StoryEditor
Surowce
09.02.2022 00:00

Za sprzedaż niedozwolonych kosmetyków odpowiedzialność spada także na hurtownie i sklepy

Przypadek lilialu – składnika, którego stosowanie w kosmetykach zostało zakazane – pokazuje, że detaliści, sieci handlowe, hurtownie i dystrybutorzy będą musieli zacząć śledzić kosmetyczne prawo i zmiany w nim, oraz analizować składy produktów, by nie ponosić strat związanych z wycofywaniem produktów ze sprzedaży. A bieżący rok będzie pod tym względem wyjątkowy. Zmian szykuje się tak dużo, jak nigdy dotąd. Wszystkie one dotkną nie tylko producentów.

Bezpieczeństwo kosmetyków jest szczegółowo analizowane a europejskie prawo kosmetyczne należy do wyjątkowo restrykcyjnych. Procedura dopuszczania kosmetyków i ich składników do stosowania przez konsumentów jest wieloetapowa.

Jak podaje kosmopedia.org pierwszym poziomem weryfikacji bezpieczeństwa kosmetyku jest ocena jego składników. "Oceny dokonuje Komitet Naukowy ds. Bezpieczeństwa Konsumentów działający przy Komisji Europejskiej. Zarówno tych komponentów, których użycie jest regulowane przepisami prawa oraz takich, których bezpieczeństwo budzi wątpliwości. Drugi poziom stanowi ocena gotowego produktu kosmetycznego przez wykwalifikowanego eksperta (safety assessora). Dopiero później można wprowadzić kosmetyk do sprzedaży".

Lista składników dopuszczonych do stosowania w kosmetykach jest aktualizowana na bieżąco

Pomimo że składniki kosmetyków są poddawane bardzo wnikliwej kontroli, a może właśnie dlatego – ich lista jest co jakiś czas rewidowana. Zdarza się, że surowce niegdyś uważane za bezpieczne, dziś już nie mają takiej opinii. To zrozumiałe – metody badawcze są nieustannie udoskonalane, na skutek niezwykle szybkiego rozwoju technologii mamy do dyspozycji nowe narzędzia. Więcej też wiemy. Nauka nie jest dziedziną zamkniętą. Wprost przeciwnie – jej ogromna siła i znaczenie polega na tym, że jest nieustannie otwarta na zmiany i na rozwój.

W odniesieniu do surowców kosmetycznych znów bardzo przejrzyście tłumaczą to eksperci kosmopedia.org. "Wraz z postępem nauki coraz więcej wiemy o działaniu poszczególnych substancji chemicznych na organizm. Co jakiś czas pojawiają się nowe badania, które wskazują, że pewna substancja wykazuje działanie szkodliwe w określonych warunkach, np. gdy jest stosowana w wysokim stężeniu. W takich przypadkach instytucje, a także sami producenci mogą przestać ją stosować lub ograniczyć jej ilość. A jeśli to konieczne – wprowadzany jest całkowity zakaz używania danego składnika. Czuwa nad tym Komisja Europejska oraz organ doradczy – Komitet Naukowy ds. Bezpieczeństwa Konsumentów (Scientific Committee on Consumer Safety – SCCS). SCCS to zespół ekspertów złożony z niezależnych toksykologów z instytucji naukowych i organów administracji. Komitet ocenia bezpieczeństwo wszystkich składników, co do których istnieją wątpliwości (np. wynikające z postępu badań toksykologicznych), ale także bezpieczeństwo składników regulowanych przepisami prawa, w tym konserwantów, barwników, filtrów UV i innych, które są stosowane w ograniczonym zakresie".

Lilial i pirytionian cynku wpisane na listę składników zakazanych

To właśnie Komitet Naukowy ds. Bezpieczeństwa Konsumentów (Scientific Committee on Consumer Safety – SCCS) wydał decyzję, że Butylphenyl Methylpropional, powszechnie znany jako lilial występujący w kompozycjach zapachowych perfum, kosmetyków oraz detergentów, a także pirytionian cynku – składnik szamponów przeciwłupieżowych zostały włączone w poczet listy substancji zakazanych do stosowania w produktach kosmetycznych.

Czytaj: 

Lilial i pirytionian cynku zakazane. Kosmetyki z ich zawartością musza zniknąć z półek

Tylko do 28 lutego masz czas na wycofanie ze sprzedaży produktów z lilialem

Do 1 marca 2022 r. wszystkie produkty z tymi składnikami mają zostać wycofane ze sprzedaży. Prawo jest na tyle restrykcyjne, że po 1 marca br. kosmetyków z tymi składnikami nie będzie można nawet bezpłatnie rozdać. Oczywiście nadal będą one w użytku, bo przez lata jako konsumenci ich używaliśmy i na pewno znajdują się w niejednym domu, natomiast firmy nie będą mogły już produkować nowych partii kosmetyków z tymi składnikami.

Skala zjawiska jest zdecydowanie większa w przypadku lilialu, ponieważ to popularny aromat stosowany w wielu kosmetykach – perfumach, produktach pielęgnacyjnych i higienicznych. Nadaje im kwiatowy zapach. To, że nie będzie mógł być stosowany w produktach nie powinno być dla branży kosmetycznej zaskoczeniem.

Zakaz wprowadzony został rozporządzeniem Komisji (UE) 2021/1902 z dnia 29 października 2021 r. zmieniającym załączniki II, III i V do rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (WE) nr 1223/2009 w odniesieniu do stosowania w produktach kosmetycznych niektórych substancji sklasyfikowanych jako rakotwórcze, mutagenne lub działające szkodliwie na rozrodczość (tzw. OMNIBUS IV) poprzez włączenie lilialu do załącznika II (poz. 1666) ze względu na klasyfikację substancji jako CMR (rozporządzenie Komisji (UE) 2020/1182 z dnia 19 maja 2020 (15 ATP do rozporządzenia CLP). Już od 2020 r. wiadomo więc było, że lilial nie utrzyma się w kompozycjach produktów, a branżowe stowarzyszenia informowały producentów o tym znacznie wcześniej.  

Potwierdza to Aleksandra Matusewicz, executive director w firmie TAAT, która wypowiedziała się w dyskusji na temat tego składnika w mediach społecznościowych. – TAAT wiedziało w 2018 roku o możliwości wycofania składnika. Nawet mieliśmy z tą sytuacją duże zawirowanie w firmie, zmieniając zapach w naszych kremach, aby uniknąć niepotrzebnych problemów. Dzięki Polskiemu Związkowi Przemysłu Kosmetycznego mamy zawsze bieżące informacje i dokładnie analizujemy nasze składniki otrzymane od dostawców. Uważam, że za sprzedawanie produktu kosmetycznego po czasie kiedy informacja była przekazana medialnie, odpowiedzialność powinien ponieść producent.   

Kto za to zapłaci?

Dyskusja na biznesowym portalu społecznościowym wywołana została przez Teresę Stachnio, właścicielkę internetowego sklepu dobradrogeria.com i stacjonarnej drogerii, a wcześniej przez lata członka zarządu i wiceprezes sieci Drogerie Jasmin, która napisała m.in.: – Zamawiałam produkty w styczniu i lutym tego roku, wszystkie dotarły na czas. Sprawdzam skład i ... jest BUTYLPHENYL METYLOPROPIANOL.

Jak to możliwe? Jak mówią przedstawiciele hurtowni kosmetycznych, którzy również nadal mają kosmetyki z lilialem (Butylphenyl Methylpropional) w magazynach i potwierdzają, że masowo znajdują się one w sklepach, po pierwsze to wina tego, że przepisy wprowadzające zakaz to bubel prawny (kosmetyki z lilialem można udostępniać na rynku do 28 lutego br., a od 1 marca br. absolutnie nie), po drugie – nie zostali powiadomieni przez producentów o tym, że takich produktów ani hurtownie ani sklepy nie będą mogły sprzedawać ani nawet rozdawać po 1 marca 2022.

Czytaj także: Marcin Bartoszyński, PGD Polska: Lilial? Jeszcze nigdy nie widziałem takiego chaosu na rynku.

– Dowiedzieliśmy się o sytuacji z lilialem w połowie stycznia. Mamy niestety dość sporo towaru z tym składnikiem. Wszystko co się nie sprzeda trzeba będzie wrzucić w koszty, bo w UE nie będzie można tych produktów już będzie sprzedawać – mówi Janina Karasek, dyrektor marketingu i współwłaścicielka potężnej firmy dystrybucyjnej Primavera Parfum. – Największa skala jest w zapachach, w pielęgnacji i makijażu dużo mniej. Konieczne było spore obniżenie cen, aby wyprzedać jak najwięcej towaru. Niektórzy dostawcy zaoferowali refundacje na poziomie 30 proc., ale są to pojedyncze przypadki. Bardzo mało czasu zostało na wyprzedaż tych produktów, podejrzewam że wielu detalistów ale też producentów ma z tym problem – dodaje.

Co więcej, produkty z tym składnikiem jeszcze na początku roku trafiały od producentów do hurtowni. A z hurtowni do sklepów.

W zasadzie wszystko zgodnie z prawem, ale… – Nie wolno nawet za darmo oddać produktu z zakazanym składnikiem komukolwiek. Będziemy utylizować? Jak? Kto? Za ile? A co z ochroną środowiska i planety? To jakaś farsa jest! Realizowane nowe dostawy nie mają zmienionego składu. Jeśli producenci od dwóch lat wiedzą o rozporządzeniu, to dlaczego do sklepów jest dostarczany „trefny” towar?  Rozumiem, jest zakaz, ale chyba jakiś okres na rozwiązanie problemu musi być. Lilia był, jest, najpopularniejszym komponentem zapachowym. Naprawdę połowa asortymentu w drogerii zawiera ten składnik. Teraz mamy wszystko wyrzucić? Gdzie, kto to będzie utylizował? A co z ofertą w handlu nowoczesnym? Tam dopiero jest ilość! – denerwuje się Teresa Stachnio.

Rossmann i kupcy w największych sieciach analizują składniki kosmetyków, które sprzedają  

Jak się jednak okazuje, handel nowoczesny się zabezpiecza i nie zdaje się na dostawców. Przynajmniej taki przekaz płynie od Rossmanna, największej sieci drogeryjnej działającej na polskim rynku.  – Na bieżąco kontrolujemy składy produktów oferowane przez naszych dostawców i mając świadomość nadchodzących zmian zwracaliśmy szczególną uwagę na występowanie tego składnika. Dzięki temu udało nam się zapobiec wprowadzeniu nowych produktów, które go zawierają. Pod koniec stycznia b.r. wysłaliśmy do wszystkich dostawców informację przypominającą o zbliżającym się terminie 1 marca 2022 r. i związanymi z tym konsekwencjami – odpowiedziała na nasze pytanie o procedurę postępowania z produktami zawierającymi lilial Agata Nowakowska, rzecznik prasowy sieci Rossmann. Czytaj: Rossmann kontroluje składy produktów, które wprowadza na półki  

Taką samą procedurę obrała sieć Super-Pharm. – Temat w sieci naszej jest pod kontrolą, od kilku tygodni wraz z dostawcami monitorujemy stoki i planujemy zwroty przed datą obowiązywania zakazu. Dodatkowo wysłaliśmy maila przypominającego do dostawców, by zgłaszali do nas produkty z zakazanym składnikiem. Produkty takie wycofamy ze sprzedaży przed datą, zwrócimy dostawcom – informuje nas Beata Dąbrowska, marketing communication manager w Super-Pharm.

Potwierdzają to to także inne nasze rozmowy z producentami i wyłącznymi dystrybutorami marek na polski rynek, albo producentami marek własnych dla nowoczesnego kanału (czyli np. największych sieci drogerii, czy dyskontów). Jak mówią dostawcy, kupcy wiodących sieci bardzo wnikliwie analizują składy produktów, ich wpływ na środowisko, całą strategię marki i przekaz kierowany do konsumenta (nawet to, kto ma być ambasadorem marki lub z jakimi influencerami marka zamierza pracować).

Hurtownie i detaliści muszą być na bieżąco z przepisami prawa kosmetycznego

To dobitnie pokazuje, że już nie tylko producenci muszą na bieżąco śledzić zmiany w prawie kosmetycznym i listy składników dozwolonych do stosowania w produktach, ale muszą to robić także hurtownie, które na zlecenie producentów organizują dystrybucję do sklepów detalicznych.

Polski rynek drogeryjny (i nie tylko, rynek detaliczny w ogóle), nie jest tak mocno usieciowiony jak w innych krajach europejskich. Nadal wiele sklepów kosmetycznych jest prowadzonych przez prywatnych właścicieli, którzy występują pod swoimi szyldami, albo szyldami sieci franczyzowych. Takie franczyzowe sieci drogeryjne są organizowane właśnie przez największe hurtownie, które są głównymi dostawcami dla danej grupy sklepów. I z  towar, który nie spełnia wymogów prawnych, właściwie nie powinien trafić z hurtowni do sklepów detalicznych. Będąc na bieżąco z przepisami hurtownia nie przyjęłaby po prostu na magazyn kosmetyków zawierających zakazany składnik (choć teoretycznie producent może je sprzedawać do 28 lutego br.), bo wiadomo, że w ciągu kilku tygodni żaden hurtownik ani sklep detaliczny nie będzie w stanie wysprzedać zapasów lub wycofać produktów bez strat (a przed takim wyzwaniem właśnie rynek hurtowy i detaliczny stanął).

U kogo szukać informacji i gdzie przystąpić?

Producenci, którzy chcą być zawsze na bieżąco z prawem na rynku kosmetycznym, i którzy chcą mieć szansę zareagowania na zmiany, zrzeszają się w organizacjach branżowych. Na polskim rynku działają dwie silne organizacje tego typu: Polski Związek Przemysłu Kosmetycznego kosmetyczni.pl oraz Polskie Stowarzyszenie Przemysłu Kosmetycznego i Detergentowego kosmetyki-detergenty.pl  

Obie organizacje monitorują na bieżąco dla swoich członków zmiany w prawie na poziomie europejskim i krajowym, analizują je, omawiają i rekomendują rozwiązania. Organizują seminaria, konferencje i webinary. Rozsyłają newslettery z alarmami o zmieniających się przepisach lub mogących wystąpić zagrożeniach dla biznesu. Również dla dystrybutora, hurtownika czy sieci drogeryjnej to najlepsze źródła, aby pozyskiwać wiedzę i nie zderzyć się z takimi problemami, jak dziś ma to miejsce przy wycofywaniu kosmetyków z lilialem z rynku. Hurtownia, która zarządza siecią franczyzową, będąc na bieżąco z legislacją, jest w stanie w porę uprzedzić właścicieli sklepów, że muszą pozbyć się danego towaru (np. zorganizować wyprzedaże), bo jeśli tego nie zrobią, wszyscy zostaną z poważnym problemem.

A bieżący rok będzie wyjątkowo intensywny w sektorze kosmetycznym i zmian, które dotkną zarówno producentów, jak i dystrybutorów, będzie mnóstwo Warto posłuchać i przeczytać na ten temat więcej. To nie jest tylko problem dostawców. To wszystko będzie miało konsekwencje także dla dystrybutorów, hurtowni i sklepów.

Czytaj: 

Blanka-Chmurzyńska-Brown, PZPK: Na rynku kosmetycznym zmieni się wszystko 

Blanka Chmurzyńska-Brown, KosmetyczniPL: Nadchodzący rok będzie miał kolor zielony [Prognozy na 2022 rok]

Warto wziąć to pod uwagę i skorzystać z wiedzy, która jest przez lata gromadzona i na bieżąco aktualizowana przez fachowców i przystąpić do wybranej organizacji (odbywa się to na zasadzie płatnego członkostwa).

Każdy detalista, właściciel nawet najmniejszego sklepu kosmetycznego, może również bezpłatnie skorzystać z wiedzy zgromadzonej na portalu kosmopedia.org, który prowadzi Polski Związek Przemysłu Kosmetycznego, gdzie w sposób przystępny są opisane przepisy prawa dotyczące kosmetyków, wymagania dotyczące oznakowania kosmetyków, zebrane zostały fakty i mity na temat kosmetyków i ich składników oraz znajduje się baza składników kosmetyków, gdzie można znaleźć opis działania danej substancji .

Polskie Stowarzyszenie Przemysłu Kosmetycznego i Detergentowego uruchomiło natomiast bazę Cosmile, w której również można wyszukać opis i działanie konkretnego składnika kosmetyku.

To jest wiedza i narzędzia, których żaden detalista ani hurtownik działający na rynku kosmetycznym nie może już dziś bagatelizować. 

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Rynek i trendy
10.12.2024 11:34
Rynek kosmetyczny odczuje skutki ceł Trumpa, klientów czekają podwyżki
W trudnych ekonomicznie czasach działa tzw. “efekt szminki”tilialucida - stock.adobe.com

Jeśli prezydent-elekt zrealizuje swoje zapowiedzi, dotyczące znacznego podwyższenia ceł na importowane surowce i produkty, ceny kosmetyków wzrosną nawet znacząco – nie mają co do tego wątpliwości amerykańscy eksperci. Zmiany odczują klienci. Czy będziemy świadkami powrotu “efektu szminki”?

W latach 2018 i 2019 Donald Trump nałożył na niektóre importowane z wielu krajów (w tym z Chin) produkty i surowce cła o wartości 380 mld dolarów. Podczas tegorocznej kampanii Trump zapowiedział, że wprowadzi jeszcze wyższe cła na importowane towary, w przypadku Chin miałyby one wynieść od 60 do 100 proc.

Dodatkowo Trump oświadczył, że wprowadzi cła na wszystkie produkty z Kanady, Meksyku i Chin już w pierwszym dniu urzędowania. – Wysokość ceł nie została jeszcze podana oficjalnie, ale wiele wskazuje na to, że mogą być one nawet dziesięciokrotnie wyższe od stawek wprowadzonych przez Trumpa w poprzedniej kadencji – twierdzi Wendy Edelberg, dr nauk ekonomicznych w Brookings Institution, cytowany przez allure.com.

Co nowe cła oznaczają dla handlu?

Wyższy koszt towarów, spowodowany wzrostem ceł, może przełożyć się na wyższe ceny przy kasie. Sprzedawcy mogą zdecydować się na pokrycie części lub całości dodatkowych kosztów, aby utrzymać  udziały w rynku oraz nie stracić lojalnych konsumentów. Mogą też przerzucić ten problem dalej, czyli na klientów. Prognozy odnośnie wzrostu ceł są jednoznaczne – wypłyną na wzrost cen.

Głównym celem opodatkowania rzeczy importowanych ma być zachęcanie do sprzedaży towarów wyprodukowanych w Ameryce. Jednak, jak wskazują ekonomiści, wzrost cen produktów z importu (wywołany wyższymi stawkami celnymi) może w wielu przypadkach spowodować wzrost cen produktów wyprodukowanych w USA – zgodnie z zasadą, że “jeśli zagraniczna firma może pobierać więcej, to dlaczego my nie możemy”. Dlatego, biorąc pod uwagę ogromną ilość importu do USA, podwyższenie ceł najprawdopodobniej wpłynie na artykuły codziennego użytku – w tym produkty kosmetyczne i do pielęgnacji ciała.

Czytaj też: Nowa era konserwatyzmu: jak trumpizm wpłynie na przemysł urodowy?

Jak bardzo podrożeją kosmetyki?

W zależności od kraju pochodzenia towaru, Amerykanie mogą zapłacić dodatkowo od 10 do ponad 60 proc. za importowane produkty do pielęgnacji skóry, makijażu i inne artykuły do pielęgnacji osobistej. Z szacunków wynika, że kupując importowany z Europy produkt za 60 dolarów, zapłaci się o 12 dolarów więcej, czyli 72 dolary – przyjmując 20-procentową stawkę cła. Jednym słowem, ceny prawdopodobnie wzrosną o kwotę cła. 

To, że produkt jest wytwarzany w USA, nie oznacza, że został on tam wyprodukowany w całości i nie obejmą go cła. Wiele takich produktów wykorzystuje elementy pochodzące z zagranicy (np. któryś ze składników lub opakowanie). Betsey Stevenson, doktor nauk ekonomicznych na Uniwersytecie Michigan przekonuje, że nawet jeśli produkt jest wytwarzany w kraju, sprzedawcy mogą ostatecznie płacić (i pobierać od klientów) więcej z powodu ceł, nałożonych na inne elementy, wynikające z łańcucha dostaw.

Podwyżka ceny lub zmiana formuły

Chemik kosmetyczny Javon Ford wyjaśnia, że firmy kosmetyczne, które używają opatentowanych składników wyprodukowanych za granicą, mogą zostać dotknięte przez cła, nie mogąc zakupić danego konkretnego składnika po niższej cenie nigdzie indziej. Po wejściu ceł producent, potrzebując do wytworzenia kosmetyku składnika pochodzącego np. z Europy, miałby dwa wyjścia: zapłacenie więcej za ten składnik lub zmianę dotychczasowej formuły produktu.

W większości przypadków marki kosmetyczne pozyskują składniki do produktów sprzedawanych w USA od amerykańskich dostawców. Wyjątkiem są jednak składniki pochodzenia roślinnego, takie jak olej kokosowy lub olej palmowy – powszechnie stosowane w podkładach, korektorach, szminkach itp.  Dlatego produkty zawierające te składniki są bardziej narażone na wzrost cen, bowiem USA nie uprawiają tak wielu palm kokosowych, będących źródłem tych olejów. To samo dotyczy produktów, wytwarzanych z egzotycznych składników, takich jak np. perfumy z nutą wanilii, występującej tylko na Madagaskarze.

image
Po wejściu ceł producent, potrzebując do wytworzenia kosmetyku składnika pochodzącego np. z Europy, miałby dwa wyjścia: zapłacenie więcej za ten składnik lub zmianę dotychczasowej formuły produktu.
tilialucida - stock.adobe.com

Prognozy są jednoznaczne: ceny kosmetyków będą wyższe

Dla branży kosmetycznej dużym ciosem będzie też wzrost cen opakowań, wyprodukowanych w Chinach. Opakowania stanowią już teraz znaczącą już część kosztów produkcji kosmetyków, a wiele marek sprowadza opakowania dla swoich produktów z Chin, gdzie są one wytwarzane znacznie taniej. Wpłynie to zatem na ceny produktów do makijażu, pielęgnacji włosów i pielęgnacji skóry.

Nie wiadomo, w którym momencie potencjalne podwyżki dotkną producentów. Niektóre firmy mogą podnieść ceny, ponieważ wyczuwają niepokój konsumentów związany z kosztami i dostępnością produktu, tym samym przewidując zwiększony popyt na towary np. z Europy. 

Konsumenci odczują zmiany - prędzej czy później

Niektóre zmiany dla konsumentów mogą być odczuwalne dopiero w dłuższej perspektywie czasowej. Zmiany muszą być przede wszystkim najpierw wprowadzone administracyjnie. Wiele importowanych towarów ma długie łańcuchy dostaw, co oznacza, że ​​nasz ulubiony krem ​​potrzebuje czasu, aby trafić na półki sklepowe.

Niektórzy sprzedawcy nie przenoszą ciężaru kosztów na konsumentów, dopóki nie muszą. Dlatego nawet jeżeli konsumenci nie zauważą wzrostu cen natychmiast, to wzrost cen nastąpi w dłuższej perspektywie.

E.l.f nie lubi ceł

Wiele amerykańskich firm kosmetycznych już walczyło skutecznie z cłami. Tarang Amin, dyrektor generalny E.l.f. Beauty (firma od 2019 roku jest obciążona 25-procentowym cłem na import z powodu wcześniejszej polityki Trumpa) niedawno poinformował, że żadna nowa polityka nie wpłynie na firmę ani konsumentów do 2026 roku. W rozmowie opublikowanej na łamach “Business Insider” Amin wyjaśnił, że nie lubi ceł, ponieważ obciążają one Amerykanów. 

[W 2019 r.] wykorzystaliśmy wszystkie dostępne nam dźwignie, aby zminimalizować skutki dla naszej firmy i naszej społeczności” — podkreślił. Jak przewiduje, w przypadku objęcia  E.l.f. nowymi cłami, firma wykorzysta rozwiązania z 2019 roku, m.in.: aktualizację cen, oszczędności kosztów, negocjacje z dostawcami i dywersyfikacja produkcji. 

Niektórzy producenci kosmetyków już teraz radzą sobie w ten sposób, że np. zamiast kupowania opakowania z Chin (które podlegałoby 60-procentowemu lub wyższemu cłu), firma mogłaby produkować je w sąsiednim kraju, takim jak Wietnam. Jak wskazują eksperci, taki proces przenoszenia działalności z jednego kraju do drugiego zajmuje jednak od pół roku do roku.

Czytaj też: E.l.f. Beauty ostrzega przed podwyżkami cen w przypadku wygranej Trumpa

Czy shrinkflacja pomoże kosmetykom?

Firma może również zdecydować się na zmianę formuły swoich produktów, aby nie używać składników lub komponentów dostępnych wyłącznie w niektórych krajach. Inne rozwiązanie to tzw. shrinkflacja, stosowane do tej pory przez przemysł spożywczy – aby utrzymać cenę produktu na dotychczasowym poziomie, producenci pakują mniej (np. chipsów) do takiej samej torby. Podobne rozwiązanie mogliby stosować producenci kosmetyków.

Podniesienie ceł może zakłócić dotychczasowe międzynarodowe relacje handlowe. Największym importerem amerykańskich produktów kosmetycznych jest Francja. Jeśli USA podniesie ceny francuskich produktów kosmetycznych, Francja lub nawet całą Unia Europejska mogą z kolei nałożyć cła na produkty amerykańskie, co potencjalnie może doprowadzić do zmniejszenia ich sprzedaży za granicą.

To, czy konsumenci kupią droższe produkty kosmetyczne, zależy od ich indywidualnej wrażliwości cenowej. Niektórzy mogą nawet nie dostrzec zmiany lub się nie przejmą – szczególnie, jeśli klient jest skłonny i tak zapłacić za produkt kilka dolarów więcej. Jako case podawane są kosmetyki koreańskie, których zaletami są korzystne ceny i wysoka jakość. Po wprowadzeniu ceł (co dałoby 10-20 proc. wzrostu cen tych kosmetyków) amerykańscy klienci nadal mieliby do czynienia z wartościowym, godnym uwagi produktem na rynku.

Zmiany formuł kosmetycznych zbliżają się dużymi krokami 

Rada ds. Produktów do Pielęgnacji Osobistej (PCPC), wiodąca amerykańska grupa handlowa branży kosmetycznej, już w  2018 roku sprzeciwiała się podwyżkom cła  w stosunku do niezbędnych produktów do pielęgnacji osobistej (mydło, szampon, dezodorant i krem ​​z filtrem przeciwsłonecznym), mając na uwadze dobro amerykańskich klientów.

„[Ten] ciężar niewątpliwie odczują amerykańskie rodziny. Podwyżki cen tych produktów znacznie ograniczą również wybory konsumentów dotyczące higieny i zdrowia - oświadczyła wówczas PCPC. Ostatecznie w 2018 i 2019 r. niektóre produkty podrożały, ale nie dramatycznie. 

Jak podsumowuje redakcja portalu allure.com, branża kosmetyczna jest historycznie odporna na ekonomiczne zawirowania - przetrwała gospodarcze zawieruchy blisko przez sto lat, od Wielkiego Kryzysu do Wielkiej Recesji. W trudnych ekonomicznie czasach działa tzw. “efekt szminki”. Zgodnie z tą teorią w okresie kryzysów gospodarczych zmniejsza się konsumpcja produktów luksusowych o dużej wartości (np. samochody), a rośnie zainteresowanie bardziej przystępnymi cenowo “luksusowymi” dobrami, które pozwalają konsumentom na sprawienie sobie przyjemności mimo ograniczonego budżetu.

Marzena Szulc
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Surowce
09.12.2024 13:07
Markets and Markets: Rynek składników zapachowych zyska na wartości aż do 21,9 miliarda dolarów do 2029 roku
Shutterstock

Według najnowszego raportu Markets and Markets rynek składników zapachowych, obecnie wyceniany na około 17,1 miliarda dolarów, wzrośnie o 5,1 proc. rocznie (CAGR), osiągając wartość 21,9 miliarda dolarów do 2029 roku. Dynamiczny rozwój sektora jest napędzany rosnącym zainteresowaniem konsumentów tzw. “czystymi” składnikami, które zapewniają większą transparentność. Maleje za to zastosowanie syntetycznych dodatków na rzecz naturalnych olejków eterycznych, co znajduje coraz większe uznanie w oczach konsumentów.

Jednym z istotnych trendów wskazanych w raporcie jest rosnąca liczba firm inwestujących w przejęcia luksusowych marek zapachowych. Wiele producentów zapachów koncentruje się na wprowadzaniu ekskluzywnych linii produktów, które mają przyciągnąć różnorodne grupy demograficzne. Nowe kompozycje zapachowe, podkreślające innowacyjność i wyjątkowość, wpisują się w potrzeby współczesnych konsumentów, którzy coraz bardziej cenią personalizację i wyjątkowe doświadczenia.

Zapachy odgrywają także kluczową rolę w trendzie wellness. Według danych Givaudan, aż 74 proc. konsumentów łączy poczucie dobrostanu z kondycją psychiczną i emocjonalną. Wzrost znaczenia składników zapachowych widoczny jest szczególnie w segmencie kosmetyków do pielęgnacji osobistej, takich jak dezodoranty, szampony czy żele pod prysznic.

Składniki te, najczęściej w postaci olejków eterycznych lub związków aromatycznych, nie tylko wzbogacają codzienne doświadczenia użytkowników, ale także budują lojalność wobec marki, co dodatkowo napędza wzrost tego sektora.

Czytaj także:

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
22. grudzień 2024 13:34