StoryEditor
Eksport
21.04.2023 00:00

Rasistowska reklama Diora wywołuje burzę w Chinach

Według raportu opublikowanego przez BBC, zdjęcie przedstawiające azjatycką modelkę podnoszącą palcami swoje powieki, opublikowane przez należącą do LVMH firmę Dior na swoim koncie na Instagramie, zostało usunięte po tym, jak marka stanęła w obliczu wielu oskarżeń o rasizm. Chińscy internauci szybko podchwycili temat i nazwali zdjęcie dyskryminującym. Gazeta Global Times wezwała markę projektantów makijażu do przeprosin.

Luksusowa marka Dior została oskarżona o rasistowskie działania w chińskich mediach społecznościowych w związku z reklamą pokazującą modelkę podnoszącą kącik oka w geście powszechnie stosowanym jako obraza czy wyzwanie osób pochodzenia azjatyckiego. Francuska marka opublikowała zdjęcie na swoim koncie na Instagramie na początku tego tygodnia, po czym szybko je usunęła. Dior nie wydał na ten temat żadnego publicznego komentarza.

Chińscy internauci stają się coraz bardziej wrażliwi na przedstawianie Chińczyków w obliczu rosnących nastrojów nacjonalistycznych w Internecie, oraz ze względu na umocnienie swojej pozycji w międzynarodowym dialogu kulturowym. Kontrowersyjne zdjęcie zostało opublikowane kilka dni temu w celu promowania nowej kolekcji makijażu Diora. Zdjęcie zostało opatrzone podpisem „Okaż swoją kocią zaciekłość”. Obraz został później wielokrotnie opublikowany przez internautów na chińskich platformach społecznościowych, gdzie spotkał się z krytyką i wywołał wirusowy hashtag „Reklama makijażu Diora oskarżona o dyskryminację Azjatów” na Weibo.

Jak donosi Global Times: „Rozciągając oczy… [marka] naśmiewa się z wyglądu Azjatów, zwłaszcza z Azji Wschodniej. Mamy nadzieję, że Dior będzie w stanie zmierzyć się ze swoimi błędami, szczerze przeprosić i odpowiedzieć społeczeństwu azjatyckiemu oraz jasno powiedzieć, jak zapobiec podobnym problemom w przyszłości”.

Dlaczego wykrzywianie oczu to problem?

Skośne oczy, jako główna cecha stereotypowych twarzy Azjatów, odzwierciedlają historyczne uprzedzenia, a robienie skośnych oczu stało się typowym gestem kpiny z Azjatów. Naśladowanie rysów twarzy Azjatów wraz z innymi formami rażącej kpiny, spowodowanej ignorancją lub celowo, jest szeroko krytykowane przez Azjatów, którzy poczuli się urażeni podobnymi incydentami.

Krytycy argumentują, że przedstawianie mieszkańców Azji Wschodniej w zachodnich mediach, skupiające się na fałdzie epikantycznym powieki, mają negatywny efekt karykatury, niezależnie od tego, czy opisują azjatyckie oko pozytywnie jako „w kształcie migdała”, czy negatywnie jako „skośne”, „skośne oczy” lub „skośny”. Co gorsza, twierdzą ci krytycy, powszechne jest przedstawianie populacji wschodnioazjatyckiej jako osoby o żółtym, czasem pomarańczowym, a nawet cytrynowym odcieniu skóry (co krytycy nazywają koloryzmem). Definiowanie całej grupy demograficznej poprzez cechę występującą u jej ułamka jest formą marginalizacji; możnaby porównać to do definiowania Europejczyków przez bycie rudym, co jest popularnym fenomenem u narodów skandynawskich.

Ze względu na popularność takiej formy skrótów myślowych, które wrosły w zbiorową świadomość, udawanie skośności oka stało się wyrazem niechęci i wyzwania osób pochodzenia azjatyckiego, i jest postrzegane przez samych zainteresowanych jako bardzo obraźliwa forma zniewagi. W wielu językach funkcjonują słowa bazujące na kształcie oka Wschodnich Azjatów, służące do ubliżania tym osobom; w języku polskim jest to np. skośnooki.

Czytaj także: Marka Rituals w ogniu krytyki za "rasistowski" styl orientalny

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Eksport
15.04.2025 13:32
Korea Południowa uruchamia fundusz wspierający branżę K-beauty o wartości 40 miliardów wonów
Hebe

Ministerstwo Małych i Średnich Przedsiębiorstw oraz Start-upów w Korei Południowej ogłosiło utworzenie specjalnego funduszu dedykowanego branży kosmetycznej. Fundusz o wartości 40 miliardów wonów (około 27 milionów dolarów amerykańskich) ma wspierać start-upy z sektora K-beauty i obejmuje cały łańcuch dostaw kosmetyków w kraju. To pierwsza tego typu inicjatywa w Korei Południowej, realizowana we współpracy publiczno-prywatnej. Głównymi inwestorami funduszu zostały wiodące firmy zajmujące się produkcją kontraktową kosmetyków — Kolmar Korea i Cosmax Inc.

Inicjatywa pojawiła się w odpowiedzi na rosnące obawy związane z potencjalnym wprowadzeniem przez Stany Zjednoczone 25-procentowych ceł wzajemnych. Choć jeszcze nie weszły one w życie, ich zapowiedź już teraz budzi niepokój wśród eksporterów. Branża kosmetyczna stanowi kluczowy sektor eksportowy południowokoreańskich MŚP. W 2023 roku wartość zagranicznej sprzedaży kosmetyków z Korei osiągnęła poziom 6,8 miliarda dolarów amerykańskich, co czyni ją liderem wśród kategorii eksportowych w tym segmencie przedsiębiorstw.

Fundusz ma na celu nie tylko ochronę sektora kosmetycznego przed skutkami geopolitycznych napięć i ryzyk handlowych, lecz także zwiększenie konkurencyjności koreańskich marek na rynkach międzynarodowych. Władze Korei liczą, że strategiczne inwestycje pozwolą firmom przetrwać ewentualne turbulencje i wzmocnić ich pozycję globalną. K-beauty już od lat uchodzi za symbol innowacyjności i wysokiej jakości, a także za ważny element „miękkiej siły” kulturowej Korei Południowej.

Utworzenie funduszu wpisuje się w szerszą strategię wspierania innowacyjnych gałęzi przemysłu oraz zabezpieczania przyszłości koreańskiej gospodarki. Zwiększenie odporności sektora kosmetycznego ma kluczowe znaczenie w obliczu zmieniających się warunków globalnego handlu. Inwestycje tego typu mają również zachęcać młode, dynamiczne firmy do ekspansji zagranicznej i rozwijania nowych technologii, które umocnią pozycję Korei Południowej jako światowego lidera w dziedzinie urody.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Eksport
07.04.2025 13:38
Reuters: Rosjanie przeprowadzili w Polsce operację specjalną z użyciem... wybuchających kosmetyków
Wiadomości Kosmetyczne

Latem 2023 roku doszło do serii incydentów w Wielkiej Brytanii, Niemczech i Polsce, które według śledczych stanowiły element rosyjskiej operacji sabotażowej. W dniach 19–21 lipca w sortowniach kurierskich w Birmingham, Lipsku i pod Warszawą eksplodowały przesyłki zawierające poduszki do masażu, kosmetyki i zabawki erotyczne. Jak ustalili polscy śledczy, przedmioty te ukrywały prymitywne ładunki zapalające wykonane z łatwodostępnych substancji chemicznych, w tym reaktywnego magnezu i nitrometanu.

Mechanizmy zapłonowe w przesyłkach były skonstruowane z tanich chińskich urządzeń elektronicznych – lokalizatorów kluczy – które umożliwiały ustawienie czasu wybuchu nawet z kilkutygodniowym wyprzedzeniem. Detonacja była uruchamiana przez uprzednio aktywowane przyciski. Substancje zapalne zostały ukryte w tubkach przypominających kosmetyki, co dodatkowo utrudniało wykrycie ładunków. Eksperci podkreślają, że taka metoda jest niezwykle tania, anonimowa i trudna do wykrycia w standardowej kontroli przesyłek.

Polskie śledztwo wskazuje, że działania miały charakter próbny – były testem przed planowaną akcją mającą na celu umieszczenie podobnych przesyłek na pokładach samolotów cargo lecących do Stanów Zjednoczonych i Kanady. Incydenty nie spowodowały ofiar, ale wywołały pożary i zwiększyły obawy europejskich służb przed eskalacją tzw. wojny hybrydowej prowadzonej przez Rosję. Europejscy urzędnicy ds. bezpieczeństwa zgodnie twierdzą, że operacje sabotażowe nasiliły się po rozpoczęciu wojny w Ukrainie.

Co konkretnie się wydarzyło?

Polskie służby zatrzymały dwóch podejrzanych o udział w operacji. 27-letni obywatel Ukrainy Vladyslav Derkawiec miał zebrać komponenty przesyłek w Kownie, a następnie spakować i aktywować cztery paczki w Wilnie. 19 lipca przekazał je nieznanemu mężczyźnie, który posłużył się hasłem “Mary”, po czym przesyłki trafiły do trzech europejskich krajów. Derkawiec został zatrzymany w Polsce w sierpniu, a jego areszt tymczasowy przedłużono do maja 2025 roku. Zaprzecza on zarzutom i twierdzi, że wykonywał polecenia przekazywane przez komunikator Telegram od osoby o pseudonimie “Warrior”.

Drugim podejrzanym jest 44-letni obywatel Rosji, Aleksander Bezrukawij, zatrzymany w Bośni i przekazany Polsce w lutym 2025 roku. Miał odpowiadać za wysyłkę paczek z odzieżą i butami do USA i Kanady, by sprawdzić działanie systemów kurierskich na trasach transatlantyckich. Zarzuty wobec niego również obejmują działalność na rzecz rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU. Obaj podejrzani nie przyznają się do winy.

Według ustaleń dwóch funkcjonariuszy unijnych służb specjalnych, rosyjskie GRU często wykorzystuje lokalnych przestępców i osoby spoza struktur państwowych do realizacji działań sabotażowych. Kontakt i koordynacja odbywają się przez komunikatory internetowe, a wynagrodzenie za wykonanie zadania sięga kilku tysięcy euro. Źródła podkreślają, że zarówno składniki chemiczne, jak i zapalniki są powszechnie dostępne w sklepach z nawozami i fajerwerkami.

Kreml stanowczo odrzuca oskarżenia o jakikolwiek udział w tych wydarzeniach. Rzecznik Dmitrij Pieskow nazwał je „fake newsami” i przejawem „ślepej rusofobii”. Rosyjskie Ministerstwo Obrony oraz GRU nie odniosły się do sprawy. Mimo to, ujawnione szczegóły śledztwa rzucają światło na konkretne mechanizmy rosyjskiej wojny hybrydowej, która obejmuje już nie tylko cyberataki czy dezinformację, ale również fizyczne akty sabotażu na terytorium Unii Europejskiej.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
22. kwiecień 2025 05:09