfaktanty, więc dokładne mycie rąk preparatami na bazie łagodnych substancji myjących – mam tu na myśli mydła, czy żele, jest moim zdaniem wystarczającym zabiegiem na co dzień.

Nie zawsze jednak mamy możliwość umycia rąk, wtedy można je od czasu do czasu zdezynfekować, ale to jest ostateczność. Według mnie nie powinno się tego robić kilkanaście czy nawet kilka razy dziennie – np. wchodząc, wychodząc ze sklepu, bo efekt będzie odwrotny. Owszem, zabijemy bakterie na skórze, ale wszystkie, korzystne i niekorzystne, zniszczymy mikrobiom skóry, czyli bakteryjną równowagę. Kiedy zabijemy dobre bakterie, złe zaczną się szybko namnażać. Taki problem mają np. osoby z atopowym zapaleniem skóry, u których mikrobiom jest zaburzony, bariera naskórkowa jest uszkodzona – dochodzi u nich do szybkiej kolonizacji gronkowcem złocistym. To samo zadzieje się u nas, gdy będziemy ciągle dezynfekować ręce – patogenne bakterie będą się namnażać.

I co się wtedy dzieje?

Wszystkie patogeny, zanieczyszczenia, przenikają przez naskórek do głębszych warstw skóry. Skóra, zamiast być barierą, która nas chroni, staje się otwartymi wrotami do zakażeń. Częste używanie mydeł i żeli surfaktantowych zaburza barierę naskórkową, niszczy naturalny mikrobiom, czyli również dobre bakterie bytujące na naszej skórze. Proszę więc sobie wyobrazić, co dzieje się ze skórą po spryskaniu dłoni kilka razy dziennie agresywnymi środkami odkażającymi. Niestety, dermatolodzy mają obecnie wiele przypadków wśród dorosłych pacjentów, ale także wśród dzieci, których ręce po kilka razy dziennie były odkażane w przedszkolu preparatami z alkoholem. Efekt? Wyprysk, egzema, pieczenie i rany na dłoniach. Uważam, ż  e taka praktyka przynosi więcej szkody, niż pożytku. Dezynfekować można, ale rękawiczki. Dobrze jest je założyć, gdy idziemy na zakupy i je możemy odkażać do woli. To ma sens.

Trzeba też pamiętać, że mikroorganizmy przenikają najszybciej przez błonę śluzową, nie należy więc pocierać oczu, czy śluzówek nosa, ust – przez nie wnikają zakażenia najszybciej. A ręce trzeba po prostu myć.  

Jakie produkty myjące wybierać?

Najlepiej, jeśli jest to mydło na bazie łagodnych surfaktantów, z roślinnymi składnikami, które mają udowodnione działanie antybakteryjne, ale nie niszczą bariery naskórkowej jak alkohol. Ważne jest też, aby znalazły się w nim substancje natłuszczające, np. oleje, emolienty.

Czyli to się jedno z drugim nie wyklucza? Produkt może być antybakteryjny a zarazem pielęgnujący?

Tak. Pod warunkiem, że nie zawiera alkoholu. Jeśli mamy 70 proc. alkohol i trochę aloesu, to niestety niewielkie stężenie ekstraktu z aloesu nie złagodzi agresywnego działania alkoholu na skórę. Jego działanie kojące będzie zbyt słabe w porównaniu z silnym działaniem wysuszającym alkoholu.

Czyli mikstury alkoholowo-aloesowe, które tak wiele osób samodzielnie robiło, żadnych funkcji pielęgnacyjnych nie miały?

Niestety nie. Miały funkcję antybakteryjną, choć aloes sam w sobie nie ma działania antybakteryjnego. Ekstrakt, czy sok z liści aloesu działa łagodząco, kojąco, nawilżająco i zapewne w takim kontekście został użyty w licznych kosmetykach na bazie alkoholu, aby łagodzić działanie drażniące alkoholu etylowego. Można kupić żel aloesowy, można również wyhodować aloes w doniczce i w razie potrzeby pozyskać miąższ z liścia. Trzeba jedynie pamiętać, że w skórce aloesu jest aloina – toksyczna substancja, znajdująca się na liście CMR, na którą trzeba uważać. Miąższ ma wspaniałe właściwości, natomiast skórką aloesu absolutnie nie można pocierać skóry. W odniesieniu do kosmetyków z aloesem – gdy Safety Assessor dokonuje oceny bezpieczeństwa produktu, zwraca uwagę na to, czy stężenie aloiny w ekstrakcie nie jest przekroczone.

A czy siarczany takie jak SLS, SLES, dzięki którym łatwo usuwa się brud i tłuszcz ze skóry dłoni, ciała, włosów i dzięki którym kosmetyki fajnie się pienią, rzeczywiście mają drażniące działanie?

Czysty surowiec oczywiście ma działanie drażniące, ale w takiej formie nie dostajemy go w kosmetyku. W recepturze często znajduje się dodatkowo np. kokamidopropylbetaina, która to działanie łagodzi. Poza tym wszystko zależy od rodzaju skóry – jeśli jest ona normalna, nie jest problematyczna, nie odczujemy działania drażniącego SLS-u. Jeśli ktoś ma wrażliwą, suchą skórę i skłonną do podrażnień to SLS jest dla niego niewskazany. I przy tak częstym myciu rąk, jakie zalecane jest w dobie pandemii, takim osobom zdecydowanie odradzam preparaty z SLS-em.

Jednak musimy myć ręce. Zawsze, a teraz szczególnie. Jakie jest więc wyjście?

Przede wszystkim zwracać uwagę na to, czym myjemy ręce, jaki skład mają mydła czy żele do mycia. Rozwiązaniem jest również szukanie dobrych alternatyw dla preparatów na bazie alkoholu. Mam tu na myśli mydła działające antybakteryjnie i antywirusowo, ale nie na bazie alkoholu. Są składniki roślinne, które działają bakteriostatycznie, bakteriobójczo i jest to potwierdzone badaniami.

Powiedzmy więc o nich. Jakie rośliny mają działanie bakteriobójcze czy antywirusowe?

Jest ich wiele. Kluczowe jest, aby działały one przeciwko konkretnym szczepom bakterii. Wiele surowców działa przeciw bakteriom Propionibacterium acnes, czyli tym, które przyczyniają się do powstawania zmian trądzikowych. Surowce te są idealne do użycia w kosmetykach dla skóry tłustej, mieszanej i trądzikowej, ponieważ mają działanie seboregulujące oraz hamujące wzrost bakterii P. acnes. Takie działanie mają np. ekstrakt z szarotki alpejskiej, wyciąg z szałwii, tymianku, oregano. A jednym z nowszych jest ekstrakt z różowego pieprzu peruwiańskiego – pink pepper, który jest bogaty w polifenole, takie jak np. kwercetyna i ma wielokierunkowe działanie. Oprócz seboregulującego i przeciw bakteriom P. acnes działa przeciwstarzeniowo oraz anti-pollution.

A gdy wrócimy do skóry rąk?

Wtedy musimy poszukać substancji roślinnych przebadanych pod kątem hamowania wzrostu innych szczepów bakterii – gram dodatnich, gronkowca złocistego, bo tego typu bakterie będą występowały na dłoniach.

Na rynku pojawiają się też żele pod prysznic czy balsamy do ciała o działaniu antybakteryjnym. Czy to ma sens? I jakie składniki sprawdzą się w tego rodzaju kosmetykach?

To zależy, jaki efekt chcemy osiągnąć. Jeśli mówimy o problemie z trądzikiem na plecach, klatce piersiowej czy np. na ramionach to potrzebne będą surowce działające na bakterie P. acnes. Natomiast jeśli ma to być produkt przygotowany w kontekście COVID-19 to powinien zawierać składniki działające na szerokie spektrum bakterii oraz przeciwwirusowo. Wybierając takie składniki możemy się kierować danymi literaturowymi oraz opisanym działaniem przeciwbakteryjnym i przeciwwirusowym danej rośliny. Ekstrakty roślinne, które są wykorzystywane w recepturach produktów, muszą być standaryzowane, czyli zawierać określone stężenie danej substancji o działaniu przeciwbakteryjnym, aby miały szansę zadziałać w taki sposób.

Które więc rośliny będą miały takie działanie?

Do moich ulubionych surowców należy składnik pochodzący z porostu alpejskiego, inaczej nazywanego brodaczką. Jest on bogaty w kwas usninowy, który ma potwierdzone w badaniach działanie przeciwbakteryjne i przeciwgrzybicze. Może być stosowany na skórę głowy, skórę z łupieżem, reguluje mikroflorę, działa na bakterie, które występują w pocie. Może być wykorzystywany w mydłach jako składnik antybakteryjny.

Kolejnym, jednym ze skuteczniejszych składników antybakteryjnych, jest substancja wyizolowana z olejku z drzewa herbacianego – terpinen-4-ol. Wiadomo, że olejek z drzewa herbacianego działa silnie antybakteryjnie, przeciwwirusowo, przeciwgrzybiczo, jednak ma bardzo intensywny i dla niektórych osób drażniący zapach. Olejki eteryczne są bogactwem wielu substancji zapachowych, które niestety należą do potencjalnych alergenów. Aby zminimalizować ryzyko alergii idealnym rozwiązaniem jest wyizolowanie z olejku konkretnej substancji o silnym działaniu antybakteryjnym. Jest nią terpinen-4-ol- związek, który działa antybakteryjnie i przeciwwirusowo. Jest głównym składnikiem olejku z drzewa herbacianego.

Popularnymi roślinami stosowanymi w antybakteryjnych produktach są również lawenda, tymianek, szałwia. Ciekawym składnikiem jest propolis. Świetnie sprawdzi się w preparatach do twarzy i do ciała. Jest szeroko przebadany i opisany. O tyle kontrowersyjny, że może dawać reakcje uczuleniowe, jest potencjalnym alergenem dla osób wrażliwych na tę substancję, ale jest to indywidualna kwestia.

Przychodzi mi też na myśl czosnek. Szeroko znany i wykorzystywany m.in. w farmacji składnik o działaniu antybakteryjnym i przeciwwirusowym.

Wymieniła Pani czosnek? W kosmetykach też go możemy zastosować?

Jak najbardziej. Ma on właściwości bakteriobójcze głównie dzięki obecności alliny – aminokwasu zawierającego siarkę oraz allicyny, która działa przeciwgrzybiczo, przeciwwirusowo i przeciwpasożytniczo. Czosnek uważany jest za naturalny antybiotyk.

Już spotkała się Pani z czosnkiem w kosmetykach?

Jeszcze nie, ale surowiec jest dostępny i mógłby zostać zastosowany. Choć być może przeszkodą jest tu jego intensywny i charakterystyczny zapach.

A kurkuma? W ostatnich latach ta roślina, znana nam przede wszystkim jako orientalna przyprawa, zaczęła się pojawiać w kosmetykach do ciała, włosów, w pastach do zębów, a także w kosmetykach do makijażu i w perfumach.

Tak, jest to modny ostatnio składnik o szeroko opisanym w literaturze działaniu przeciwbakteryjnym i przeciwwirusowym, chętnie stosowany m.in. w preparatach do twarzy, szczególnie w maseczkach pielęgnacyjnych, ale nie tylko. Pomaga walczyć z trądzikiem, reguluje nadmierne wydzielanie sebum, zwalcza grzyby z gatunku Malessezia odpowiedzialne za powstawanie łupieżu. Nie spotkałam się z zastosowaniem kurkumy, a właściwie kurkuminy, w kosmetykach wprowadzanych na rynek w kontekście ochrony przed koronawirusem, ale występuje np. w mydłach przeznaczonych do skóry wrażliwej, trądzikowej.

A imbir?

Ekstrakt z imbiru jest również popularny i lubiany w kosmetologii, stosowany od lat, ale w preparatach przeciwtrądzikowych. Chętnie jest używany również w mydłach do rąk jako substancja o działaniu przeciwwolnorodnikowym.

Czy pojawiają się jakieś surowce naturalne, roślinne, które dotychczas nie były wykorzystywane, a zostały odkryte na fali poszukiwań antybakteryjnych zamienników alkoholu?

Temat antybakteryjności i działania w kontekście COVID-u zamienników alkoholu jest świeży. Firmy, które produkowały ekstrakty antybakteryjne skupiały się wcześniej na działaniu przeciw bateriom P. acnes, czyli głównie przeciwtrądzikowym, a obecnie zaczynają pracować nad tym, aby te same ekstrakty z roślin mające działanie antybakteryjne zastosować w produktach do ciała i do rąk. Wspomniane przeze mnie porost alpejski czy terpinen-4-ol mają już takie rozszerzone badania, a w przypadku innych surowców, jak imbir czy kurkuma z pewnością one się pojawią.

To co mnie zainteresowało ostatnio, a o czym nie było dotychczas głośno w kontekście antybakteryjności, to biosurfaktanty – substancje myjące, które mają dodatkowo udowodnione działanie przeciwwirusowe i przeciwbakteryjnie. Soforolipidy są znakomicie pod tym kątem opisane, jest dostępna bardzo szeroka literatura, a nie są w przemyśle kosmetycznym powszechnie stosowane. Wydaje mi się, że jest to rozwojowy temat. Biosurfaktanty powstają w procesie biofermentacji a następnie biokonwersji z pszenicy, rzepaku oraz z glukozy. Procesy te są zgodne z zasadami zielonej chemii, dzięki czemu ich produkcja ma na uwadze ograniczenie śladu węglowego w środowisku. Dodatkowo mamy do czynienia z recyklingiem, bo to czego nie wykorzystano z rzepaku i pszenicy w obróbce do przemysłu spożywczego jest wykorzystywane do produkcji soforolipidów w przemyśle kosmetycznym.

Można powiedzieć, że to idealny surowiec: biomasa, z recyklingu, zgodny z zieloną chemią, łagodny na skóry, o działaniu antybakteryjnym – bardzo na czasie. Biosurfaktanty są w stanie zastąpić tak nielubiany przez konsumentów SLES. Obecnie w takiej roli występują już np. surfaktanty z owsa, z jabłek, bardzo delikatne, które jednak mało się pienią, co jest pewnym problemem, bo konsumenci chcieliby produktów naturalnych, ale takich, które by się pieniły, myły, odtłuszczały jak te zawierające SLES.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Porady
11.07.2024 09:41
Jak wybrać krem z filtrem, który nie brudzi ubrań?
Krem z filtrem SPF, który nie brudzi ubrań, to święty Graal wielu osób.Sorapop Udomsri
Wybór odpowiedniego kremu z filtrem przeciwsłonecznym to kluczowy element letniej pielęgnacji skóry. Niestety, niektóre produkty mogą zostawiać trudne do usunięcia plamy na ubraniach. Jak znaleźć krem z filtrem SPF, który nie brudzi ubrań? Oto praktyczne wskazówki, które pomogą chronić skórę przed szkodliwym działaniem promieni UV, jednocześnie dbając o czystość i świeżość garderoby.

Wybór odpowiedniego kremu z filtrem, który nie brudzi ubrań, jest kluczowy, aby cieszyć się pełną ochroną przeciwsłoneczną bez obaw o zniszczenie ulubionych ubrań. W pierwszej kolejności warto zwrócić uwagę na skład produktów przeciwsłonecznych. Najczęstszymi sprawcami plam są filtry chemiczne, które po połączeniu z potem mogą zostawiać trudne do usunięcia żółte plamy. Aby tego uniknąć, warto sięgać po kremy z filtrami mineralnymi, takimi jak tlenek cynku czy dwutlenek tytanu. Filtry te tworzą na skórze fizyczną barierę, która odbija promienie UV, nie wchodząc w reakcję z potem ani tkaninami.

Kolejnym aspektem jest tekstura i formuła kremu. Wybierając SPF, który nie brudzi ubrań, najlepiej postawić na produkty o lekkiej konsystencji, które szybko się wchłaniają i nie pozostawiają tłustego filmu na skórze. Warto wybierać kremy oznaczone jako „non-staining” lub „niebrudzące”, które zostały przetestowane pod kątem pozostawiania śladów na odzieży. Kremy te zazwyczaj mają formuły oparte na wodzie lub suche oleje, które są mniej skłonne do plamienia. Dodatkowo, nowoczesne kosmetyki przeciwsłoneczne często zawierają innowacyjne technologie, które minimalizują ryzyko powstawania plam na tkaninach.

Na koniec warto zwrócić uwagę na sposób aplikacji i codzienną rutynę pielęgnacyjną. Aby uniknąć plam, krem z filtrem, który nie brudzi ubrań, należy nakładać na suchą skórę, najlepiej na około 15-20 minut przed założeniem ubrań. Pozwala to na dokładne wchłonięcie produktu. Warto również pamiętać o regularnym praniu ubrań, zwłaszcza białych, aby uniknąć gromadzenia się pozostałości kosmetyków. Jeśli mimo wszystko dojdzie do zabrudzenia, warto zadziałać szybko, stosując odplamiacze i delikatne detergenty, które nie uszkodzą tkanin. Wybór odpowiedniego kremu i właściwa aplikacja pozwolą cieszyć się słońcem bez obaw o ulubione ubrania.

Czytaj także: Dwutlenek tytanu pod lupą Scientific Committee on Consumer Safety

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Porady
09.07.2024 09:00
Dlaczego tatuaże blakną? Z powodu złej pielęgnacji.
Właściwa pielęgnacja tatuażu tuż po jego zrobienia i na długo potem to klucz do zachowania jego intensywności.Getty Images Pro
Tatuaże to forma sztuki na skórze, która wymaga zarówno talentu artysty, jak i odpowiedniej pielęgnacji po zabiegu. Niestety, nawet najpiękniejszy tatuaż może stracić swój pierwotny blask i intensywność. Dlaczego tatuaż wyblakł i jak można temu zapobiec? Oto kilka kluczowych informacji, które pomogą Ci zrozumieć ten proces i odpowiednio zadbać o swoje dzieło.

Wszyscy, którzy kiedykolwiek postawili stopę w studiu tatuażu wiedzą, że rysunek na skórze wygląda tak intensywnie i wyraziście tylko przez pierwsze kilka tygodni — z czasem staje się subtelniejszy, jednak niewłaściwa pielęgnacja może sprawić, że wysubtelnieje do stopnia, w którym stanie się nierozpoznawalny.

Po jakim czasie tatuaż blednie?

Pierwsze pytanie, które nasuwa się wielu osobom, to po jakim czasie tatuaż blednie? Odpowiedź na to nie jest jednoznaczna, ponieważ proces blaknięcia zależy od wielu czynników. W procesie gojenia jego oryginalna ostrość linii naturalnie zanika, jednak raczej nienzacznie. Zazwyczaj tatuaż może zacząć tracić intensywność już po kilku latach, ale są przypadki, gdzie kolory zaczynają blednąć znacznie szybciej. Czynnikami wpływającymi na to są m.in. jakość użytych tuszów, technika wykonania tatuażu, a także indywidualne cechy skóry osoby tatuowanej, a także brak stosowania odpowiedniej pielęgnacji wytatuowanej skóry.

Czemu tatuaż blednie?

Zrozumienie, czemu tatuaż blednie, wymaga analizy kilku aspektów. Po pierwsze, promieniowanie UV jest jednym z głównych wrogów tatuaży. Ekspozycja na słońce powoduje, że kolory stają się mniej wyraźne i tracą swoją intensywność. Po drugie, naturalny proces starzenia się skóry wpływa na zmianę wyglądu tatuażu. Skóra traci elastyczność i staje się bardziej podatna na uszkodzenia, co prowadzi do blaknięcia tuszu. Dodatkowo, czynniki takie jak częste kąpiele w chlorowanej wodzie czy niewłaściwa pielęgnacja mogą przyspieszać ten proces.

Dlaczego tatuaż zrobił się niebieski?

Często zdarza się, że czarny tatuaż z czasem zaczyna przybierać niebieskawy lub szary odcień. Dlaczego tatuaż zrobił się niebieski? Jest to związane z głębokością, na jaką został wprowadzony tusz. Jeśli pigment zostanie umieszczony zbyt głęboko w skórze, cząsteczki tuszu mogą zacząć migrować, co skutkuje zmianą koloru. Dodatkowo czarne pigmenty mogą zawierać drobinki, które z czasem ulegają degradacji, co również wpływa na zmianę odcienia tatuażu.

Jak zapobiec blaknięciu tatuażu?

Kluczowym elementem pozwalającym zapobiec blaknięciu tatuażu jest właściwa pielęgnacja. Pierwsze dni po zabiegu są kluczowe — należy dokładnie przestrzegać zaleceń tatuażysty dotyczących pielęgnacji, unikać nadmiernej ekspozycji na słońce i stosować odpowiednie kremy nawilżające. Warto również regularnie stosować kremy z filtrem UV, aby chronić tatuaż przed szkodliwym działaniem promieni słonecznych. Codzienna pielęgnacja skóry, utrzymywanie jej nawilżonej i zdrowej, pomoże w zachowaniu intensywności kolorów na dłużej. Tatuaż to inwestycja na całe życie, dlatego odpowiednia troska o niego jest kluczowa dla zachowania jego piękna.

Polskie marki kosmetyków do pielęgnacji tatuaży zdobywają coraz większe uznanie zarówno w kraju, jak i za granicą, oferując produkty wysokiej jakości, które pomagają w utrzymaniu świeżości i intensywności tatuaży. Polskie marki produktów do pielęgnacji tatuaży to między innymi Loveink, TattooMed, Panthera, SkinProject oraz AfterInk — warto jednak zauważyć, że takie produkty pojawiają się coraz częściej w ofercie marek produkujących kosmetyki pielęgnacyjne bardziej ogólnego użytku. Ma je w ofercie np. Roomcays czy Pan Drwal. Coraz więcej drogerii oferuje także takie produkty na swoich półkach, co sygnalizuje nie tylko rozpowszechnienie się tej formy modyfikacji ciała w społeczeństwie, ale także rosnącą świadomość wymogów pielęgnacyjnych już wykonanych tatuaży.

Czytaj także: FDA: 35 proc. tuszów do tatuaży i makijażu permanentnego zainfekowane bakteriami

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
22. lipiec 2024 13:56