Organizatorzy sieci Afrodyta – Stanisława Stępień i Marek Kowalski – od ponad 20 lat zajmują się handlem kosmetykami. Oboje byli wśród założycieli sieci drogerii Koliber, gdy była to jeszcze organizacja kupiecka, działająca na zasadzie grupy zakupowej, i przez lata byli z nią potem związani. Dwa lata temu zdecydowali jednak, że chcą powołać własną sieć, która nie byłaby tak sformalizowana jak organizacje już działające na rynku. Dziś ponad 20 sklepów jest skupionych wokół hurtowni Afrodyta w Pszczynie. – Dołączają do nas kolejne placówki, sieć się rozwija – zapewnia Marek Kowalski.
Nie każdego stać na inwestycje
Magazyn centralny, gazetka promocyjna i jednakowy szyld – to elementy wspólne, które – zdaniem założycieli sieci – są podstawą do nazywania jej franczyzową. Takie umowy podpisują też właściciele sklepów, którzy chcą przystąpić do sieci, ale nie ma na nich długiej listy warunków do spełnienia. – Uczestnicy sieci są zobowiązani do zakupienia asortymentu promocyjnego, który trafia do gazetek reklamowych, ale nie narzucamy konkretnych ilości. Sklepy mają szyld naszej sieci, ale nie zobowiązujemy właścicieli do zmiany wnętrza drogerii – wymienia Marek Kowalski. Czym tłumaczy to liberalne podejście? – Na rynku działa jeszcze sporo sklepów, które mają dobre lokalizacje, świetną obsługę i wiernych klientów. Tak naprawdę potrzebują tylko dobrego asortymentu w bardzo dobrej cenie. Natomiast nie stać ich na inwestycje w nowe meble czy kosztowne remonty. Niestety znamy przykłady takich przeinwestowanych biznesów, gdy właściciel w pogoni za nowoczesnością w końcu tracił płynność finansową i musiał zamknąć drogerię. My chcemy, żeby sklepy przede wszystkim zaczęły zarabiać – mówi.
Sieć ma tylko robić ilość
Zdaniem Marka Kowalskiego właściciele sklepów są zmęczeni działaniem w sformalizowanych sieciach. – My uważamy, że każdy ma jakiś własny potencjał i z niego korzysta na tyle, na ile jest w stanie w danym momencie. Nie zawsze dopasowywanie do sztywnych standardów i centralnych umów wychodzi biznesowi na dobre – argumentuje. Jednocześnie podkreśla jednak, że pojedynczy sklep nie przetrwa na rynku, ponieważ nie ma potencjału zakupowego, który daje grupa. – Producentom zależy na określonej sprzedaży. Im większe zamówienie, tym lepiej dla nich i dla nas, bo możemy liczyć na dobre ceny, a to naszym zdaniem jest najważniejsze, by być dziś konkurencyjnym. Przykład dyskontów pokazuje to dobitnie. Robimy więc zamówienia dla całej sieci do naszego magazynu i rozprowadzamy towar do sklepów. Współpracuje z nami wielu producentów i ciągle zgłaszają się kolejni. Nie mamy problemu z tym, że nie jesteśmy drugim Rossmannem – stwierdza Marek Kowalski.
Przede wszystkim znane marki
Hurtownia Afrodyta w Pszczynie powstała zaledwie dwa lata temu. Stanisława Stępień i Marek Kowalski wiedzieli, że jeśli chcą skupić wokół siebie sklepy, muszą zapewnić im towar. Mieli doświadczenie i własny budynek, który mogli przeznaczyć na magazyn. Hurtownia jest niewielka, zaopatruje około 100 sklepów detalicznych, do których dociera dwóch przedstawicieli. Terytorialnie obejmuje południe Polski. W ofercie ma przede wszystkim kosmetyki masowe i chemię domową, w tym niemiecką. – Skupiamy się przede wszystkim na znanych markach, które możemy kupić w dobrych cenach. Oczywiście interesujemy się też innymi produktami, ale inwestowanie w marki niszowe jest dość ryzykowne. Trzeba je wypromować, a kiedy już w handlu tradycyjnym to zrobimy, trafiają na półki marketów. To się po prostu nie opłaca – tłumaczy Marek Kowalski. Pytany, o to, jakie produkty przede wszystkim zamawiają dziś drogerie, odpowiada że wszystko zależy od ich lokalizacji i profilu klientów. – Jedne sprzedają kosmetyki pielęgnacyjne z wysokiej półki, inne nie zamawiają ich w ogóle. W niektórych świetnie sprzedaje się chemia, szczególnie niemiecka – bardzo w Polsce popularna, inne rezygnują z tego asortymentu. Wszyscy chcą przede wszystkim dobrych cen, bo czasy dla drogerii nie są łatwe, konkurencja na rynku jest ogromna. Nam udaje się w wielu przypadkach być na tyle konkurencyjnymi, że sklepy zaopatrują się u nas – mówi.
Katarzyna Bochner