Komisja Europejska podaje takie szacunki cztery razy w roku. Zarówno w wiosennej, jak i w letniej rundzie prognoz, to Węgry były liderem rankingu krajów z największą przewidywaną inflacją. Jednak w tym roku to ceny w Polsce wzrosną najmocniej w UE, a Węgry znalazły się na drugim miejscu z wynikiem 3,4 proc. Inflacja jest negatywnie kojarzona i wywołuje narzekania na drożyznę w sklepach. Jednak w czasie kryzysu może mieć pozytywny wpływ nie tylko na gospodarkę, ale także na nasze portfele i budżet domowy.
Wyjaśnienie jest proste: Kiedy rosną ceny, rosną też przychody firm. W takiej sytuacji przedsiębiorca nie musi sprzedać większej ilości towaru, żeby poprawić przychody, wystarczy, że sprzeda towar drożej. To z kolei przekłada się na poprawę sytuacji finansowej firm, o ile w tym samym czasie koszty, takie jak np. wynagrodzenia pracowników, stoją w miejscu.
W kryzysie jest problem z przychodami, bo spada ilość sprzedawanych towarów. Ludzie po prostu kupują mniej. W takiej sytuacji wzrost cen jest zbawienny dla sytuacji finansowej przedsiębiorstw. Natomiast przy deflacji, czyli przy spadku cen, przychody zmniejszają się i nawet zmniejszenie zatrudnienia może nie wystarczyć, żeby firma przetrwała trudne czasy.
Z jednej strony inflacja uderza nas po kieszeni, ale z drugiej poprawia sytuację firm, co z kolei zwiększa szansę, że będziemy mieć pracę. Umiarkowana inflacja to zatem dobra wiadomość dla gospodarstw domowych i dla naszych portfeli. Lepiej bowiem mieć przejściowo niższe płace realne, niż stracić zatrudnienie.
Inflacja ma, jak zauważa portal, jeszcze jeden pozytywny wpływ na rynek pracy – sprawia, że zadłużenie przedsiębiorstw "waży mniej”, co też pośrednio może przełożyć się na decyzje firm dotyczące zatrudnienia.