StoryEditor
Prawo
01.12.2016 00:00

Wojna o apteki

W Sejmie ważą się losy projektu wprowadzającego zmiany w Prawie farmaceutycznym, które bezpośrednio dotkną przedsiębiorców prowadzących apteki, zatrudnionych w nich farmaceutów oraz dostawców. Nad zmianami pracuje parlamentarny zespół ds. regulacji rynku farmaceutycznego, któremu przewodzi poseł PiS Waldemar Buda. Projekt podzielił środowisko aptekarskie.

W uzasadnieniu projektu wskazuje się na nieprawidłowości na rynku aptek i farmaceutycznym: niebezpieczeństwo monopolizacji i przejęcia rynku przez duże, międzynarodowe podmioty; likwidowanie małych, polskich przedsiębiorstw prowadzących apteki; nielegalny wywóz leków za granicę skutkujący brakiem dostępności leków dla polskich pacjentów; straty dla budżetu państwa; degradowanie roli i znaczenia zawodu farmaceuty; świadome łamanie prawa przez liczne grupy, które wyspecjalizowały się w wykorzystywaniu instytucji apteki ogólnodostępnej do pozyskiwania nielegalnych dochodów; brak odpowiedniej liczby farmaceutów, która zapewniałaby właściwy poziom usług farmaceutycznych; stałe otwieranie się nowych aptek, którym cofnięto zezwolenie na prowadzenie apteki ogólnodostępnej. Projekt popiera Naczelna Izba Aptekarska, czyli organ samorządu zawodowego aptekarzy. Środowisko jest jednak bardzo podzielone i przeciwnych projektowi jest wielu właścicieli aptek, nie tylko sieciowych. Negatywnie oceniają go także Polski Związek Pracodawców Aptecznych PharmaNet, Związek Przedsiębiorców i Pracodawców, Federacja Pacjentów Polskich. Negatywie wypowiadają się środowiska branżowe, które mogą pośrednio odczuć regulacje (np. w związku z ograniczeniem sprzedaży suplementów diety i kosmetyków w aptekach) oraz fundacje pacjentów.

Apteka tylko dla aptekarza

Autorzy projektu ustawy proponują wprowadzenie zasady „apteka dla aptekarza”. Kontrowersyjne zapisy przewidują możliwość prowadzenia aptek wyłącznie przez farmaceutów lub wybrane spółki osobowe farmaceutów mających prawo do wykonywania zawodu (jeden podmiot będzie mógł posiadać maksymalnie 3 apteki). Stopniowo wygaszane będą apteki prowadzone przez innych przedsiębiorców, ponieważ zostanie wprowadzona zasada dziedziczności wśród farmaceutów.

– Przecież apteką zarządza kierownik, farmaceuta z odpowiednim stażem i kwalifikacjami. Dlaczego moja córka lub syn nie będą mogli przejąć ode mnie biznesu, jeśli ukończą inne studia? Pozbawiacie nas prawa do prowadzenia działalności gospodarczej – denerwowali się aptekarze podczas posiedzenia parlamentarnego zespołu na rzecz wspierania przedsiębiorczości i patriotyzmu ekonomicznego, które odbyło się 11 listopada br. w Sejmie RP w celu konsultacji proponowanych zmian w Prawie farmaceutycznym ze środowiskiem aptekarskim.

Zezwolenia na prowadzenie apteki będą wydawane tak, aby na 3 tys. mieszkańców przypadała maksymalnie 1 apteka, a jeśli aptek będzie mniej, dodatkowo będzie brana pod uwagę także odległość w linii prostej do najbliższej apteki (nie mniej niż 1 kilometr). – To oznacza zabetonowanie rynku i w praktyce wyklucza możliwość otwierania nowych aptek. W dobie intensywnego rozwoju i powstawania nowych osiedli i całych dzielnic w dużych miastach to rozwiązanie utrudni pacjentom dostęp do leków. Poza tym dla wielu przedsiębiorców, którzy nie są farmaceutami, będzie to oznaczać cofnięcie koncesji i zamknięcie apteki – mówiła Aleksandra Golecka-Kuźniak z aptek Gemini.

– Zobaczcie, chcecie doprowadzić do tego, żeby była jedna apteka w promieniu dwóch kilometrów. To jest skandaliczny projekt i jako pacjent nie zgadzam się na to! – protestował założyciel Fundacji 1 Czerwca, ojciec chorego dziecka, który na slajdzie pokazał, że zgodnie z nowym projektem z kilkunastu aptek działających na jego osiedlu w Łodzi pozostałaby jedna. 

Na zamieszaniu wygrają koncerny i hurtownie?

W Polsce jest obecnie 390 sieci aptecznych, z czego 385 należy do polskich przedsiębiorców, przy czym za sieć uważa się już 5 (!) aptek działających pod jednym szyldem. Tylko 5 sieci pozostaje w rękach podmiotów z kapitałem zagranicznym. Najprężniej rozwijają się niewielkie przedsiębiorstwa, które zostały uznane za sieci po otwarciu piątej apteki. To w nich, oraz w pacjentów, najbardziej uderzą ewentualne zmiany w prawie – alarmuje Polski Związek Pracodawców Aptecznych PharmaNet.

Tego samego zdania są przedsiębiorcy prowadzący sieci aptek. Jan Zając, właściciel sieci aptek Ziko, 11 lat temu wraz z żoną otworzył pierwszą aptekę w Krakowie. Dziś ma ich 130. – Tylko 4 proc. rynku stanowią sieci zachodnie. Istniały, kiedy zaczynaliśmy działalność od zera. I my, polska firma, dawno prześcignęliśmy ich w dynamice rozwoju – mówił podczas konsultacji w Sejmie, nawiązując do tego, że projekt nowelizacji Prawa farmaceutycznego ma rzekomo ograniczyć rozwój zachodnich sieci i doprowadzić do repolonizacji rynku. Zdaniem większości środowiska aptekarskiego stanie się dokładnie odwrotnie – w siłę urosną zagraniczne koncerny farmaceutyczne oraz hurtownie, które będą dyktować warunki na rozdrobnionym rynku. – Trzeba pamiętać, że po jednej stronie mamy bardzo silny hurt – 80 proc. rynku trzymają w swoich rękach trzy największe spółki giełdowe – oraz zachodnie koncerny farmaceutyczne, bardzo wyspecjalizowane w procesie sprzedaży, potężne firmy, których budżety porównywane są do budżetów całych państw. Po drugiej stronie jest 15 tys. aptek, które zaczęły się dopiero organizować i nabierać umiejętności negocjacji cen i przeciwstawiania się koncernom – argumentował Jan Zając.

Projekt niezgodny z konstytucją

– Ta ustawa uderzy właśnie w tych, których ma chronić, bo jeśli sieci prowadzącej 100 aptek ubędzie 10, to ona sobie poradzi, ale ten, kto ma jedną aptekę, już nie – mówił podczas posiedzenia w Sejmie Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. Przestrzegał, że nowelizacja przepisów w proponowanym teraz kształcie spowoduje silne ograniczenie konkurencji na tym rynku. Zdaniem ZPP, nie będzie de facto możliwości otwierania nowych aptek, więc już działające nie będą musiały starać się o lepsze oferty cenowe czy podniesienie jakości usług. Pozostawienie na rynku niewielkich podmiotów zahamuje rozwój gospodarczy – przedsiębiorcy nie będą zainteresowani inwestowaniem w sektor, w którym prawo prowadzenia działalności mają tylko farmaceuci, a działalności nie da się skalować poprzez otwieranie nowych lub przejmowanie kolejnych placówek. Ograniczenie możliwości zbywania aptek spowoduje także spadek ich wartości. ZPP przestrzega także, że projekt w obecnym kształcie stanowi naruszenie konstytucyjnie chronionej zasady wolności działalności gospodarczej oraz ochrony prawa własności.

Pacjent pionkiem w rozgrywce

– Przede wszystkim jednak projekt proponowany w obecnym kształcie uderzy w pacjentów, bo mniejsza konkurencja zawsze prowadzi do spadku wydajności usług oraz do wyższych cen – przestrzegał Cezary Kaźmierczak.

Stanisław Maćkowiak, prezes Federacji Pacjentów Polskich, podkreślał, że pacjenta struktura właścicielska aptek absolutnie nie interesuje. – Istotna jest dostępność do apteki, żeby była blisko jego miejsca zamieszkania, dostępność do leków, cena oraz możliwości ich refundacji, a także opieka farmaceuty. Proponowane rozwiązania to nie jest jednak kierunek propacjencki – mówił.

Dlaczego? Przeciwnicy zmian argumentują, że ograniczenie konkurencji i stopniowa eliminacja małych i średnich przedsiębiorstw, zmierzająca do pozostawienia na rynku w zasadzie wyłącznie aptek indywidualnych, doprowadzi do spadku dostępności leków dla pacjentów oraz do wzrostu cen leków nierefundowanych. Dziś ceny leków refundowanych na receptę są wszędzie takie same, ale ceny nierefundowanych oraz dostępnych bez recepty są niższe o 9-12 proc. w aptekach sieciowych niż w indywidualnych. – Pojedyncza apteka nie ma siły negocjacyjnej, jest skazana na dyktat dostawców – kupuje to, co oni chcą sprzedać i za ile chcą sprzedać. Im bardziej rynek będzie rozdrobniony, tym ten dyktat będzie silniejszy – podkreślał Jan Zając, właściciel aptek Ziko. Największe hurtownie farmaceutyczne dyktują warunki handlowe dzięki programom partnerskim i marketingowym: premiują farmaceutów za sprzedaż określonego asortymentu oraz uzależniają dostępność leków i ich ceny od wielkości sprzedaży. Jak podaje w swoim raporcie Fundacja Republikańska, największy dystrybutor w kraju, kontrolujący jedną trzecią rynku hurtowego, skupia w ramach programów partnerskich i marketingowych ponad 6500 aptek stanowiących 44 proc. rynku detalicznego.

Krystian Szulc, radca prawny, ze śląskiej izby aptekarskiej wskazywał na patologie występujące w branży farmaceutycznej i na rynku aptekarskim informując za co w 2016 r. zwolniono kierownika apteki: – Za nienależytą kontrolę nad procesem udzielania rabatu pacjentom przez personel apteki, niestosowanie polityki i zaleceń przełożonych dotyczących wydawania kart i kalendarzy oraz dokonywanie zakupów poza kanałami dystrybucji wybranymi przez właściciela. To jest biznes, pacjent się nie liczy! Nawet gdyby kierownik apteki miał nie wydać pacjentowi leku, nie wolno mu poza wybranym kanałem dystrybucji go kupić. W izbie mamy ponad sto kilkadziesiąt maili od kierowników aptek, którzy piszą, że nie mogą kupić leków, ale koncerny wskazują, w której sieci są one dostępne i że tam należy pacjenta odesłać – mówił Krystian Szulc.

I to jest realny problem, ale projekt ustawy w obecnym kształcie go nie rozwiązuje.

Komu zmiany w ustawie mają służyć?

Tego chcieli się dowiedzieć przedstawiciele środowiska aptekarskiego uczestniczący w spotkaniu w Sejmie. – Czy Naczelna Rada Aptekarska może nam udowodnić, że były zrobione badania wśród farmaceutów? Czy może się pochwalić wynikami opinii, kwestionariuszy? Czy była robiona ocena skutków regulacji wśród całej zawodowej grupy, którą reprezentujecie? – z tymi pytaniami Witold Lelental z sieci Super-Pharm zwrócił się do Marka Tomkowa, wiceprezesa NRA, który reprezentował radę na posiedzeniu.

Naczelna Rada Aptekarska to organ samorządu aptekarskiego, który ma reprezentować interesy zawodu. Tym razem jednak wielu aptekarzy ma poczucie, że NRA, jako inicjator zmian na rynku, występuje przeciwko nim, broniąc interesów tylko części aptek indywidualnych. – 4 tys. aptek jest zagrożonych upadkiem, w ostatnich 5 latach upadło kolejnych 5 tys. Dziś setki aptek są do sprzedaży, można je kupić za złotówkę, można przejąć za długi. Gdzie jest miejsce dla aptek typu B, które dziś funkcjonują na granicy opłacalności? Projekt zakłada bardzo wiele rozwiązań, które pozwalają zachować stabilność na tym rynku. Apteka będzie mogła zostać sprzedana wraz z lekami, co pozwala uniknąć strat wynikających z utylizacji leków przy likwidacji apteki. Dotyczy to także ochrony miejsc pracy, bo przy obecnej koncentracji rynku i tak dużej liczbie aptek nawet uczciwie działające apteki sieciowe mają bardzo duże problemy, żeby się utrzymać. Znane są miejscowości, gdzie na jedną aptekę przypada 300-400 osób, a jak podaje IMS powinno być od 2,6 tys. do 3,4 tys. Jednocześnie brakuje aptek w najmniejszych miejscowościach – argumentował Marek Tomków, wiceprezes NRA.

– Porównywanie zamykania nowoczesnych aptek do aptek typu B jest nie na miejscu. Apteki typu B to takie, które absolutnie nie spełniają dzisiejszych wymogów stawianych lokalom aptek i stanowią realne zagrożenie dla zdrowia pacjentów. Są trudno dostępne, często ze schodami, do których pacjent niepełnosprawny nie ma szansy się dostać. Co do dostępności aptek i leków w małych miejscowościach, to trzeba zapytać, co mali, indywidualni aptekarze robili przez ostatnich 25 lat i dlaczego tam nie otwierali aptek? – ripostowała Aleksandra Golecka-Kuźniak z aptek Gemini, nawiązując do tego, że zmiany w prawie mają rozwiązać problem nierównomiernego w skali kraju rozmieszczenia aptek ogólnodostępnych i zagwarantować równy dostęp do usług farmaceuty.

Zapisy o dekoncentracji nie działają

– Dziś co 4. apteka sieciowa narusza przepisy antykoncentracji – podkreślał Marek Tomków, wskazując na nieudolność prawa w egzekwowaniu dotychczasowych zapisów, według których pojedynczy właściciel nie może uzyskać nowego zezwolenia na prowadzenie apteki, jeśli już posiada w danym województwie co najmniej 1 proc. ogółu aptek.

– W obecnie obowiązującej ustawie jest zapis dekoncentracyjny, który miał chronić rynek i demonopolizować go. Skoro sieciówki wykorzystują słabe działanie naszego wymiaru sprawiedliwości, może zamiast robić rewolucje i wprowadzać kolejną ustawę, trzeba się zastanowić, co zrobić, aby te zapisy zaczęły funkcjonować. Taką rekomendację przekażemy ministrowi zdrowia – skomentował poseł Adam Abramowicz, przewodniczący parlamentarnego zespołu na rzecz wspierania przedsiębiorczości i patriotyzmu ekonomicznego, za co zebrał gromkie brawa od uczestników spotkania.

Brak nadzoru nad rynkiem i zarzuty wobec izby aptekarskiej

Związek Przedsiębiorców i Pracodawców opracował ocenę skutków ewentualnej regulacji rynku aptecznego, w której wskazuje, że projekt w obecnym kształcie nie rozwiąże problemów istniejących na rynku aptek, ponieważ nie zawiera żadnych przepisów prowadzących do powstawania nowych placówek w miejscach, gdzie ich obecnie nie ma, ani przepisów służących poprawie skuteczności nadzoru nad działalnością aptek czy też nielegalnym wywozem leków.

Eksperci wskazują, że problem nieprawidłowości lub nadużyć na rynku aptek rozwiązywany jest w innych krajach głównie dzięki sprawności działania organów odpowiedzialnych za nadzór nad aptekami oraz wyposażeniu ich w kompetencje niezbędne do efektywnego wykrywania i zwalczania występujących na rynku nieprawidłowości. Sugerują, że rozwiązaniem tego problemu mogłoby być ustanowienie ustawowej kompetencji po stronie wojewódzkich inspektorów farmaceutycznych do dokonywania samodzielnej oceny w zakresie rękojmi należytego prowadzenia apteki.

Dziś oceny takiej oceny inspektorzy dokonują na podstawie opinii właściwej okręgowej rady aptekarskiej. „Chociaż wojewódzcy inspektorzy farmaceutyczni posiadają szerokie kompetencje w zakresie nadzoru nad aptekami, w tym do wydawania i cofania zezwoleń na prowadzenie apteki, to efektywne zwalczanie wykrywanych patologii jest nieskuteczne, albowiem wymaga współpracy i jednomyślności z organami izb aptekarskich. Stwierdzenie bowiem, czy określony podmiot daje rękojmię należytego prowadzenia apteki (warunek niezbędny do uzyskania i posiadania zezwolenia), dokonywane jest na podstawie opinii właściwej okręgowej rady aptekarskiej. Nieodpowiednia współpraca i brak koordynacji między tymi organami skutkuje funkcjonowaniem na rynku nieuczciwych podmiotów” – czytamy w raporcie ZPP.

NRA zbiera podpisy pod nowelizacją ustawy

Naczelna Rada Aptekarska zbiera tymczasem podpisy pod projektem nowelizacji Prawa farmaceutycznego i apeluje o jego poparcie. W liście opublikowanym na stronie internetowej NRA czytamy: „Wszyscy jesteśmy świadkami, jak bardzo w ostatnim czasie zmienił się nie tylko obraz apteki, ale również naszej codziennej pracy. Po wielu latach starań mamy szansę na wprowadzenie zmian pozwalających przywrócić normalność. Powstał projekt parlamentarny zakładający realizację postulatów, o które całe nasze środowisko zabiega od dawna”. Podpisana pod apelem prezes NRA Elżbieta Piotrowska-Rutkowska podkreśla, że zmiany dotyczyć mają nowo powstających aptek, a tym samym, że wszystkie argumenty o wywłaszczeniach, miliardowych odszkodowaniach, likwidacji miejsc pracy, wzroście cen leków czy zamykaniu tysięcy aptek są jedynie pustym sloganem mającym na celu wywołanie strachu przed zmianami.

„W obecnych realiach ekonomicznych, kiedy kilka tysięcy podmiotów stoi na skraju bankructwa, otwarcie każdej kolejnej apteki oznacza zamknięcie już istniejącej. Kiedy w Sejmie właściciele sieci łamiącej wielokrotnie zapisy antykoncentracyjne żądają możliwości dalszego rozwoju, oznacza to, że ich ambicje będą realizowane kosztem innych. Drzwi w drzwi, apteka obok apteki. Ostra często nieuczciwa walka o każdego pacjenta. Efekt łatwy do przewidzenia. Natychmiast po zapowiedziach zmian ci biznesmeni zaczęli składać lawinę wniosków o otwarcie nowych aptek nawet na przysłowiową „dziurę w ziemi” licząc, że zdążą przed wejściem ustawy w życie „złapać” jeszcze więcej” – władze NRA nie przebierają w słowach.                                     

***

Cezary Kaźmierczak, prezes ZPP, zaapelował, by projekt ustawy zmieniającej prawo farmaceutyczne był rozpatrywany w trybie rządowym, a nie poselskim. Ten ostatni nie przewiduje konieczności prowadzenia konsultacji społecznych. Tymczasem zdaniem ZPP ze względu na skalę zmian, ich wpływ na strukturę aptek w Polsce oraz skutki dla pacjentów i gospodarki kraju powinien zostać objęty konsultacjami społecznymi w pełnym zakresie. Szczególnie powinien uwzględnić stanowisko ministra zdrowia, ministra rozwoju oraz prezesa UOKiK. Z tą opinią zgodził się poseł Adam Abramowicz.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Prawo
27.03.2025 15:01
Ciąg dalszy absurdów nowej administracji w USA: projekt ustawy zakazuje mydeł antybakteryjnych
MDGovpics, CC BY 2.0, via Wikimedia Commons

W Zgromadzeniu Stanu Kalifornia wprowadzono projekt ustawy, który zakłada zakaz sprzedaży konsumenckich produktów z mydłem antybakteryjnym. Nowe przepisy, określane jako “The Safer Soap Act”, budzą kontrowersje, szczególnie wśród przedstawicieli branży chemiczno-czyszczącej. Amerykański Instytut Czystości (ACI) ostrzega, że zakaz może mieć negatywny wpływ na zdrowie konsumentów, zwłaszcza osób z obniżoną odpornością.

ACI, zrzeszający producentów środków czystości i składników chemicznych, zwraca uwagę, że projekt ustawy opiera się na nieuzasadnionych zarzutach wobec kluczowych składników antyseptycznych, które od lat są regulowane przez Amerykańską Agencję Żywności i Leków (FDA). Instytut prowadzi obecnie wieloletni program badawczy o wartości wielu milionów dolarów, mający na celu potwierdzenie bezpieczeństwa i skuteczności tych substancji zgodnie z wymaganiami FDA.

Podczas przesłuchania legislacyjnego w Sacramento 25 marca, ACI oficjalnie sprzeciwił się proponowanym zmianom. Dr James Kim, toksykolog i starszy wiceprezes ds. nauki i regulacji w ACI, podkreślił, że projekt ignoruje potrzeby rosnącej grupy osób leczonych w warunkach domowych, takich jak osoby starsze czy z obniżoną odpornością. „Wraz z rozwojem telemedycyny i opieki domowej, środki antybakteryjne w domach pełnią równie ważną rolę jak w szpitalach” – zaznaczył.

Zgodnie z treścią ustawy, zakaz objąłby również stosowanie mydeł antybakteryjnych w wielu instytucjach, w tym restauracjach, szkołach, żłobkach, biurach, siłowniach, centrach handlowych i akademikach. „Zamiast fantazjować o hipotetycznych zagrożeniach, powinniśmy skupić się na realnych – jak choroby przenoszone drogą pokarmową czy skażenia krzyżowe” – dodał dr Kim. ACI apeluje o ponowną ocenę skutków ustawy dla zdrowia publicznego.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Prawo
27.03.2025 14:52
Luksusowe marki i renomowane znaki towarowe: kiedy zbytnie podobieństwo do nich jest naruszeniem prawa?
Wśród 100 najbardziej wartościowych marek świata znalazło się kilka brandów z branży beauty, np. Chanelfot. archiwum

Polski rynek kosmetyków i perfum to połączenie międzynarodowych koncernów oraz lokalnych przedsiębiorstw. Wiele z nich wybiera proste, opisowe nazwy dla oznaczenia swojej działalności lub oferowanych produktów, odwołujące się do ich przeznaczenia lub branżowej terminologii. Mimo dominacji takich oznaczeń o słabej zdolności odróżniającej, na rynku funkcjonuje też wiele silnych, rozpoznawalnych marek. Niewiele jest tak specyficznych branż, jak beauty.

Analiza działań, zwłaszcza marketingowych, globalnych przedsiębiorstw może być cenną inspiracją do stworzenia własnej unikalnej marki, pod warunkiem unikania naruszania praw własności intelektualnej. Chciałabym uczulić przedsiębiorców z branży beauty, jak szeroką ochronę dają renomowane znaki towarowe — pisze Natalia Basałaj, radca prawny z kancelarii Hansberry Tomkiel.

100 Najlepszych Globalnych Marek 2024

Międzynarodowa firma konsultingowa Interbrand opublikowała ranking „Najlepszych Globalnych Marek 2024” (według ich wartości w miliardach dolarów, ale wzięto pod uwagę połączenie trzech czynników: wyniki finansowe danej marki, jej działania na rzecz zabezpieczenia przyszłych przychodów oraz znaczenie tej marki w procesie podejmowania decyzji o zakupie produktu) tzw. Best Global Brands 2024. Na szczycie zestawienia znajduje się Apple, a tuż za nim inni technologiczni giganci, tacy jak Microsoft (2. miejsce), Google (4.) i Samsung (5.). Technologiczne firmy dominują w rankingu, co może wynikać z dynamicznego rozwoju innowacji i ich wpływu na codzienne życie.

Wśród 100 najbardziej wartościowych marek świata nie zabrakło jednak kilku marek z branży beauty: Louis Vuitton (11.), Chanel (32.), Gucci (41.), L’Oréal (53.), Dior (74.), a także Sephora, która choć zajmuje 91. miejsce, została wyróżniona jako dynamicznie rosnąca marka premium.

Na podstawie powyższego zestawienia można uznać, że obecność w Rankingu Interbrand marek takich jak Louis Vuitton, Chanel i Dior potwierdza siłę luksusowych marek działających w branży kosmetycznej. Debiut LV w kosmetykach kolorowych w marcu 2025 r. może wzmocnić ten trend.

Czytaj też: Louis Vuitton wkracza w świat kosmetyków kolorowych

Wyjątkami są Sephora, która dynamicznie rośnie jako premium multi-brand kosmetyczny (a nie jako marka własna, jak pozostałe marki kosmetyczne w Rankingu), oraz L‘Oréal, które utrzymuje swoją pozycję dzięki silnej obecności na rynku masowym, a nie w sektorze premium, jak wszystkie inne marki kosmetyczne z Rankingu.

Czym jest renomowany znak towarowy?

Bezsprzecznie marki z wyżej wspomnianego Rankingu należy uznać za „renomowane”. To ważne, bo ma to wpływ na zakres ochrony takiej marki. W polskich ani też w unijnych przepisach nie wskazano jednak niestety, czym jest ta renoma znaków towarowych. Pojęcie to zdefiniowano zaś w doktrynie i orzecznictwie.

Trybunał Sprawiedliwości UE stwierdził, że „aby mówić o renomie, dany znak powinien być rozpoznawalny wśród znacznej grupy odbiorców, do której określony produkt jest skierowany”. Czynniki, które należy wziąć pod uwagę oceniając czy znak towarowy jest renomowany to: udział znaku w rynku, intensywność, zasięg geograficzny i okres używania, a także wartość inwestycji dokonanych przez uprawnionego w celu promocji znaku.

Zgodnie z ugruntowanym poglądem doktryny: „znak renomowany jest oznaczeniem, które w odróżnieniu od znaków zwykłych pełniących tylko funkcje wskazywania pochodzenia towaru realizuje funkcję przyciągania konsumentów towarów oznaczanych takim znakiem. Atrakcyjność takiego znaku towarowego wiąże się z ustaloną wśród odbiorców bardzo dobrą opinią o cechach towaru opatrzonego tym znakiem. Renoma jest, więc utrwalonym w świadomości konsumentów wyobrażeniem o wyjątkowych walorach towaru, oczekiwanych i niezawodnie spełnianych pożądane cechach”.

Duże marki modowe często powołują się na renomę swoich znaków towarowych. Przy ocenie naruszenia praw do takiego znaku towarowego nie jest bowiem wymagane wprowadzające w błąd podobieństwo do znaku przeciwstawionego oraz jego przeznaczenie dla identycznych lub podobnych towarów, jak ma to miejsce w przypadku znaków o zwykłej zdolności odróżniającej. Wystarczy samo ryzyko skojarzenia porównywanych oznaczeń, jeżeli może to zaszkodzić renomie wcześniejszego znaku lub przynieść konkurentowi nienależne korzyści, niezależnie od tego, czy towary oferowane przez konkurenta są podobne (np. Lancôme vs. produkt spoza branży kosmetycznej).

Światowe przedsiębiorstwa, szczególnie luksusowe domy mody, często agresywnie egzekwują swoje prawa, podejmując działania prawne nawet w przypadku minimalnych podobieństw do ich renomowanych marek znaków towarowych innych podmiotów rynkowych. Taka strategia służy nie tylko ochronie, ale także odstraszaniu potencjalnych naruszycieli.

 

Przykłady polskich sporów dotyczących naruszenia renomowanych znaków towarowych:

Rexona vs. Hurtownia Kosmetyków REXONA

Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał, że Dariusz Pożogra, prowadzący wówczas działalność gospodarczą pod firmą „Pożoga Dariusz-Hurtownia Kosmetyków REXONA”, naruszył prawo ochronne do renomowanego znaku towarowego „REXONA” poprzez używanie fonetycznie identycznego oznaczenia w odniesieniu do towarów tożsamych z tymi, które objęte są ochroną, i to oferowanych po niższej cenie oraz gorszej jakości. Pozwany zajmował się m.in. produkcją i sprzedażą wód toaletowych i perfum, reklamowanych jako zapachy "w typie" znanych perfum. 

Sąd wskazał, że takie działanie mogło wprowadzać konsumentów w błąd co do pochodzenia produktów, zwłaszcza, że koncern Unilever zarejestrował różne warianty znaku towarowego słowno-graficznego (logo) „REXONA”, co zwiększało ryzyko skojarzenia spornego oznaczenia z renomowaną marką.

Spór CHANEL vs. CHANELHOMME

Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie przyznał rację spółce CHANEL, która wniosła sprzeciw wobec zgłoszenia do ochrony przez niezwiązaną z nią osobę znaku towarowego słownego „CHANELHOMME” Podstawą było naruszenie praw do renomowanych znaków towarowych „CHANEL”, „CHANEL N°5” oraz „COCO CHANEL”, które cieszą się ugruntowaną pozycją na terytorium Polski.

Zdaniem sądu rejestracja znaku „CHANELHOMME” dla usług związanych ze stronami internetowymi mogłaby naruszać renomę wcześniejszych znaków towarowych CHANEL, prowadząc do ich osłabienia oraz pasożytniczego wykorzystania.

Spór Gucci vs. Gucio

Spółka Gucci wniosła sprzeciw wobec rejestracji znaku towarowego „GUCIO”, argumentując, że jego podobieństwo do oznaczenia „GUCCI” może wprowadzać konsumentów w błąd oraz szkodzić renomie jej marki. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie oddalił skargę na decyzję oddalającą sprzeciw, uznając, że istotne różnice w asortymencie oraz pozycjonowaniu marek wykluczają ryzyko konfuzji. 

Sąd wskazał, że Sławomir Piwowarczyk oferujący swoje towary pod marką „Gucio”, której nazwa w Polsce pochodzi od zdrobnienia imienia Gustaw, zajmuje się wyłącznie produkcją obuwia dziecięcego, co odróżnia ją od luksusowego segmentu, w którym działa Gucci. Znak towarowy „Gucio” od wielu lat funkcjonuje na polskim rynku i jest kojarzony z obuwiem o unikalnej konstrukcji oraz specjalnym przeznaczeniu, wytwarzanym w oparciu o opatentowane w Polsce rozwiązanie techniczne. W konsekwencji uznano, że rejestracja znaku „GUCIO” nie narusza praw ochronnych przysługujących Gucci.

Konkluzje

Znaki towarowe o ugruntowanej renomie mają rozszerzoną ochronę prawną, która obejmuje zarówno rejestrację, jak i używanie w obrocie oznaczeń podobnych, nawet dla odmiennych towarów czy usług, jeśli istnieje ryzyko skojarzenia porównywanych oznaczeń i może to zaszkodzić renomie wcześniejszego znaku towarowego lub przynieść konkurentowi nienależne korzyści.

Zakres tej ochrony nie jest jednak absolutny i tak jak w powyższej sprawie „Gucci vs. Gucio”, jeśli znaki towarowe będę się różnić w takim stopniu, że nie jest możliwe ich pomylenie czy skojarzenie, to nie dojdzie do naruszenia praw ochronnych do renomowanych znaków towarowych.

Przedsiębiorcy działający w branży kosmetycznej mogą odnieść znaczące korzyści, czerpiąc inspirację z działań i strategii marketingowych wiodących międzynarodowych koncernów. Kluczowe dla sukcesu rynkowego jest budowanie silnej i rozpoznawalnej marki, opartej na unikalnej nazwie własnej oraz identyfikacji produktowej. Efektywna strategia marketingowa powinna łączyć globalne trendy z preferencjami lokalnych konsumentów. 

Niezbędne jest, aby wszystkie działania prowadzone były w sposób świadomy i zgodny z obowiązującymi przepisami prawa własności intelektualnej, z należytym poszanowaniem praw do renomowanych znaków towarowych. Dzięki temu przedsiębiorcy nie tylko unikną ryzyka naruszeń praw do tych znaków, ale także zbudują trwałą i godną zaufania pozycję swojej marki na rynku.

autorka: Natalia Basałaj, radca prawny, Kancelaria Hansberry Tomkiel

Podstawa prawna:

1. Art. 120 oraz art. 1321 ust. 1 pkt 4, art. 164, art. 283 – 2861, 296 ust. 2 pkt 3 ustawy z 30 czerwca 2000 r. Prawo własności przemysłowej (Dz.U.2017.776).

2. Art. 8 ust. 5 Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2017/1001 w sprawie znaku towarowego Unii Europejskiej (Dz.Urz.UE.L154).

Czytaj też: Inglot, Ziaja, Bielenda, Eris: gdy nazwisko staje się marką w branży beauty

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
02. kwiecień 2025 02:59