– W ostatnich latach obserwowaliśmy wzrost znaczenia parków handlowych jako produktu inwestycyjnego. Liczba transakcji stopniowo rosła, a niektórzy inwestorzy zaczęli się specjalizować wyłącznie w tym formacie. Pandemia Covid-19 wzmocniła pozycję parków handlowych. Spodziewamy się, że trend będzie kontynuowany w kolejnych latach. Stopy kapitalizacji dla dobrze skomercjalizowanych parków handlowych wynoszą najczęściej od ok. 8 proc. do nieco powyżej 9 proc. W dużych ośrodkach miejskich mogą osiągać poziom poniżej 8 proc. – mówi Piotr Karpiński, szef działu zarządzania nieruchomościami w CBRE.
Parki silną konkurencją
Całkowita powierzchnia handlowa w Polsce wynosi obecnie niemal 12,8 mln mkw. Centra handlowe stanowią 83 proc. całej puli. Parki handlowe są na drugim miejscu, z udziałem 15 proc. i zajmowaną przestrzenią 1,97 mln mkw. Podium zamykają centra wyprzedażowe (outlety), których udział w całkowitej powierzchni handlowej wynosi obecnie 2 proc.
Zdecydowana większość istniejących parków handlowych powstała w ciągu ostatnich 10 lat (ok. 1,43 mln mkw.), ale tylko w 2020 roku ten rynek powiększył się o ponad 200 tys. mkw. takiej powierzchni. Prognozy na kolejne lata również są bardzo obiecujące – segment będzie się stabilnie rozwijał i do 2030 r. może stanowić 28 proc. całego rynku.
Fokus na mniejsze miasta
Z biegiem lat i rosnącym nasyceniem powierzchnią handlową w największych miastach, deweloperzy zaczęli dostrzegać potencjał mniejszych ośrodków miejskich i potrzeby ich mieszkańców, którym brakowało nowoczesnej i komfortowej przestrzeni handlowej w swoim mieście. W 2000 roku na rynku nowoczesnej powierzchni handlowej dominowały aglomeracje z udziałem 78 proc. w ówczesnej podaży. W 2010 roku podaż w aglomeracjach stanowiła już 61 proc. całkowitej powierzchni, a 10 lat później – 55 proc. W trakcie tych 20 lat udział podaży w małych i średnich miastach niemal się potroił.
– Wkrótce rynek zasili 170 tys. mkw. nowej powierzchni w formacie parków handlowych. Z tego zdecydowana większość, bo 80 proc. powstanie właśnie w małych miastach, których liczba mieszkańców nie przekracza 100 tys. – mówi Piotr Karpiński.