– COVID-19 przyniósł gigantyczne wahnięcie popytu podczas pierwszej fali pandemii. Marzec ubiegłego roku był miesiącem, jakiego polskie apteki nigdy wcześniej nie przeżyły. Pacjenci ruszyli po to, aby zrobić zapasy leków na dłuższy czas. Było to ogromne wyzwanie dla placówek aptecznych oraz hurtu. Dzięki ich wysiłkom leków w aptekach nie zabrakło. Dostęp do nich był zapewniony, także dla osób najbardziej potrzebujących, czyli chorych przewlekle – mówił Artur Schab podczas swojego wystąpienia na Forum Branży Kosmetycznej 2020, zatytułowanego "Przyszłość rynku aptek w Polsce, potencjał kanału dla sprzedaży kosmetyków".
Jednak wzrost wartości sprzedaży liczony do września 2020 r. wyniósł zaledwie 1,2 proc. To niewiele, bowiem wcześniejsze szacunki mówiły o wzrostach na poziomie 4-5 proc. Okazało się, że sprzedaż mierzona liczbą sprzedanych opakowań produktów spadła o 5,4 proc.
– Wartościowe wzrosty zostały więc wypracowane przez ceny, które poszły w górę średnio o ok. 7 proc. – zwrócił uwagę prelegent. Według niego niektórzy producenci podnosili ceny 2-3 razy w ciągu roku, aby nadrobić straty spowodowane zmniejszeniem popytu. – Taka sytuacja na rynku farmaceutycznym zdarzała się po raz pierwszy – zaznaczył Artur Schab.
Najwyraźniej wzrosty wartości sprzedaży widać było w kategorii leków OTC – tam wyniosły one 3,2 proc.
– Największym motorem tych wzrostów były leki okołocovidowe – preparaty odpornościowe, witamina C, produkty do dezynfekcji – zwrócił uwagę Artur Schab.
Apteki odnotowały wzrost 1,2 proc. w lekach refundowanych i 1,9 proc. w nierefundowanych. Bardzo spadła natomiast wartość sprzedaży kosmetyków – aż o 6,5 proc. Okazały się one najbardziej dotkniętą skutkami kryzysu kategorią rynku aptecznego podczas COVID-19.
Mniej wizyt, ale większe wydatki
Liczba klientów w aptekach spadła w czasie pandemii o 4 proc. Jednak choć pacjenci przychodzili rzadziej, to wydawali więcej przy każdej wizycie. Wartość koszyka zakupowego wzrosła do 62 zł w 2020 r. z 56 zł w 2019 r. Marża apteczna utrzymała się natomiast na stałym poziomie i wynosiła 19,5-20 proc. (tyle apteka zarabia średnio na każdym oferowanym u siebie produkcie).
Warto zwrócić uwagę, że podczas pandemii koszty prowadzenia apteki wzrosły o 15 proc. Był to skutek rosnących wydatków na pensje dla personelu oraz konieczności dostosowania obsługi klientów do nowej rzeczywistości (osłony, zabezpieczenia, płyny dezynfekujące).
– W związku z tym, że koszty prowadzenia apteki wzrosły, a marża apteczna utrzymała się na stałym poziomie, to przy sprzedaży, która w praktyce również zachowała constans, zyskowność aptek w roku covidowym poszła w dół – tłumaczył Artur Schab.
To przeczy powszechnie panującej opinii, że apteki mają się teraz świetnie. W związku z tą sytuacją pojawiają się też pierwsze duże ucieczki z rynku – w III kwartale roku z prowadzenia aptek wycofała się sieć Hebe, która miała prawie 50 placówek.
Artur Schab przypuszcza, że będą następni. Rynek obecnie jest bardzo trudny, zwłaszcza w polskich realiach, w których przepisy ustawy zwanej Apteką dla aptekarza uniemożliwiają aptekom reklamowanie się i rozbudowę sieci.
W detalu silny wzrost e-commerce
Niezależnie od pandemii, liczba aptek i punktów aptecznych spada rocznie o ok. 500 placówek, co jest następstwem stawy zwanej Apteką dla aptekarza. W tej chwili dane wskazują, że na rynku pozostało ok. 13,5 tys. placówek aptecznych.
Mimo tych spadków w liczbie aptek, dynamicznie rośnie sprzedaż w jednym z formatów. Są to tzw. sieci wirtualne, czyli placówki franczyzowe i grupy zakupowe.
– Wartość sprzedaży w tym kanale wzrosła o 23 proc. i jest to wzrost wygenerowany przez to, że wciąż nowe placówki zasilają ten segment. Coraz więcej farmaceutów dostrzega, że samodzielne prowadzenie apteki jest niemożliwe ekonomicznie – wyjaśnił prelegent.
Spada natomiast sprzedaż w aptekach niezależnych (z powodu odpływu placówek z tego kanału) – o 3 proc. i nieznacznie w sieciowych (tu placówki znikają z rynku np. po utracie pozwolenia na prowadzenie apteki) – o 0,1 proc.
Bardzo silnie rozwija się natomiast kanał e-commerce. Jego wartość w pierwszych dziewięciu miesiącach wzrosła o 32 proc. i wynosi obecnie ok. 800 mln zł. Wliczone są tu zarówno apteki świadczące sprzedaż wysyłkową, jaki i te działające w model click and colect, w którym leki zarezerwowane przez internet odbierane są w aptece.
Sprzedaż kosmetyków w aptekach napotkała wiele ograniczeń
Już na samym początku pandemii apteki fizycznie odgrodziły się od pacjentów. Ich obsługa była prowadzona przez okienka do sprzedaży nocnej lub zza szczelnie ofoliowanej lady. W takich warunkach o zakupie kosmetyków nie było mowy. Farmaceucie odmawiali wychodzenia zza swoich osłon, by podać coś ze strefy z kosmetykami. Oczekiwali wyrozumiałości, a w mediach pojawiły się apele od pracowników aptek, którzy prosili aby pacjenci nie przychodzili do nich po odżywkę do rzęs. Chcieli skupić się na wydawaniu leków.
Nic więc dziwnego, że sprzedaż kosmetyków w aptekach mocno spadła. Sytuacja uległa lekkiej poprawie w lipcu i sierpniu, gdy Polacy poszli do aptek po w środki ochrony przeciwsłonecznej. Jednak ostatecznie po dziewięciu miesiącach 2020 roku wartość sprzedaży kosmetyków spadła o 6,6 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim.
– Jeszcze do niedawna marki oferujące dermokosmetyki oraz apteki darzyły się wzajemną miłością. Trzeba jednak mieć świadomość, że uczucie to zostało wystawione na próbę, bo sprzedaż kosmetyków w aptece spotyka się obecnie z wieloma ograniczeniami – mówił Artur Schab.
Wyjaśnił, że jednym z ograniczeń jest marża na kosmetykach, która jest o wiele niższa niż średnia dla innych produktów sprzedawanych w aptece. Wynosi 16,5-17 proc. (średnia marża, którą apteka osiąga w ogóle to niemal 20 proc.). Natomiast koszty związane z tą kategorią (głównie magazynowe) są zdecydowanie większe niż przeciętna dla apteki. Kosmetyki zwykle stoją na półce przez ponad 100 dni. A średnia dla asortymentu aptecznego mieści się między 50 a 60 dniami.
Z uwagi na swoją niską marżę i wysokie koszty utrzymania kategorii, kosmetyki są w aptece asortymentem trudnym ekonomicznie. Jednak za utrzymaniem ich w tym kanale zbytu przemawia wysoka wartość produktów. Nawet niżej ustawiona marża daje dobry zysk na pojedynczym opakowaniu.
Artur Schab zwrócił też uwagę na ograniczenia dotyczące samego rynku aptecznego, które nawet nie są związane z pandemią, ale z aktualnymi regulacjami prawnymi.
– System prawny nie sprzyja kosmetykom w aptece. Apteki mają zakaz reklamowania się, co dotyczy także oferowanych produktów. Nie można przeprowadzić dla nich żadnych akcji promocyjnych typu: kup krem, a płyn micelarny dostaniesz gratis. Nie można wywiesić żadnej wizualnej zachęty do kupienia produktu – usłyszeliśmy podczas prelekcji.
Ekspert dodał, że nie są to martwe przepisy, bo inspekcja farmceutyczna jest bardzo aktywna w śledzeniu takich wykroczeń i nakładaniu kar finansowych.
Rozwój rynku dermokosmetycznego hamuje też prawo antykoncentrcyjne i ustawa zwana Apteką dla aptekarza.
– Sieci apteczne nie mogą się rozwijać. A właśnie one zawsze były podmiotami, które najbardziej ceniły sobie asortyment kosmetyczny i to na nim starały się budować swoje marże. Niekorzystne zapisy dla tego formatu sklepów, najbardziej zainteresowanych rozwojem asortymentu kosmetycznego, zawiera też wprowadzona niedawno ustawa o zawodzie farmaceuty – zwrócił uwagę Artur Schab.
Nie porzucajcie aptek
W związku z problemami, z którymi obecnie borykają się apteki, niektóre marki dermokosmetyczne zaczęły szukać innych kanałów zbytu, m.in. w drogeriach. Jednak Artur Schab zaleca konsekwencję.
– Kosmetyki apteczne powinny pozostać w aptece. Nadganianie strat obecnością w innych kanałach może zniechęcić farmaceutów do oferowania danej marki – przestrzega.
W jego opinii należy liczyć na to, że apteki będą coraz silniejsze. Wtedy z pewnością wrócą do inwestowania w asortyment kosmetyczny, ponieważ daje im on możliwość budowania przewagi konkurencyjnej względem innych aptek. Również konsumenci cenią sobie zakupy kosmetyków w aptekach.
– Jeśli producenci zrezygnują z kanału aptecznego to stracą to, po co przyszli. Dzięki obecności w aptekach zyskali profesjonalne doradztwo fachowców. W internecie konsumenci tego nie mają – zwraca uwagę Schab.
I dodaje, że optymistyczne jest z pewnością także i to, że preferencje konsumentów idą w stronę zdrowia, ekologii, naturalności. – Apteka jest po drodze na tej ścieżce poszukiwania dobrych rozwiązań – wyjaśnia.
Podpowiada też, że warto zastanowić się nad możliwością zarejestrowania niektórych produktów, np. emolientów, jako wyroby medyczne. Dzięki temu są one objęte 8 proc. stawką VAT zamiast 23 proc. obwiązującą w przypadku kosmetyków.
Zatem segment kosmetyków w aptece ma szanse dalej się rozwijać. Pomimo tego, że w tej chwili, oprócz COVID-u, hamulcem jest prawo, które utrudnia rozwój rynku aptecznego. Dlatego Artur Schab nawołuje, by wspierać organizacje, które usiłują przekonać ustawodawców do poluzowania rynkowych regulacji.