- Analizując sytuację na rynku pracy w całym roku 2020 widać wyraźnie, że po pierwszej fali zwolnień w okresie wiosennego lockdownu, która objęła głównie osoby pracujące na podstawie umów terminowych i umów cywilnoprawnych w branżach w największym stopniu odczuwających skutki pandemii, sytuacja się ustabilizowała - wskazuje Monika Fedorczuk, ekspertka Konfederacji Lewiatan.
Od czerwca ub.r. poziom bezrobocia właściwie nie zmienił się (poza sezonowym wzrostem), co jest efektem zaangażowania dużych środków publicznych w ramach tarcz antykryzysowych. Cel jaki przyświecał ich wprowadzeniu, czyli ochrona zatrudnienia, został osiągnięty.
Czas nazywany „okresem odpowiedzialności narodowej", który w praktyce przyniósł powrót do ograniczenia funkcjonowania handlu, gastronomii, działalności turystycznej i noclegowej, jest kolejnym wyzwaniem dla rynku pracy. Nowe tarcze, już oszczędniej oferujące wsparcie przedsiębiorcom z branż objętych obostrzeniami, są krytykowane za opóźnienie i nieprzystającą do aktualnej sytuacji, zbyt wąską listę kodów PKD, które uprawniają do skorzystania ze wsparcia.
Jednocześnie coraz częściej słychać głosy przedsiębiorców niegodzących się z planem zamykania poszczególnych gałęzi gospodarki i wskazujących, że dalszy lockdown uniemożliwia utrzymanie zatrudnienia na dotychczasowym poziomie.
- Mając na uwadze obecną sytuację, dalsze utrzymanie bezrobocia na dotychczasowym poziomie wydaje się niemożliwe, a przynajmniej mało prawdopodobne. W pierwszej kolejności zwalniać będą te firmy, które mają drastyczny spadek obrotów, a nie są objęte wsparciem. Na koniec roku bezrobocie może osiągnąć około 7,5 proc. - prognozuje.
Jednak jej zdaniem sytuacja, w której stopa bezrobocia wzrośnie do wartości sprzed dekady jest mało prawdopodobna - mamy coraz mniejsze zasoby pracowników z uwagi na trendy demograficzne, a około milionowa grupa cudzoziemców stanowi swoistego rodzaju bufor chroniący nasz rynek pracy.