Minimalne wynagrodzenie za pracę w 2020 r. wyniesie 2600 zł. Oznacza to wzrost o 350 zł, czyli o 15,6 proc. w stosunku do 2019 r. – obecnie najniższa płaca to 2250 zł.
Minimalna stawka godzinowa w 2020 r. będzie wynosiła 17 zł (więcej o 1 zł niż wcześniej planowano). W 2019 r. jest to 14,70 zł.
Zdaniem rządu, poziom minimalnego wynagrodzenia za pracę w wysokości 2600 zł będzie miał pozytywny wpływ na sytuację gospodarstw domowych, ponieważ wzrosną dochody pracowników.
„Rozwiązanie to wychodzi naprzeciw oczekiwaniom ok. 1,5 mln pracowników otrzymujących płacę minimalną. Obecna sytuacja ekonomiczna Polski pozwala na zrównoważone podnoszenie płacy minimalnej, współmierne do dynamiki wzrostu gospodarczego i wzrostu produktywności pracy oraz spadku bezrobocia” – podano w komunikacie, po tym, jak Rada Ministrów przyjęła 10 września rozporządzenie w sprawie wysokości minimalnego wynagrodzenia za pracę oraz wysokości minimalnej stawki godzinowej w 2020 r.
Regulowane przez prawo minimalne wynagrodzenie powinno odpowiadać istniejącym realiom i możliwościom pracodawców.
Presja na wyższe wynagrodzenia będzie rosła
Mniej optymistycznie odnoszą się do podwyżki płacy pracodawcy. – Nadmierny wzrost płacy minimalnej może wpłynąć na zwiększenie presji płacowej, która już teraz jest dużym wyzwaniem dla pracodawców – mówi Teresa Jonas, prezes zarządu sieci Drogerie Polskie i firmy dystrybucyjnej Błysk z Jastrzębia-Zdroju. – Płaca minimalna powinna być kompromisem, powinna zabezpieczać godny poziom wynagrodzenia za pracę oraz motywować do jej podjęcia. Istotne jest, aby regulowane przez prawo minimalne wynagrodzenie odpowiadało istniejącym realiom i możliwościom pracodawców – dodaje.
Właściciele firm, w których płaca na poziomie minimalnym jest rzadkością lub nie występuje obawiają się, że podwyżka stawki zadziała jak efekt domina – każdy będzie chciał zarabiać więcej.
– Wzrost wynagrodzenia minimalnego może wpłynąć generalnie na wzrost oczekiwań pracowników co do wysokości ich wynagrodzeń. W naszym przedsiębiorstwie praktycznie nie zatrudniamy pracowników, których wynagrodzenie jest w wysokości zbliżonej do wynagrodzenia minimalnego. Nasz zakład jest usytuowany pod Warszawą, w województwie mazowieckim wynagrodzenia są wyższe niż w innych regionach kraju. Obawiamy się jednak, że ta zmiana będzie impulsem dla pracowników do wystąpienia z roszczeniami – mówi Katarzyna Furmanek, prezes zarządu firmy kosmetycznej Floslek z Piaseczna pod Warszawą.
Zapowiedzi kolejnych podwyżek płacy minimalnej powodują, że presja pracowników na wyższe płace będzie rosła.
Tomasz Regucki, prezes zarządu firmy Eurus spod Białegostoku (importer i dystrybutor kosmetyków), również przyznaje, że najbliższa podwyżka płac nie wpłynie na kondycję jego przedsiębiorstwa, ale przypomina, że nie jest ona ostatnią zapowiedzianą przez rząd. – Nasi pracownicy zarabiają wyraźnie więcej niż wynagrodzenie minimalne, więc obecna podwyżka nie jest zagrożeniem dla kondycji spółki. Natomiast generalnie presja na wynagrodzenia, moim zdaniem, będzie bardzo rosła z wielu powodów mikro- i makroekonomicznych, a nawet politycznych, bo deklaracje podwyżki płacy minimalnej do 4 tys. zł do 2023 r. dają ludziom napęd do tego rodzaju oczekiwań. Jest wysoki poziom inflacji, co już każdy przyznaje. A co najważniejsze – mamy rynek pracownika. Widać to po tym, jakie płace oferują pracodawcy typu Biedronka czy Lidl, ale też nawet małe, rodzinne firmy, które niezależnie od podwyżek fundowanych przez rząd, podnoszą wynagrodzenia, bo chcą mieć stałych pracowników, a właściwie – w ogóle mieć pracowników. Nie spodziewam się więc wpływu najbliższej podwyżki na nasze przedsiębiorstwo, ale spodziewam się dalszej, silnej presji na płace – podsumowuje Tomasz Regucki.
Nie możemy wyrównać sobie wzrostu kosztów działalności podnoszeniem cen w sklepach.
Również Michał Mróz, prezes zarządu firmy Inter-Vion spodziewa się, że wzrost pensji minimalnej będzie miał dalsze konsekwencje. – Bezpośredni wpływ tej podwyżki na działalność naszej firmy będzie ograniczony ponieważ nie stosujemy wynagrodzeń na poziomie stawki minimalnej. Natomiast spodziewam się wzrostu cen usług zewnętrznych, ponieważ dla wielu naszych partnerów biznesowych wzrost płacy minimalnej będzie silnie odczuwalny. Mam na myśli branże, w których niskie koszty pracy stanowią podstawowy element konkurencyjności – mówi.
Podnoszenie cen, to pętla na szyję. Czy firmy handlowe będą ograniczać zatrudnienie?
Dagmara Chudzińska-Matysiak, area director staffing w agencji pracys Randstad Polska, przypomina że podwyżka płacy minimalnej o 200 zł brutto oznacza w praktyce wzrost kosztów zatrudnienia jednego pracownika o około 3 tys. zł brutto w skali roku – w przypadku firm zatrudniających w oparciu o płacę minimalną. To szczególne wyzwanie dla wielu firm działających na niskich marżach, w tym przedsiębiorstw zajmujących się handlem detalicznym i hurtowym.
– Dla małych przedsiębiorstw handlowych, czy w ogóle małych przedsiębiorców z różnych branż, podwyżka płacy minimalnej oznacza wzrost kosztów działalności, których często mogą nie być w stanie udźwignąć – podkreśla ekspertka. Dodaje przy tym, że już obecnie wysokie koszty pracy zatrudnienia sprawiają, że niektórzy mali przedsiębiorcy częściowo wynagradzają swoich pracowników w sposób nierejestrowany. Dawniej w celu obniżenia kosztów pracy próbowali zawierać z pracownikami umowy zlecenia zamiast umów o pracę, jednak wprowadzenie minimalnej stawki godzinowej przed kilkoma laty mocno ukróciło ten proceder.
– Polskie firmy handlowe pracują na niskich marżach, w obecnym otoczeniu rynkowym nie mają możliwości ich podniesienia. Szacowany wzrost kosztów płac na poziomie kilkunastu procent, wzrost kosztów energii może pociągnąć za sobą wiele problemów w funkcjonowaniu szczególnie małych i średnich przedsiębiorstw, które będą zmuszone do ograniczenia zatrudnienia – mówi wprost Teresa Jonas, która może ocenić sytuację z perspektywy osoby zarządzającej firmą dystrybucyjną i dostawcy kosmetyków dla setek drobnych sklepów detalicznych.
– Decydenci od 1989 r. nie robili nic tylko pozwalali rekinom z obcym kapitałem bez ograniczeń dewastować polski przemysł i polski handel – irytuje się Jerzy Kwiatkowski, który od 30 lat prowadzi własną drogerię w Polkowicach, działa też w zarządzie Stowarzyszenia Sklepów Kosmeteria. – Teraz mamy efekty tej ignorancji. Sklepy, rodzinne biznesy upadają. Firmy i detaliści ubożeją, mają mniej zleceń, klientów i konsumentów, i jeszcze rząd podwyższa wynagrodzenia. Owszem, jestem za podwyżkami nawet o 100 i 200 proc., ludzie powinni dobrze zarabiać, ale najpierw nich rząd zmniejszy koszty przedsiębiorcom w podatkach, składkach ZUS, z przyjemnością wszyscy przyklasną. Jeśli małe i średnie przedsiębiorstwa mają podnieść wynagrodzenie, to z automatu spadnie ich rentowność, to będzie bardzo duże obciążenie, przede wszystkim dla handlu, który ma ostatecznego odbiorcę. Nie możemy wyrównać sobie tego podniesieniem cen, bo przy nierównej konkurencji i premiowaniu przez producentów oraz rządzących obcego kapitału, czyli potężnych sieci drogeryjnych i w ogóle handlowych, podnoszenie przez nas cen to jak zaciskanie sobie pętli na szyi – stwierdza Jerzy Kwiatkowski.
Jest szereg rozwiązań motywacyjnych, które każda firma może wprowadzić indywidualnie uwzględniając swoją specyfikę działania i możliwości, by szczególnie premiować pracowników.
Jak firmy będą sobie radzić z rosnącymi kosztami pracy?
– Myślę, że rozwiązaniem jest podnoszenie wydajności pracy – mówi Tomasz Regucki. – Należy płacić ludziom więcej niż pensja minimalna, więcej wymagać i wprowadzić więcej czynników motywacyjnych pozafinansowych. Wśród najbardziej znanych i pożądanych przez pracowników wymieniłbym pakiety medyczne, korzystne ubezpieczenia grupowe z niską składką dla pracownika, karty zniżkowe do obiektów sportowych – szczególnie lubiane przez młode osoby. Jest też szereg rozwiązań motywacyjnych, które każda firma może wprowadzić indywidualnie uwzględniając swoją specyfikę działania i możliwości, by szczególnie premiować osoby, które są wybitnie zaangażowane lub wnoszą innowacyjne rozwiązania do spółki. My je stosujemy, wiążemy się z ludźmi na długo i pracownicy wiedzą, że są doceniani. Do tego dochodzą również rozwiązania technologiczne, jak choćby systemy ułatwiające komplementację towaru, czyli automatyzacja pracy w działach, w których jest to możliwe – wymienia Tomasz Regucki.
Zniesienie limitu składek na ZUS będzie kolejną dużą barierą, która ograniczy możliwość rozwoju polskiej gospodarki.
ZUS, Pracownicze Plany Kapitałowe, koszty recyklingu opakowań – co jeszcze czeka firmy?
Rosnące koszty zatrudnienia to nie jedyne wyzwania, przed jakimi staną w przyszłym roku firmy, również z sektora kosmetycznego. – Kolejne zmiany czekają nas w związku z rosnącymi opłatami z tytułu opakowań wprowadzanych do środowiska. Szczególnie drastycznie wzrosną opłaty związane z tworzywami sztucznymi. Na przestrzeni ostatniego roku te koszty wzrosły nam już ponad 5-krotnie. Następne podwyżki są już zapowiedziane – mówi Katarzyna Furmanek. Chodzi o europejską strategię na rzecz tworzyw sztucznych, tzw. strategię plastikową. Zgodnie z jej zapisami, do 2023 r. wszystkie opakowania wprowadzane do obrotu mają nadawać się do recyklingu, a producent odpowiada za produkt i opakowanie, w którym wprowadził produkt na rynek przez cały cykl ich życia, aż do momentu zagospodarowania odpadu powstałego z tego produktu lub opakowania.
– Obawiamy się również zmian związanych z zapisanym w projekcie budżetu państwa na rok 2020 zniesieniem limitu składek na ubezpieczenia emerytalne i rentowe. Zniesienie limitu składek na ZUS będzie kolejną dużą barierą, która ograniczy możliwość rozwoju polskiej gospodarki. Pierwszym odczuwalnym skutkiem będzie obniżenie wynagrodzenia netto pracowników, według przewidywań Konfederacji Lewiatan nawet o 11 proc., a wzrost kosztów zatrudnienia dla pracodawcy może sięgnąć 16 proc. Dodatkowo będziemy w przyszłym roku przygotowywać się do wzrostu kosztów funkcjonowania związanych z wprowadzeniem Pracowniczych Planów Kapitałowych – wymienia Katarzyna Furmanek. – Powyższe zmiany na pewno odbiją się na kondycji przedsiębiorstw i mogą wymusić wzrost cen – podsumowuje.
Michał Mróz do najważniejszych czynników, które wpłyną w przyszłym roku na kondycję przedsiębiorstw zalicza wzrost kosztów związanych z importem, co jest wynikiem osłabienia złotego, koszty wprowadzenia PPK oraz wzrost cen paliw. – Niewątpliwie również rosnąca inflacja przyczyni się do wzrostu kosztów w różnych obszarach działalności – mówi. – Jest coraz więcej sygnałów wskazujących na zbliżające się spowolnienie na świecie. Polska gospodarka jest powiązana z gospodarką światową, tak więc na pewno musimy się spodziewać spowolnienia gospodarczego również w naszym kraju – podsumowuje.