Branża usług beauty jest jedną z tych, które w Polsce w ostatnich latach rozwijały się najszybciej. To efekt rosnącego standardu życia i zainteresowania Polaków usługami kosmetycznymi, fryzjerskimi, manicure, makijażu i wieloma innymi, na które mogli sobie w końcu pozwolić. To także wzrost popularności zawodów związanych z branżą beauty, dostępu do coraz większej liczby szkół i szkoleń, stacjonarnych i online. W branżę beauty można było łatwo wejść mając np. zdolności manualne i chęć do tzw. robienia paznokci. Polki oszalały na punkcie modnego manicure’u, lakierów hybrydowych i zdobień. To pozwoliło wielu osobom, a szczególnie kobietom przeważającym nadal w tym biznesie, założyć małe, często jednoosobowe firmy i utrzymać z nich siebie, czasem całe rodziny i pogodzić pracę np. z macierzyństwem.
Załamanie nastąpiło wraz z pojawieniem się COVID-19, wirusa, o którym nigdy nie chcielibyśmy usłyszeć. Salony kosmetyczne i fryzjerskie trafiały w kolejne lockdowny, a nawet, gdy mogły być otwarte, traciły klientów obawiających się korzystania z ich usług w dobie pandemii, lub takich, dla których siedzenie w maseczce w nieustannie sterylizowanym pomieszczeniu i w atmosferze niczym nie przypominającej relaksu, przestało być przyjemnością.
Według danych organizacji Beauty Razem zrzeszającej ok. 60 tys. przedsiębiorców, lockdown, który miał miejsce wiosną 2021 r. kosztował sektor beauty ok. 4 mld zł, czyli ok. 127 mln dziennie. Cześć firm skorzystała na rekompensatach, jakie organizacja wywalczyła od rządu podczas negocjacji 25 marca ub. r. – były to m. in. zwolnienia z ZUS i dofinansowanie do wynagrodzeń. Nie została jednak spełniona jedna z najważniejszych obietnic – umorzenie subwencji z Tarczy Antykryzysowej PFR 1.0.
Czytaj: Michał Łenczyński z Beauty Razem o umorzeniu subwencji PFR 1.0: To ważna niespełniona obietnica
OPŁATY ZA GAZ NAWET O KILKASET PROCENT W GÓRĘ
Mimo to, przedsiębiorcy przetrwali i w drugiej połowie roku nadrabiali straty. W wielu salonach trudno było o wolne miejsce, a do fryzjerów trzeba było zapisywać się z minimum miesięcznym wyprzedzeniem, choć branża działa nadal w ścisłym reżimie sanitarnym. Radość ze względnego powrotu do normalności okazała się jednak przedwczesna. Od kilku tygodni przedsiębiorcy biją na alarm i wymieniają się w mediach społecznościowych informacjami o podwyżkach kosztów działalności. Szczególnie drastyczne są podwyżki cen gazu, którym ogrzewanych jest wiele lokali.
Koszty wzrosły mi na razie o 200 proc., ale w PGNiG poinformowali, że jeszcze wzrosną o jakieś 300 proc. Czyli ogrzewanie z 500 miesięcznie teraz wynosi 1500. Rachunek wyrównawczy dostałam 4 tys. Nie wiem, z czego zapłacę. Teraz tylko czekam, bo wysłałam pismo z prośbą o rozłożenie na raty.
U mnie metraż 80 mkw. W październiku 500 zł, w listopadzie 900 zł, w grudniu 1800 zł przy zużyciu 200 m.sześć. W zeszłym roku, przy zużyciu 270 m. sześć. Rachunek był 740 zł, teraz to będzie kwota 2500 zł! To miesięczne rachunki. Jak my mamy funkcjonować?
Nysa – od października wzrost łącznie o prawie 1000 proc. – 170 proc., potem 300 proc., od wigilii – 480 proc.
U mnie rachunek za gaz z 400 zł na 4000.!
Kraków, lokal 44 mkw. – z 700 zł za 2 miesiące na 1900 zł za 1,5 miesiąca.
Znajdziemy także informacje, jakie podwyżki firmy dostały za prąd.
U mnie z 35 gr netto na 1,10 zł netto za kwh. Masakra, co oni wyprawiają.
CENY USŁUG W SALONACH BĘDĄ WYŻSZE
Wiadomo już, że konsekwencje tak drastycznych podwyżek cen poniosą klienci korzystający z usług salonów.
– Borykamy się ze znacznymi wzrostami cen, ale nie tylko energii. Przypomnę, że energia rośnie o kilkaset procent, a salony kosmetyczne są traktowane jako przedsiębiorcy, więc nie ma mowy o żadnych tarczach antyinflacyjnych. Jesteśmy zdani na siebie. Borykamy się też ze wzrostem cen czynszów, kosmetyków, tego wszystkiego, co jest nam potrzebne do pracy. Jest również bardzo duża presja płacowa – jest to zrozumiałe, żeby mieć tyle samo, co w zeszłym roku, pracownicy chcą zarabiać więcej. Niestety, będzie to w pewien sposób skutkowało wzrostami cen usług. Tych wzrostów nie było praktycznie do teraz, ale niestety będą one teraz odczuwalne. Myślę, że wzrosty będą na poziomie inflacji lub lekko nieco powyżej. Nasza prognoza to jest wzrost o 10-14 proc. Jest to konieczne, aby utrzymać nasze miejsca pracy – mówił dla Raportu Gospodarczego w TOK FM, Michał Łenczyński, lider grupy Beauty Razem.
Właściciele salonów przyznają, że już podnieśli ceny, albo podniosą je od lutego, gdy otrzymają rachunki za gaz po ostatniej grudniowej podwyżce i będą mogli oszacować wszystkie koszty. Ci, którzy zdecydowali się na zmianę cenników mówią o podwyżkach od 10 do 20 proc. w zależności od rodzaju zabiegu.
KTO PRZETRWA?
Nie zmienia to jednak faktu, że część przedsiębiorców jest zrozpaczonych i załamanych. Wydaje się, że najtrudniej będzie przetrwać tym prowadzącym najmniejsze biznesy, którzy nie mają różnorodnych usług i mocnej pozycji na rynku. Ale im też najłatwiej będzie przenieść się do szarej strefy, czego właściciele dużych i świetnie wyposażonych firm nie zrobią. Szereg firm będzie mierzyć się z czynnikami obiektywnymi – lokalizacją, konkurencją, zasobnością portfeli klientów w danym regionie. Być może będą zmuszeni ograniczać lub zmieniać profil działalności. Do tego dochodzi w tym roku szereg nowych wymogów związanych z prowadzeniem działalności.
Prawda jest taka, że prowadzenie biznesu stacjonarnie przestaje się opłacać. Z kim bym nie rozmawiała ostatnio z branży beauty, mówi, że daje sobie 2-3 miesiące i prawdopodobnie zamknie i wróci do szarej strefy.
Bardzo się boję tego, co nas czeka. Moja księgowa podniosła mi o 150 proc. cenę, czynsz w górę, jedzenie w górę, składka zdrowotna w górę, gaz w górę, prąd w górę, a klientów coraz mniej, bo każdy cierpi na inflacji i w pierwszej kolejności trzeba zaspokoić te podstawowe potrzeby.
Nie wiem co będzie dalej, jestem przerażona, bo klienci nie rozumieją, że my nie zarabiamy. My walczymy o przetrwanie przy naszych kosztach. Skończyła się nam umowa na prąd na starych zasadach. Nowa podpisana 80 proc. wyższa. Mam salon 360 mkw., solaria i sprzęt treningowy elektryczny.
Wydaje mi się, że nasz rząd chce wykończyć samozatrudnionych. Jeśli klepną posiadanie autoklawu we fryzjerstwie to ja zamykam działalność, bo zwyczajnie nie będzie mnie na to stać, żeby zatrudnić technika sterylizacji. I tak po kolei wszyscy będą padać.
Są jednak i tacy, których trudności mobilizują do aktywności, absolutnie nie wyobrażają sobie zamknięcia biznesu, który jest dla nich całym życiem.
Nie myślę o zamknięciu, tylko raczej o tym, jak jeszcze bardziej się rozwinąć i wyróżnić. Moja firma miała rok, kiedy przyszedł kryzys w związku z krachem na amerykańskiej giełdzie. Też wszyscy mieli wtedy zbankrutować. Czarnowidztwo nic nie zmieni, tylko nas zniechęca i pogrąża. Nie po to tworzyłam firmę latami, żeby teraz to zostawić. Działalność gospodarcza to wolność i mega wyzwanie jedocześnie. Zawsze walczyłam o swoje i teraz też będę. Podwójnie.
Nie brakuje głosów, że trudna sytuacja zweryfikuje rynek. Pozostaną na nim najlepsi nie tylko w usługach kosmetycznych, ale przede wszystkim w zarządzaniu własną firmą.
Trzeba pamiętać, że branża beauty już dziś jest w nie najlepszej kondycji. Z danych Rejestru Dłużników BIG InfoMonitor i bazy informacji kredytowych BIK wynika, że rośnie zadłużenie działających w niej firm (fryzjerstwo i pozostałe zabiegi kosmetyczne). Na koniec trzeciego kwartału br. kwota zaległości wyniosła 100,28 mln zł. W ciągu dwóch lat zadłużenie w sektorze wzrosło o 30 proc.