Przez pierwsze dni od otwarcia galerii sprzedaż Inglota była niższa o 70 proc. rok do roku. – Teraz jest trochę lepiej, spadek wynosi ok. 50 proc. w zależności od kraju i lokalizacji punktu sprzedaży – poinformował Zbigniew Inglot, prezes firmy Inglot w wywiadzie opublikowanym w Gazecie Wyborczej.
Według niego odbudowa sprzedaży będzie długotrwałym procesem. Dobrym wynikiem byłoby osiągnięcie do listopada wyniku na poziomie 70 proc. analogicznego okresu w ubiegłym roku.
W czasie zamknięcia sklepów stacjonarnych firma ratowała się sprzedażą przez internet. W tej chwili ten kanał odpowiada za 30 proc. sprzedaży, przy czym przed kryzysem sprzedaż online wynosiła około 5 proc. Zbigniew Inglot przyznaję, że nie pokrywa ona strat w sprzedaży stacjonarnej. Według niego rozwój tego kanału wymaga czasu. – Pracujemy nad tym już od kilku lat, jednak pandemia pokazała, że konieczna jest intensyfikacja tych działań oraz znacznie większe inwestycje. To teraz nasz kierunek rozwoju. Zakładamy, że do końca 2022 r. sprzedaż online będzie stanowić ok. 50 proc. sprzedaży całkowitej – poinformował rozmówca Gazety Wyborczej.
Marka Inglot jest obecna niemal w stu krajach na sześciu kontynentach, a w dziewięciu z nich ma spółki córki. Tam gdzie to było możliwe firma wystąpiła o pomoc rządową. Najbardziej przyjazny program pomocowy – w ocenie prezesa – zaoferował firmom rząd w Australii, gdzie Inglot skorzystał z projektu JobKeeper obejmującego dopłaty do wynagrodzeń przez sześć miesięcy, ulgi podatkowe oraz zawieszenie lub zmniejszenie wysokości czynszów za wynajmowane lokale proporcjonalnie do wymiaru spadku sprzedaży. Na wymierną pomoc firma mogła liczyć również w Polsce i na Litwie. W wielu krajach zarówno Inglot, jak i franczyzowi partnerzy firmy nie otrzymali żadnego wsparcia lub było ono znikome.
Firma negocjuje obniżki czynszów w galeriach handlowych. I choć jej prezes jest świadomy, że firmy zarządzające galeriami mają swoje stałe koszty, to nie widzi możliwości dalszej współpracy z wynajmującymi, którzy nie zgodzą się na renegocjacje czynszów.
– Niektórzy z nich zachowują się tak, jakby nic znaczącego nie wydarzyło się w ostatnich miesiącach – ocenia Zbigniew Inglot. Zapowiada, że jeśli przez kilka miesięcy z rzędu wyniki działalności sklepów w wybranych galeriach nie będą przynajmniej w okolicach zera, firma zmuszona będzie zamknąć niektóre z nich. Będzie to prawdopodobnie około 10-15 proc. sklepów.
W ocenie rozmówcy „Gazety Wyborczej" skala zakupów stopniowo będzie się zwiększać, ale jeszcze długo nie osiągnie poziomu sprzed kryzysu. – Oczy całej branży zwrócone są na zmiany w zachowaniu konsumentów. Z różnego rodzaju analiz w branży jasno jednak wynika, że niepewna sytuacja ekonomiczna oraz nastroje społeczne wyraźnie wpływają na zmianę preferencji konsumentów. Wielu stawia na zakupowy minimalizm – mówi Zbigniew Inglot.
Z tego powodu uważa, że obecność marek premium na prestiżowych ulicach traci obecnie znaczenie. Według prezesa Inglota będą one rezygnować z wynajmu lokali przy ekskluzywnych, bardzo drogich ulicach oraz w galeriach handlowych. Ma to związek także z tym, że sprzedaż we wspomnianych punktach była w dużej mierze realizowana przez klientów z Azji. Teraz, gdy ruch lotniczy na dużych dystansach stoi pod znakiem zapytania, trudno mieć nadzieję, że sytuacja w handlu produktami premium wróci do normalności.
W ocenia Zbigniewa Inglota problemy w handlu detalicznym będą się nasilać w dużych miastach na świecie, włączając stolice mody. Nie ominą także Polski. Problem pustostanów w galeriach przybierze z pewnością na sile. – Zjawisko będzie wiązało się również z dużą rotacją najemców. Spodziewam się, że decyzje nowych najemców o wynajęciu lokali handlowo-usługowych będą poprzedzane jeszcze bardziej wnikliwymi analizami – mówi prezes Inglota.
Więcej w Gazecie Wyborczej