Tylko co czarta respondentka badań przeprowadzonych przez markę Tulua.pl uważa, że konserwanty w kosmetykach są niezbędne, a 38 proc. jest przeciwnego zdania. Według tych samych badań tylko 5 proc. Polek czyta skład preparatów kosmetycznych przed ich zakupem.
Takie zachowania to idealna sytuacja dla firm, które korzystają na modzie na naturę, ekologię i weganizm, tak na prawdę nie oferując produktów, które po analizie składu odpowiadają tym trendom. Dobre wybory utrudnia totalny bałagan wynikający z braku prawnej definicji naturalnych kosmetyków i produktów eko – pisze Rzeczpospolita.
– Dopóki takiej definicji nie ma trudno mówić, czy kosmetyk naturalny to ten, który stworzony został w 100 proc. ze składników naturalnych, w 80 proc. czy 60 proc. Podobnie ma się rzecz z kosmetykami eko – mówi Marta Górska, twórczyni marki Szmaragdowe Żuki, cytowana przez dziennik.
Wobec braku prawnych uregulowań, niektóre firmy decydują się na certyfikaty potwierdzające jakość i charakter zastosowanych składników. Nie każdego producenta jednak na to stać. – Aby zweryfikować, na ile naturalny jest dany produkt wystarczy zerknąć na jego skład – podpowiada na łamach Rzeczpospolitej Iwona Białas, chemik kosmetolog w Cosmetosafe Consulting. Przestrzega przy okazji, że zastosowanie tylko kliku substancji naturalnych (obok innych syntetycznych) nie czyni produktu całkowicie naturalnym.
Dziennik przypomina, że wolnorynkową amerykankę na zagmatwanym rynku produktów kosmetycznych choć w części porządkują nowe zasady zawarte w załącznikach III i IV dokumentu technicznego Komisji Europejskiej, dotyczące deklaracji "hipoalergiczność" i "nie zawiera". Zgodnie z nimi od 1 lipca tego roku nie można umieszczać na opakowaniu informacji o braku zawartości np. parabenów oraz że produkt jest hipoalergiczny (o ile nie popierają tego badania kliniczne). Za zamieszczanie fałszywych lub zakazanych deklaracji grożą kary finansowe.